Holenderska flota utknęła w lodzie. Wysłano grupę francuskich żołnierzy, by ją zdobyli. Co mogło pójść nie tak? Wojny rewolucyjnej Francji trwały dekadę, ale ich najdziwniejszy moment trwał zaledwie kilka dni.

Bitwa o Texel pozostaje jedynym przypadkiem w historii, w którym oddział kawalerii - żołnierzy na koniach - zdobył flotę statków. Miało to miejsce w 1795 roku, choć trzeba dodać, że... nie była to do końca bitwa.

Zima 1794-1795 była w Holandii wyjątkowo mroźna, a kiedy nadeszła burza, holenderska flota zakotwiczona w cieśninie Marsdiep próbowała schronić się przy wyspie Texel do czasu, aż sztorm minie - ale wtedy  flota została otoczona lodem, jak pisze autor David Blackmore. W tym czasie Francuzi walczyli z Republiką Holenderską oraz z rewolucjonistami w Holandii, którzy popierali idee Rewolucji Francuskiej.

Wieść o zakleszczonych statkach dotarła do francuskiego generała Jean-Charlesa Pichegru, który kazał Johanowi Williem de Winterowi, holenderskiemu admirałowi pracującemu dla Francuzów, zająć się tą sprawą. De Winter wysłał piechotę, kalwarię i artylerię konną - oddziały przybyły 22 stycznia i rozbiły obóz na noc.

- Widząc ich ogniska, kapitan Reyntjes, najstarszy i najwyższy rangą oficer w holenderskiej flocie tymczasowo nią dowodzący, przygotował się do wytoczenia wszystkich dział i zatopienia statków - pisze Blackmore. Jednak około północy nadeszła wiadomość, że rewolucjoniści przejęli władzę i chcą wstrzymać walki.

- Gdyby nie to zawieszenie broni w porę, mogłoby dojść do epokowej walki między armią lądową a flotą - pisze Blackmore.

Istnieją też inne mające sens powody, dla których do bitwy nie doszło. Francuzi potrzebowaliby ciężkich dział i drabin, by wspiąć się na statki - Holendrzy nie byli tak bezbronni, jak się wydawało. Zamarznięte w lodzie, blisko siebie, i dobrze uzbrojone, holenderskie siły z jednego statku mogły osłaniać drugi. W sumie było tam 14 holenderskich okrętów, a więc spora siła ognia.

Francuski dowódca wysłał huzarów, słynnych francuskich kawalerzystów, aby sprawdzili, czy uda im się zastraszyć Holendrów i zmusić ich do poddania się i w tamtym momencie ci nie zamierzali robić nic więcej.

- Lata później francuscy propagandyści wojskowi przedstawiali nieprawdopodobną historię o 'obdartusach' pędzących na koniach przez lód, by gołym mieczem zdobyć flotę Holandii - opisuje Blackmore. - W rzeczywistości było to o wiele bardziej prozaiczne.

Zdaniem Blackmore'a nie jest całkowicie jasne, co się stało, ale nie było wielkiej bitwy i prawdopodobnie scena ta była całkiem spokojna - wojskowi podjechali do statku Reyntjesa i obie strony zgodziły się czekać na rozkazy.

- Pięć dni później holenderskie załogi złożyły przysięgę, że będą stosować się do francuskich rozkazów i utrzymywać dyscyplinę marynarki, ale pozwolono im pozostać pod holenderską banderą - skwitował autor.

Źródło: Smithsonian Magazine

wtorek, 16 luty 2021 16:55

Albert Einstein i jego "Rok Cudów"

Przeszło sto lat temu Albert Einstein ukończył pracę naukową, która miała zmienić świat. Jego radykalne spojrzenie na naturę światła pomogło Einsteinowi przeistoczyć się z nieznanego urzędnika patentowego w geniusza stojącego w centrum dwudziestowiecznej fizyki.

Naukowcy nazywają rok 1905 Rokiem Cudów Alberta Einsteina - annus mirabilis. W ciągu kilku miesięcy Einstein napisał serię prac, które zmieniły sposób, w jaki postrzegamy wszechświat. Zawierały one, przykładowo, jego teorię szczególnej względności i słynne równanie E=mc².

Pierwsza praca opisywała jego cząsteczkową teorię światła, która stała się jednym z fundamentów współczesnej fizyki. Jak głosi legenda, Einstein był urzędnikiem w urzędzie patentowym, gdy wymyślił swoje radykalne teorie - ale był także doktorantem, który spędzał wolny czas, debatując z przyjaciółmi nad najnowszymi odkryciami fizyki.

W marcowym artykule z 1905 roku Einstein bezpośrednio zakwestionował ortodoksję fizyki - ortodoksję, która rosła i umacniała się przez ponad wiek, ortodoksję, która opierała się na eksperymentach i daleko idącej teorii.

Wszyscy fizycy w 1905 roku wiedzieli, czym jest światło. Niezależnie od tego, czy pochodziło ze Słońca, czy z żarówki, wiadomo było, że światło jest falą, to znaczy ciągiem jednakowo rozłożonych grzbietów oddzielonych jednakowo rozłożonymi rynnami, gdzie odległość między grzbietami (lub rynnami) określa kolor światła. Wszyscy uczeni wiedzieli bez wątpienia, że światło ma swój początek w źródle, rozchodzi się równomiernie i w sposób ciągły po całej dostępnej mu przestrzeni i rozchodzi się z miejsca na miejsce w postaci elektromagnetycznych grzbietów i koryt. Światło nazwano falą elektromagnetyczną lub, ogólniej, promieniowaniem elektromagnetycznym. W 1905 roku falowa natura światła była faktem stwierdzonym, niepodważalnym.

W obliczu tej powszechnie obowiązującej wiedzy Einstein zaproponował, że światło nie jest falą ciągłą, lecz składa się ze zlokalizowanych cząstek. Jak napisał Einstein we wstępie do swojej marcowej pracy: "Zgodnie z założeniem, które należy tu rozważyć, kiedy promień światła rozchodzi się z jakiegoś punktu, energia nie jest rozprowadzana w sposób ciągły po coraz większych przestrzeniach, ale składa się ze skończonej liczby kwantów energii, które są zlokalizowane w punktach przestrzeni, poruszają się bez podziału i mogą być absorbowane lub generowane tylko jako całość".

Zdanie to zostało nazwane "najbardziej 'rewolucyjnym' zdaniem napisanym przez fizyka XX wieku".

Einstein przewidział wpływ swojej pracy. W maju 1905 roku, zanim praca ukazała się drukiem, poinformował swojego przyjaciela Conrada Habichta, że nadchodząca praca na temat własności światła będzie "niezwykle rewolucyjna". Ze współczesnej perspektywy co najmniej trzy prace Einsteina z 1905 roku były podobnie nowatorskie, ale wówczas dla Einsteina tylko "założenie rozważane tutaj [w pracy marcowej]" stanowiło ostre zerwanie z ustaloną tradycją. Było ono rewolucyjne w tamtym czasie i takie pozostaje nadal. W czerwcu 1906 roku przyszły fizyk Max von Laue, laureat Nagrody Nobla, napisał do Einsteina jednoznacznie zaprzeczając jego założeniu:

"Kiedy na początku swojej ostatniej pracy formułuje Pan swoje heurystyczne stanowisko, że energia promieniowania może być pochłaniana i emitowana tylko w określonych skończonych kwantach, nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystkie Pańskie zastosowania również zgadzają się z tym sformułowaniem. Teraz nie jest to cecha procesów elektromagnetycznych w próżni, ale raczej emitującej lub absorbującej materii, a zatem promieniowanie nie składa się z kwantów światła, jak to jest napisanena stronie 6. Pańskiej pierwszej pracy - raczej tylko wtedy, gdy wymienia energię z materią, zachowuje się tak, jakby się z nich składało."

Von Laue był najwyraźniej skłonny przyznać, że w procesie emisji i absorpcji światła były zaangażowane kwanty, ale poza tym był nieugięty: światło podróżowało przez próżnię przestrzeni jako fala, a nie jako kwanty. Laue nie był w swoim przekonaniu odosobniony. W 1905 r. rozmiar odejścia Einsteina od usankcjonowanych przekonań na temat światła był tak niepokojący, że jego cząsteczkowa teoria światła nie została zaakceptowana przez dwie kolejne dekady.

Źródło: NPR.org

środa, 10 luty 2021 08:50

Czyngis-chan przykładem feministy?

Historyk Jack Weatherford w pojedynkę przeprowadził ocieplanie wizerunku Czyngis-chana. W swojej wcześniejszej książce prześledził wpływ zdobywcy na historię świata: jedna z największych i najlepiej zorganizowanych stref wolnego handlu, jaką kiedykolwiek widział glob, całkowita tolerancja religijna w imperium mongolskim - nawet koncepcja immunitetu dyplomatycznego pochodzi właśnie od Czyngis-chana.

W swojej nowej publikacji Weatherford dowodzi, że to jego córki, a nie synowie, sprawiły, że imperium Czyngis-chana odniosło sukces. I kiedy synowie zrujnowali imperium, to właśnie kobieta stworzyła Mongolię na nowo pod koniec XV wieku.

Temudżyn, młody człowiek, który został później Czyngis-chanem, dorastał w mało znaczącym klanie w mało znaczącym narodzie. Inne pasterskie narody rozkwitały na stepach na północ od Chin w XII wieku. Najeżdżały i handlowały z Chinami, walczyły o kontrolę nad Jedwabnym Szlakiem. Tymczasem Mongołowie byli mało ważnymi graczami na światowej arenie.

Wychowywany przez matkę, Temudżyn nauczył się mongolskiej duchowości - równowagi między mężczyzną i kobietą, Matką Ziemią i Ojcem Niebem. Potężniejsi władcy mongolscy nie szanowali żeńskich aspektów świata.

Gdy Temudżyn został Wielkim Chanem Mongołów w 1206 roku, miał 40 lat i liczną rodzinę, w tym "czterech samolubnych synów, którzy okazali się dobrzy w piciu, mierni w walce i kiepscy we wszystkim innym".

Ale miał też siedem lub osiem córek, których imiona i życie są znacznie mniej znane. Weatherford musiał "poskładać" ich historie na nowo z różnych źródeł. Były to z pewnością niezwykłe młode kobiety.

Małżeństwo jako misja wojskowa

Czyngis-chan prowadził politykę strategicznych małżeństw. Wydawał córkę za mąż za króla sprzymierzonego narodu. Pozostałe żony króla były usuwane. Następnie przeznaczał swojego nowego zięcia do służby wojskowej w wojnach mongolskich, podczas gdy córka przejmowała rządy w królestwie. Większość zięciów rzecz jasna ginęła w walce.

W ten sposób Czyngis-chan zbudował tarczę ochronną wokół ojczyzny Mongołów, jednocześnie rozszerzając podlegające mu terytorium. W swoich instrukcjach małżeńskich dla córki Alaqai "nie pozostawił żadnych wątpliwości, że jest to ważne zadanie wojskowe. Nie miała ona jedynie zarządzać, ale rządzić - tym samym rozpoczynając ekspansję Mongołów z narodu plemiennego w globalne imperium."

Do czasu śmierci Czyngis-chana, jego córki rządziły od Morza Żółtego do Kaspijskiego. Prawdopodobnie nigdy wcześniej, ani później, kobiety nie miały tak wielkiej władzy nad tak rozległym regionem.

Synowie zaczęli ograniczać tę władzę, gdy tylko ich ojciec umarł. Każdy z nich otrzymał w spadku terytorium, a najłatwiejszym sposobem na jego powiększenie było odebranie go siostrom.

Gdy córki starzały się i umierały, synowie (i wnuki) przejmowali ich królestwa. Władzę zdobyło nowe pokolenie kobiet: synowe Czyngis-chana, które przejęły władzę, podczas gdy ich mężowie zapili się na śmierć.

Zniszczenie dziedzictwa Czyngis-chana

Imperium mongolskie zaczęło się rozpadać na skłócone prowincje, ale władcy zawsze musieli pochodzić z rodu Borijinów Czyngis-chana. Często były to zwykłe dzieci, instalowane przez miejscowego potężnego watażkę, a następnie zabijane, gdy dorastały na tyle, by stanowić zagrożenie.

W 1464 roku Wielki Chan Manduul wziął sobie nastoletnią narzeczoną o imieniu Manduhai. Pomimo swojego tytułu, był on więźniem lokalnych watażków, a Manduhai była osobą bez większego znaczenia. Ale gdy miała 23 lata, Wielki Chan już nie żył, podobnie jak jego następca prawny, a ostatni Borijin był pięcioletnim chłopcem w niepewnym stanie zdrowia.

Małżeństwo z wdową po Wielkim Chanie było bezpośrednią drogą do tronu (niezależnie od tego, ile była warta). Ale Manduhai odrzuciła najbardziej prawdopodobnego kandydata. Następnie poślubiła pięcioletniego Batu Mongke i ogłosiła go Dayan Khanem.

- W anarchicznym społeczeństwie, w którym więzi rodzinne były wszystkim, "oboje byli zupełnie sami na tym świecie" - opisuje Weatherford. - Nie mieli rodziców, rodzeństwa, ciotek, wujków, siostrzenic, bratanków ani nawet kuzynów. Nie można było oczekiwać, że sierota i wdowa przeżyją sami, ale w rzeczywistości nie byli samotni. Mieli siebie nawzajem.

Wojownicza królowa

Wychowując swojego męża, Manduhai wyruszyła na wojnę. Musiała zjednoczyć swój lud, kontrolować strategiczne tereny trawiaste i złamać władzę lokalnych watażków - a także trzymać dynastię Ming na dystans. Ruszyła do boju wraz ze swoimi żołnierzami i systematycznie zwyciężała.

W międzyczasie dawała swojemu chłopcu-mężowi dobrą edukację, jak być skutecznym władcą. Weatherford zauważa, że "niedociągnięcia Czyngis-chana jako ojca w końcu przyczyniły się do upadku jego imperium, a tym samym zniweczyły dorobek całego życia. Miała tylko jednego chłopca i była zdeterminowana, by uczynić z niego przywódcę w czasie wojny i pokoju".

Udało jej się to nadzwyczaj dobrze. Zajęło to 30 lat wojny i dyplomacji, ale Manduhai zjednoczyła Mongolię bez walki z Chinami (Mingowie woleli zamiast tego zbudować Wielki Mur).

Miała też ośmioro dzieci z Dayan Khanem, w tym trzy pary bliźniąt - sukcesja była zapewniona. Jej potomkowie rządzili Mongolią aż do przybycia Sowietów w latach dwudziestych XX wieku.

Weatherford, antropolog, jasno wyjaśnia złożoność mongolskiej kultury i polityki, pokazując, jak wpływały one na wszystko, od życia rodzinnego po prowadzenie wojny. Ta kultura szanowała kobiety - osobisty szacunek Czyngis-chana do nich pozwolił mu osiągnąć znacznie więcej, niż mógłby osiągnąć, mając do dyspozycji tylko mężczyzn.

Choć Manduhai Mądra zawsze była dla Mongołów bohaterką ludową, niewiele zachowało się o niej zapisków. Weatherford musiał poskładać jej historię z wielu źródeł. A jest to historia niezwykła - imperium zbudowane przez brutalnego geniusza, który szanował swoje żony i córki, utracone przez jego marnotrawnych synów, a odzyskane dwa wieki później przez odważną młodą kobietę i ostatniego potomka starego chana.

Źródło: The Tyee

poniedziałek, 08 luty 2021 11:17

Największa szkolna masakra w historii USA

Columbine, Virginia Tech, University of Texas, Sandy Hook - przerażająca historia amerykańskich strzelanin w szkołach to lista, której członków nie sposób wymienić pojedynczo. Wspomnienie o jakiejkolwiek z nich automatycznie budzi skojarzenia z innymi. Jednak jedna nazwa jest wymieniania zaskakująco rzadko, a mowa o najstarszej i najbardziej śmiercionośna masakry szkolnej w historii USA: zamachu bombowym w szkole Bath.

W 1927 roku Bath było wioską liczącą 300 mieszkańców, mimo że znajdowała się 16 kilometrów od Lansing, stolicy stanu. Miejscową instytucją edukacyjną była Bath Consolidated School, zbudowana zaledwie pięć lat wcześniej, aby zastąpić rozproszone jednopokojowe szkoły na okolicznych polach uprawnych. Uczyło się w niej 314 uczniów z całego regionu, wielu z nich było dziećmi farmerów. Niektórzy uczniowie byli dowożeni, a wszyscy uczęszczali na zajęcia ze swoimi rówieśnikami w trakcie edukacji w szkole podstawowej i średniej.

18 maja był ostatnim dniem zajęć dla uczniów w tamtym roku, ale o 8:45 północne skrzydło trzypiętrowej budowli eksplodowało z taką siłą, że huk był słyszalny wiele kilometrów dalej.

- Wiedzieliśmy, że to przyszło z Bath, ale nie wiedzieliśmy co to było, więc wskoczyliśmy do starego samochodu i pojechaliśmy tak szybko jak tylko mogliśmy, żeby zbadać sprawę - powiedziała Irene Dunham dziennikowi Lansing State Journal. Stulatka jest najstarszą żyjącą osobą, która przeżyła katastrofę. Miała wtedy 19 lat, była uczennicą ostatniej klasy szkoły średniej - tego ranka została w domu z powodu bólu gardła.

- Pod dachem znajdowała się sterta ciał dzieci w wieku około pięciu lub sześciu lat, niektóre z nich miały powyrywane ręce, niektóre nogi, a część z nich nawet głowy. Nie można było ich rozpoznać, ponieważ były pokryte kurzem, gipsem i krwią - napisał lokalny redaktor Monty J. Ellsworth w swojej relacji z 1927 roku, zatytułowanej "The Bath School Disaster". - To cud, że część rodziców nie straciła przytomności, zanim zadanie wydostania dzieci z rumowiska zostało zakończone. Było to już między piątą a szóstą wieczorem, kiedy wyciągnięto ostatnie dziecko.

Podczas gdy członkowie społeczności pospieszyli na pomoc po eksplozji, zdobywając liny, aby podnieść zawalony dach i wyciągnąć uczniów i nauczycieli spod gruzów, na miejsce podjechał członek zarządu szkoły o nazwisku Andrew Kehoe. Kehoe wysiadł ze swojej ciężarówki wypełnionej dynamitem i odłamkami, wycelował w nią karabin i strzelił. W wyniku eksplozji zginął kurator szkoły, kilku innych przechodniów i sam Kehoe.

Oprócz setek kilogramów materiałów wybuchowych, które wywołały eksplozję w szkole, pracownicy straży pożarnej i policjanci znaleźli kolejne 200 kilogramów niewybuchłego dynamitu, który był umocowany w piwnicy szkoły, wraz z pojemnikiem z benzyną, który mógł być tam umieszczony w celu wywołania pożaru, gdyby zawiódł sam dynamit. Kehoe spalił również swoją farmę i zabił żonę oraz dwa konie - ich ciała znaleziono na farmie, wraz z tabliczką przyczepioną do ogrodzenia, z napisem: "Przestępców się tworzy, a nie rodzi".

Przed dokonaniem masakry Kehoe był szarym członkiem społeczności. Mieszkał z żoną, Nellie, na farmie i pełnił funkcję skarbnika w radzie szkoły w Bath. Ten były elektryk posiadał duży zapas materiałów wybuchowych - nadwyżki z czasów I wojny światowej - zakupionych od rządu, których używał, aby pomóc farmerom w usuwaniu pniaków drzew. Przed zamachem doszło do kilku niezwykłych incydentów: Kehoe zabił psa swojego sąsiada, zatłukł na śmierć jednego ze swoich koni i pokłócił się z członkami rady szkolnej o koszty bieżących podatków na rzecz skonsolidowanej placówki. Ale nigdy nie było to nic tak niepokojącego, żeby inni mieszkańcy wsi mieli jakiekolwiek podejrzenia, co się zbliża.

- Wiele z tych głupich rzeczy, które zrobił, było po prostu kretyńskimi incydentami, które ludzie od czasu do czasu popełniają - mówi Arnie Bernstein, autor książki pt. "Bath Massacre: America's First School Bombing".

Ostatecznie zginęły 44 osoby, w tym 38 uczniów. Nie był to pierwszy zamach bombowy w historii kraju - co najmniej osiem osób zginęło podczas wiecu na Haymarket Square w Chicago w 1886 roku, a 30, gdy bomba eksplodowała na Manhattanie w 1920 roku. Ale żaden nie był tak śmiercionośny jak ten, ani nie pochłonął tak wiele żyć dzieci.

Gazety starały się nadać sens tej tragedii. Nazywały Kehoe szalonym, obłąkanym, niepoczytalnym. Chociaż w tamtym czasie niewiele rozumiano na temat chorób psychicznych, media wciąż próbowały odkryć przyczyny zamachu. - W czerwcu poprzedniego roku powiadomiono go, że hipoteka na jego farmie zostanie przejęta, i to mogła być okoliczność, która uruchomiła w jego mózgu mechanizm anarchii i szaleństwa - twierdził "New York Times", a "Boston Daily Globe" sugerował, że dwa urazy głowy mogły zakłócić jego normalne myślenie.

- W podsumowaniu śledztwa napisano, że przez cały czas sprawca był racjonalnie myślący - mówi Bernstein. - Trzeba mieć racjonalny umysł, żeby to wszystko zaplanować. W rzeczywistości nie ma żadnego powodu takiego obrotu spraw.

W bezpośrednim następstwie zamachu bombowego, społeczność miasta została zalana kondolencjami i darowiznami, a także turystami. Podczas gdy w weekend w domach w Bath odbywały się pogrzeby, przez miasto przejechało aż 50 tys. osób, powodując ogromne korki. Jednak niemal tak szybko, jak narastała medialna gorączka, tak szybko się ona skończyła - po części z powodu pierwszego w historii lotu transatlantyckiego Charlesa Lindbergha, który odbył się dwa dni po zamachu. W połączeniu z brakiem prawdziwych mediów masowych, zamach bombowy w Bath szybko zniknął z obiegu wiadomości.

- W pewnym sensie to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka mogła się przytrafić miastu, ponieważ dało im to czas na żałobę i przyswojenie - mówi Bernstein.

W ciągu jednego roku szkoła została wyremontowana, a zajęcia przeniesiono z lokalnych sklepów z powrotem do budynku szkolnego. Szkoła pozostała na swoim miejscu aż do lat 70-tych, kiedy to została zburzona i zastąpiona parkiem pamięci. W centrum parku stoi kopuła, dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdowałaby się na budynku szkoły. Dla Bernsteina jest to miejsce ciszy i spokoju, odpowiedni hołd dla uczniów i członków społeczności, którzy zginęli.

- W obliczu horroru odkrywamy, jak bardzo jesteśmy przyzwoici - mówi Bernstein. - To, według mnie, jest pięknem Bath.

Źródło: Smithsonian Magazine

piątek, 05 luty 2021 10:18

Eksperymenty USA na ludziach w Gwatemali

Eksperymenty syfilisowe w Gwatemali były prowadzonymi przez Stany Zjednoczone eksperymentami na ludziach, przeprowadzanymi w Gwatemali w latach 1946-1948. Eksperymentami kierował lekarz John Charles Cutler, który uczestniczył również w późnej fazie eksperymentu kiłowego w Tuskegee. Lekarze zarażali żołnierzy, prostytutki, więźniów i chorych psychicznie syfilisem i innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową, bez świadomej zgody badanych. W wyniku eksperymentu zginęły co najmniej 83 osoby. Badania serologiczne kontynuowano do 1953 r. z udziałem tych samych narażonych grup społecznych oraz dzieci z państwowych szkół, sierocińca i wiejskich miasteczek, jednak celowe zarażanie pacjentów zakończyło się wraz z zakończeniem pierwotnych badań. 1 października 2010 r. prezydent USA, sekretarz stanu oraz sekretarz ds. zdrowia i usług oficjalnie przeprosili Gwatemalę za naruszenie zasad etycznych, które miało miejsce. Gwatemala potępiła ten eksperyment jako zbrodnię przeciwko ludzkości i tamtejsze władze wniosły pozew sądowy.

Kontekst historyczny

Od 1947 roku prowadzono badania nad zapobieganiem syfilisowi na królikach poprzez wstrzykiwanie penicyliny. Mniej więcej w tym samym czasie specjaliści medyczni, w tym amerykański chirurg generalny dr Thomas Parran, starali się poszerzyć wiedzę na temat chorób przenoszonych drogą płciową i odkryć bardziej skuteczne metody leczenia u ludzi. Wraz z początkiem II wojny światowej, ten nacisk na nową wiedzę stał się silniejszy i zdobył więcej zwolenników. Było to w dużej mierze spowodowane wysiłkiem, aby chronić amerykańską populację wojskową przed rosnącymi infekcjami chorób wenerycznych, takich jak rzeżączka, a także szczególnie bolesnym reżimem profilaktyki, który obejmował wstrzykiwanie proteinianu srebra do penisów badanych. W tym czasie szacowano, że choroby weneryczne dotkną 350 tys. żołnierzy, co równałoby się z likwidacją dwóch dywizji zbrojnych w ciągu roku. Koszty tych strat, które w tamtym czasie wyniosłyby około 34 milionów dolarów, spowodowały pilne przyspieszenie badań nad metodami leczenia chorób wenerycznych.

Pierwszym eksperymentem, który nastąpił po naciskach na nowe osiągnięcia w leczeniu STD i środkach zapobiegawczych, były eksperymenty więzienne w Terre Haute w latach 1943-1944, prowadzone i wspierane przez część tych samych osób, które brały udział w gwatemalskich eksperymentach z syfilisem zaledwie kilka lat później. Celem tego eksperymentu było znalezienie bardziej odpowiedniej profilaktyki STD poprzez zarażenie rzeżączką osób zapisujących się spośród populacji więziennej. Choć początkowo pomysł wykorzystania ludzi budził kontrowersje, poparcie dr Thomasa Parrana i oficera wykonawczego Korpusu Medycznego Armii Stanów Zjednoczonych, pułkownika Johna A. Rodgersa, pozwoliło dr Johnowi F. Mahoneyowi i dr Cassiusowi J. Van Slyke na rozpoczęcie eksperymentów. Dr John Cutler, młody współpracownik dr Mahoneya, pomagał w prowadzeniu eksperymentów, a następnie stanął na czele eksperymentów z syfilisem w Gwatemali.

Eksperymenty w Terre Haute były prekursorem eksperymentów gwatemalskich. Jako pierwsze pokazały, jak gorliwie przywódcy wojskowi naciskali na nowe osiągnięcia w walce z chorobami wenerycznymi i ich gotowość do zarażania ludzi, a także wyjaśniły, dlaczego klinicyści prowadzący badania wybrali Gwatemalę - aby uniknąć ograniczeń etycznych związanych z indywidualną zgodą, innych niekorzystnych konsekwencji prawnych i złego rozgłosu.

Klinicyści prowadzący badania

Eksperymentami kierował lekarz United States Public Health Service - John Charles Cutler, który wcześniej brał udział w podobnych eksperymentach więziennych w Terre Haute, w których wybranych ochotników zarażano rzeżączką.

Cutler brał również później udział w późnych etapach eksperymentu z kiłą w Tuskegee. Podczas gdy w eksperymencie Tuskegee śledzono naturalny rozwój kiły u osób już zarażonych, w Gwatemali lekarze celowo zarażali zdrowe osoby chorobami, z których część może być śmiertelna, jeśli nie jest leczona. Wydaje się, że celem badania było określenie wpływu penicyliny na zapobieganie i leczenie chorób wenerycznych. Badacze płacili prostytutkom zarażonym kiłą za uprawianie seksu z więźniami, podczas gdy inne osoby były zarażane poprzez bezpośrednie zaszczepienie im bakterii. Poprzez celowe narażenie na rzeżączkę, kiłę i chancroid, w eksperymentach wzięło udział łącznie 1308 osób. Z tej grupy, w przedziale wiekowym 10-72 lata, 678 osób (52%) można uznać za poddane jakiejś formie leczenia. Ukrywając się przed społeczeństwem, John Charles Cutler wykorzystywał zdrowe osoby w celu udoskonalenia tego, co nazywał "czystą nauką."

Dr John F. Mahoney prowadził eksperymenty w więzieniu Terre Haute i nadzorował dr Cutlera podczas eksperymentu z syfilisem w Gwatemali. Mahoney ukończył studia medyczne w 1914 roku, a cztery lata później został mianowany asystentem chirurga w United States Public Health Service. Do 1929 roku dr Mahoney pracował jako dyrektor Laboratorium Badań nad Chorobami Wenerycznymi na Staten Island, gdzie w 1943 roku rozpoczęły się eksperymenty w Terre Haute, tam też po raz pierwszy asystował mu Cutler. Po zaprzestaniu eksperymentów w Terre Haute z powodu braku możliwości precyzyjnego zakażenia uczestników rzeżączką, dr Mahoney zajął się badaniem wpływu penicyliny na kiłę. Jego badania wykazały ogromny sukces w leczeniu penicyliną i armia amerykańska przyjęła ją do receptury STD. Chociaż wydawało się to obiecujące, Mahoney i jego współpracownicy kwestionowali długoterminową skuteczność eliminacji choroby całkowicie u ludzi. Mahoney, Cutler i inni badacze uważali, że mniejsza, bardziej kontrolowana grupa osób do badań byłaby bardziej pomocna w znalezieniu tego lekarstwa. Doprowadziło to do wykorzystania obywateli Gwatemali jako uczestników badania.

Genevieve Stout była pracownikiem Pan American Sanitary Bureau, która promowała i ustanowiła badania serologiczne w gwatemalskich laboratoriach. Zainicjowała VDRL i Centrum Szkoleniowe w Ameryce Środkowej począwszy od 1948 roku i pozostała w Gwatemali do 1951 roku. Tutaj przeprowadziła kilka niezależnych eksperymentów serologicznych do badań nad STD po dr Cutlerze.

Dr Funes i dr Salvado byli również pracownikami Pan American Sanitary Bureau, którzy pozostali w Gwatemali po zakończeniu pracy dr Cutlera.  Chcąc rozwijać swoją karierę zawodową, zdecydowali się pozostać i kontynuować obserwacje uczestników eksperymentów nad syfilisem, np. poprzez zbieranie danych od sierot, więźniów, pacjentów psychiatrycznych i dzieci szkolnych. Takie okresowe zbieranie danych polegało na pobieraniu próbek krwi i nakłuciach lędźwiowych od uczestników. Dane były wysyłane z powrotem do Stanów Zjednoczonych, gdzie wiele z tych próbek krwi wykazało pozytywny wynik testu na syfilis. Dr Funes zbierał próbki od uczestników do 1953 roku.

Przeprosiny i odpowiedź

Informacje na temat tych eksperymentów odkryła profesor Susan Mokotoff Reverby z Wellesley College. Reverby znalazła te dokumenty w 2005 roku podczas śledztwa nad badaniami nad syfilisem w Tuskegee, w zarchiwizowanych papierach Cutlera, i podzieliła się swoimi odkryciami z przedstawicielami rządu Stanów Zjednoczonych.

Francis Collins, dyrektor NIH w momencie ujawnienia tych doniesień, nazwał eksperymenty "mrocznym rozdziałem w historii medycyny" i dodał, że współczesne przepisy zabraniają prowadzenia badań na ludziach bez świadomej zgody.

W październiku 2010 roku rząd Stanów Zjednoczonych oficjalnie przeprosił i ogłosił, że łamanie praw człowieka w tych badaniach medycznych jest nadal potępiane, niezależnie od tego, ile czasu upłynęło. Po przeprosinach Barack Obama zażądał 24 listopada 2010 roku przeprowadzenia śledztwa przez Prezydencką Komisję do Badania Problemów Bioetycznych. Komisja doszła dziewięć miesięcy później do wniosku, że eksperymenty "wiązały się z rażącym naruszeniem etyki, ocenianym zarówno w świetle dzisiejszych standardów, jak i rozumienia samych badaczy". We wspólnym oświadczeniu Sekretarz Stanu Hillary Clinton i Sekretarz Zdrowia i Usług Społecznych Kathleen Sebelius powiedziały:

Choć wydarzenia te miały miejsce ponad 64 lata temu, jesteśmy oburzeni, że tak naganne badania mogły być prowadzone pod przykrywką zdrowia publicznego. Głęboko żałujemy, że do tego doszło i przepraszamy wszystkie osoby, które zostały dotknięte tak odrażającymi praktykami badawczymi. Zachowanie prezentowane podczas badań nie reprezentuje wartości USA, ani naszego zaangażowania na rzecz godności ludzkiej i wielkiego szacunku dla mieszkańców Gwatemali.

Prezydent Barack Obama przeprosił prezydenta Álvaro Coloma, który nazwał eksperymenty "zbrodnią przeciwko ludzkości".

- Z raportu jasno wynika, że amerykańscy badacze rozumieli głęboko nieetyczną naturę badań. W rzeczywistości gwatemalskie badania nad syfilisem były prowadzone akurat w czasie, gdy w Norymberdze (grudzień 1946 - sierpień 1947) rozwijał się "Proces Lekarzy", w którym 23 niemieckich lekarzy stanęło przed sądem za udział w nazistowskich programach eutanazji lub eksperymentów medycznych na więźniach obozów koncentracyjnych - oznajmił Obama.

Rząd USA zwrócił się do Instytutu Medycyny o przeprowadzenie przeglądu tych eksperymentów począwszy od stycznia 2011 roku.

Źródło: Wikipedia

poniedziałek, 01 luty 2021 09:54

10 ciekawostek o rzymskich gladiatorach

W tym artykule prezentujemy fakty na temat enigmatycznych ludzi broni, którzy stali za najbardziej osławioną formą rozrywki w starożytnym Rzymie.

1. Nie zawsze byli niewolnikami

Nie wszyscy gladiatorzy byli przyprowadzani na arenę w łańcuchach. Choć większość pierwszych uczestników walk stanowili ludzie z podbitych terenów i niewolnicy, którzy popełnili przestępstwa, inskrypcje nagrobne pokazują, że w I wieku n.e. sytuacja demograficzna zaczęła się zmieniać. Zwabieni dreszczem walki i rykiem tłumu, mężczyźni zaczęli dobrowolnie podpisywać kontrakty ze szkołami gladiatorów w nadziei na zdobycie chwały i nagród pieniężnych. Ci wolni wojownicy byli często zdesperowanymi ludźmi lub byłymi żołnierzami umiejącymi walczyć, ale niektórzy z nich należeli do wyższej klasy patrycjuszy, rycerzy, a nawet senatorów pragnących zademonstrować swój wojenny rodowód.

2. Walki gladiatorów były pierwotnie częścią ceremonii pogrzebowych

Wielu starożytnych kronikarzy opisywało rzymskie igrzyska jako import z Etrusków, ale większość historyków twierdzi obecnie, że walki gladiatorów rozpoczęły się jako krwawy obrzęd wystawiany na pogrzebach bogatych szlachciców. Kiedy wybitni arystokraci umierali, ich rodziny urządzały przy grobach walki pomiędzy niewolnikami lub skazańcami jako rodzaj makabrycznej pochwały cnót, jakimi dana osoba wykazała się za życia. Według rzymskich pisarzy Tertuliana i Festusa, ponieważ Rzymianie wierzyli, że ludzka krew pomaga oczyścić duszę zmarłego, zawody te mogły być również prymitywnym substytutem ofiary z ludzi. Igrzyska pogrzebowe zyskały na znaczeniu za panowania Juliusza Cezara, który na cześć zmarłego ojca i córki zorganizował walki setek gladiatorów. Widowiska cieszyły się ogromną popularnością, a pod koniec I wieku p.n.e. urzędnicy państwowi zaczęli organizować igrzyska finansowane przez państwo, aby w ten sposób zaskarbić sobie przychylność mas.

3. Nie zawsze walczyli na śmierć i życie

Hollywoodzkie filmy i programy telewizyjne często przedstawiają walki gladiatorów jako krwawą jatkę, ale większość walk odbywała się według dość ścisłych zasad i przepisów. Zawody były zazwyczaj pojedynczymi walkami pomiędzy dwoma mężczyznami o podobnym wzroście i doświadczeniu. Sędziowie nadzorowali przebieg walki i prawdopodobnie przerywali ją, gdy tylko jeden z uczestników został poważnie ranny. Pojedynek mógł nawet zakończyć się remisem, jeśli tłum znudził się długą i przeciągającą się walką, a w rzadkich przypadkach, jeśli obaj wojownicy urządzili ekscytujące widowisko dla publiczności, pozwalano im opuścić arenę z honorami.

Ponieważ utrzymanie, wyżywienie i szkolenie gladiatorów było kosztowne, ich promotorzy niechętnie patrzyli na ich niepotrzebną śmierć. Trenerzy mogli uczyć swoich wojowników, by ranili, a nie zabijali, a walczący mogli brać na siebie odpowiedzialność za unikanie poważnego ranienia swoich rywali. Mimo to, życie gladiatora było zazwyczaj brutalne i krótkie. Większość z nich dożywała zaledwie połowy dwudziestego roku życia, a historycy szacują, że w jednej na pięć lub jednej na dziesięć walk jeden z uczestników ginął.

4. Słynny gest "kciuka w dół" prawdopodobnie nie oznaczał śmierci

Jeśli gladiator został ciężko ranny lub odrzucił broń w geście poddania się, jego los pozostawał w rękach widzów. W zawodach rozgrywanych w Koloseum cesarz miał ostateczny głos w sprawie tego, czy pokonany wojownik przeżyje czy umrze, ale władcy i organizatorzy walk często pozwalali podejmować decyzje widowni. Obrazy i filmy często pokazują tłumy, które gestem "kciuka w dół" pokazywały, że zhańbiony gladiator powinien zostać wykończony, ale może to nie być zgodne z prawdą. Niektórzy historycy uważają, że znakiem oznaczającym śmierć mógł być kciuk w górę, podczas gdy zamknięta pięść z dwoma wyciągniętymi palcami, kciuk w dół, a nawet machnięcie chusteczką mogło sygnalizować litość. Jakikolwiek gest był używany, zazwyczaj towarzyszyły mu przeszywające uszy okrzyki "Puśćcie go!" lub "Zabijcie go!". Jeśli tłum tego chciał, zwycięski gladiator dokonywał okrutnego dokończenia sprawy, wbijając przeciwnikowi nóż między łopatki lub przez szyję do serca.

5. Byli oni zorganizowani w różne klasy i typy

Do czasu otwarcia Koloseum w 80 r. n.e. igrzyska gladiatorów przekształciły się z żywiołowych walk na śmierć i życie w dobrze zorganizowany krwawy sport. Walczący zostali podzieleni na klasy w oparciu o ich osiągnięcia, poziom umiejętności i doświadczenie, a większość z nich specjalizowała się w określonym stylu walki i zestawie broni. Najbardziej popularni byli "thraeces" i "murmillones", którzy walczyli mieczem i tarczą, ale byli też "equites", którzy wjeżdżali na arenę konno, "essedarii", którzy walczyli z rydwanów; i "dimachaerus", który mógł władać dwoma mieczami naraz. Spośród wszystkich popularnych typów gladiatorów najbardziej niezwykły był chyba "retiarius", który był uzbrojony tylko w sieć i trójząb. Wojownicy ci starali się uwięzić przeciwnika siecią przed atakiem, ale jeśli im się to nie udawało, pozostawali niemal całkowicie bezbronni.

6. Rzadko walczyli przeciwko zwierzętom

Koloseum i inne rzymskie areny często kojarzone są z makabrycznymi polowaniami na zwierzęta, ale gladiatorzy rzadko brali w nich udział. Starcia z dzikimi bestiami były zarezerwowane dla "venatores" i "bestiarii", specjalnych klas wojowników, którzy walczyli ze wszystkim, od jeleni i strusi po lwy, krokodyle, niedźwiedzie, a nawet słonie. Polowania na zwierzęta były zazwyczaj wydarzeniem otwierającym igrzyska i nie było niczym niezwykłym, że podczas jednego widowiska zabijano wiele nieszczęsnych stworzeń. Dziewięć tysięcy zwierząt zostało zabitych podczas 100-dniowej ceremonii z okazji otwarcia Koloseum, a kolejne 11 tysięcy zabito w ramach 123-dniowego festiwalu zorganizowanego przez cesarza Trajana w II wieku n.e. Podczas gdy większość zwierząt zabijano dla sportu, inne tresowano do wykonywania sztuczek, a nawet stawiano przeciwko sobie w walkach. Dzikie zwierzęta służyły również jako popularna forma egzekucji. Skazani przestępcy i chrześcijanie byli często rzucani na pożarcie wygłodniałym psom, lwom i niedźwiedziom w ramach atrakcji dnia.

7. Kobiety również walczyły na arenie

Niewolnice były regularnie skazywane na arenę razem ze swoimi męskimi odpowiednikami, ale kilka obywatelek z własnej woli sięgało po miecz. Historycy nie są pewni, kiedy kobiety po raz pierwszy stanęły do walki jako gladiatorzy, ale już w I wieku n.e. stały się one częstym elementem igrzysk. W patriarchalnej kulturze rzymskiej te wojowniczki mogły nie być traktowane poważnie - cesarz Domicjan lubił przeciwstawiać kobiety karłom - ale wydaje się, że kilka z nich sprawdziło się w pojedynczych walkach. Marmurowa płaskorzeźba z około II wieku n.e. przedstawia walkę pomiędzy dwiema kobietami zwanymi "Amazonką" i "Achillą", które, jak głosi napis, walczyły aż do ogłoszenia honorowego remisu. Kobiety brały również udział w polowaniach na zwierzęta, ale ich pobyt na arenie mógł dobiec końca około roku 200 n.e., kiedy to cesarz Septymiusz Sewerus zakazał im udziału w igrzyskach.

8. Niektórzy gladiatorzy organizowali się w związki zawodowe

Mimo że regularnie byli zmuszani do walki na śmierć i życie, gladiatorzy postrzegali siebie jako rodzaj bractwa, a niektórzy nawet organizowali się w związki, lub "collegia", z wybranymi przez siebie przywódcami i bóstwami opiekuńczymi. Kiedy wojownik ginął w walce, grupy te zapewniały swojemu towarzyszowi odpowiedni pogrzeb i napis na grobie, honorujący jego osiągnięcia na arenie. Jeśli zmarły miał żonę i dzieci, dbano również o to, by rodzina otrzymała pieniężną rekompensatę za poniesioną stratę.

9. Kilku cesarzy rzymskich brało udział w inscenizowanych walkach gladiatorów

Organizowanie igrzysk gladiatorów było dla rzymskich cesarzy łatwym sposobem na zdobycie miłości ludu, ale kilku z nich poszło o krok dalej i rzeczywiście wzięło udział w walkach. Kilku władców wystąpiło na arenie, w tym Kaligula, Tytus i Hadrian - choć najprawdopodobniej w ściśle kontrolowanych warunkach lub z tępymi ostrzami. Obłąkany cesarz Kommodus, doskonale władający włócznią, często próbował zadziwić tłumy, zabijając niedźwiedzie i pantery z bezpiecznej, podniesionej platformy. Brał też udział w kilku walkach gladiatorów, ale zazwyczaj z niedoświadczonymi zawodnikami lub przerażonymi i słabo uzbrojonymi widzami. Kiedy nieuchronnie wygrywał te zawody, Commodus nagradzał się ogromną sumą miliona rzymskich monet rozmiennych - sestercjuszy.

10. Gladiatorzy często stawali się celebrytami i symbolami seksu

Choć rzymscy historycy często opisywali ich jako niecywilizowanych brutali, gladiatorzy zdobyli ogromną sławę wśród niższych klas społecznych. Ich portrety zdobiły ściany wielu miejsc publicznych, dzieci bawiły się ulepionymi z gliny figurkami gladiatorów, a najbardziej utytułowani zawodnicy reklamowali nawet swoje produkty, podobnie jak dzisiejsi czołowi sportowcy. Słynęli oni również z tego, że potrafili rozkochać w sobie kobiety. Graffiti z Pompejów opisuje jednego wojownika, który "łapie dziewczęta nocą w swoją sieć" i kolejnego, który jest "rozkoszą wszystkich dziewcząt". Wiele kobiet nosiło spinki do włosów i inną biżuterię zanurzoną w krwi gladiatorów, a niektóre nawet mieszały pot gladiatorów - uważany wówczas za afrodyzjak - z kremami do twarzy i innymi kosmetykami.

Źródło: History.com

czwartek, 21 styczeń 2021 09:37

Opór duńskiej policji przed hitlerowcami

Podczas II wojny światowej rząd duński zdecydował się na współpracę z hitlerowskimi siłami okupacyjnymi. Mimo że dotyczyło to również duńskiej policji, wielu z jej członków nie chciało uczestniczyć w kolaboracji. W rezultacie duża liczba funkcjonariuszy została deportowana do nazistowskich obozów koncentracyjnych w Niemczech. Na ich miejsce Gestapo powołało kolaborancki Korpus HIPO.

Kwiecień 1940 - Wrzesień 1944

Nazistowskie Niemcy okupowały Danię 9 kwietnia 1940 roku, a duński rząd zdecydował o polityce współpracy. Dotyczyło to wszystkich urzędników służby cywilnej, w tym całej duńskiej policji, która rozpoczęła współpracę z niemieckimi odpowiednikami.

12 maja 1944 roku dr Werner Best zażądał od duńskiej policji ochrony 57 konkretnych przedsiębiorstw przed sabotażem ze strony rosnącego w siłę duńskiego ruchu oporu. Gdyby duńska służba cywilna tego nie zaakceptowała, policja zostałaby zredukowana z 10 tys. do 3 tys. pracowników. Szef duńskiej administracji, Nils Svenningsen, był skłonny zaakceptować to żądanie, ale organizacje duńskiej policji były przeciwne temu pomysłowi. Niemiecki wniosek został ostatecznie odrzucony, o czym 6 czerwca 1944 roku poinformował dr Best. To jeszcze bardziej podniszczyło i tak już ograniczone zaufanie Gestapo do duńskiej policji.

Aresztowania i deportacje

W dniu 19 września 1944 roku wojska niemieckie rozpoczęły aresztowania członków policji w głównych miastach Danii. W tym samym roku liczebność policji wynosiła ok. 10 tys. funkcjonariuszy. Aresztowano 1960 osób, które następnie deportowano do obozu koncentracyjnego Neuengamme. Policjantów deportowano do Buchenwaldu w dwóch grupach, pierwsza grupa została wysłana 29 września, druga - 5 października 1944 roku. 16 grudnia, pod naciskiem administracji duńskiej, 1604 mężczyzn zostało przeniesionych z Buchenwaldu do obozu jeńców wojennych Mühlberg (Stammlager lub Stalag IV-B). Oznaczało to dla duńskich policjantów poprawę sytuacji, gdyż jeńcy wojenni mieli pewną ochronę wynikającą z konwencji międzynarodowych, a więźniowie obozów koncentracyjnych nie.

Następnie policjanci zostali nieco rozproszeni po różnych grupach pracowniczych.

Negocjacje

Duńskie ministerstwo spraw zagranicznych kierowane przez Nilsa Svenningsena prowadziło negocjacje z władzami niemieckimi w Danii w sprawie uwolnienia duńskich więźniów obozów koncentracyjnych. Od końca września 1944 roku organizowano transporty z paczkami Czerwonego Krzyża. 8 grudnia zawarto porozumienie o zwolnieniu (i przewiezieniu z powrotem do Danii) 200 chorych policjantów.

Równocześnie szwedzki hrabia Folke Bernadotte zamierzał sprowadzić do Szwecji wszystkich więźniów skandynawskich obozów koncentracyjnych. Starania o wydostanie więźniów ze Skandynawii z niemieckich obozów trwały przez kolejne miesiące. W marcu i kwietniu 1945 roku białymi autobusami przywieziono z Niemiec 10 tys. duńskich i norweskich jeńców. Pojazdami tymi podróżowała większość deportowanych policjantów. Niektórzy z powracających jeńców dotarli do obozu więziennego Frøslev, położonego na północ od granicy między Niemcami a Danią.

Liczba zgonów

Liczba duńskich policjantów, którzy zmarli podczas pobytu w niemieckich obozach waha się w zależności od źródła od 81 do 90. Kilku zmarło później z powodu tzw. chorób obozowych. Ta grupa jest nieco trudniejsza do wyodrębnienia. Według obliczeń z 1968 roku na wspomniane choroby zmarło 131 policjantów.

Śmiertelność wśród duńskich policjantów zmniejszyła się po opuszczeniu Buchenwaldu i przeniesieniu ich w grudniu 1944 roku do Mühlbergu. W Buchenwaldzie zginęło 62 mężczyzn.

Źródło: Wikipedia (ENG)

"Whipping Tom" (w wolnym tłumaczeniu "Biczujący Tom") był pseudonimem nadanym dwóm napastnikom seksualnym w Londynie i pobliskiej wiosce Hackney. Obaj atakowali kobiety spacerujące samotnie i uderzali je w pośladki.

Chociaż istnieją dowody, że pierwszy z napastników w okolicach 1672 roku nosił właśnie przydomek "Whipping Tom" i dokonywał podobnych ataków na kobiety, najwcześniejszy odnotowany napastnik tego rodzaju działał w centrum Londynu w 1681 roku. Podchodził on do spacerujących pojedynczo kobiet w alejkach i podwórkach i klepał je w pośladki, po czym uciekał. Niezdolność władz do ujęcia sprawcy powodowała skargi na nieskuteczność londyńskiego konstabulansu i skłaniała do zorganizowania patroli obserwacyjnych w dotkniętych obszarach. Miejscowy pasmanter i jego wspólnik zostali schwytani i sądzeni za zamachy.

Drugi napastnik o pseudonimie "Whipping Tom" działał pod koniec 1712 roku w Hackney, wówczas wiejskiej wiosce pod Londynem. Napastnik ten podchodził do samotnych kobiet na wsi i bił je brzozową laską po pośladkach. Odnotowano ok. 70 ataków zanim Thomas Wallis został schwytany i przyznał się do winy.

Biczujący Tom z 1681 roku

Whipping Tom z 1681 roku grasował na małych podwórkach między Fleet Street, Strand i Holborn. Czaił się w wąskich i słabo oświetlonych alejkach i podwórkach. Po zbliżeniu się do kobiety chwytał ją, podnosił sukienkę, wielokrotnie uderzał w pośladki, a następnie uciekał. Czasami, w trakcie ataku, wykrzykiwał słowo "Spanko!" ("Klepanko!").

Mężczyzna zaatakował sporą liczbę kobiet i choć często używał gołej ręki, od czasu do czasu posługiwał się też laską. Niektóre z jego ofiar były ciężko ranne w wyniku ataków. Pojawiał się, przeprowadzał ataki i znikał z taką prędkością, że niektórzy przypisywali mu nadprzyrodzone moce.

W następstwie ataków pojawiło się wielkie oburzenie społeczne, które wywołało skargi na nieskuteczność ówczesnych londyńskich służb porządkowych. Kobiety nosiły przy sobie "scyzoryki, ostre igły, nożyczki i tym podobne", a czuwający mężczyźni ubierali się w damskie ubrania i patrolowali znane im tereny.

Krawiec z Holborn i jego wspólnik zostali schwytani pod koniec 1681 roku i osądzeni za ataki, chociaż obecnie nie istnieje żaden zapis o procesie ani o ich tożsamości. W 1681 roku ukazała się anonimowo napisana książka o atakach pt. "Whipping Tom Brought to Light and Exposed to View".

Biczujący Tom z 1712 roku

Między 10 października a 1 grudnia 1712 roku miał miejsce szereg dalszych ataków na polach w pobliżu Hackney. Napastnik, także zwany "Biczującym Tomem", zbliżał się do samotnych kobiet i bił je "wielką brzeziną". Około 70 kobiet zostało napadniętych, zanim Thomas Wallis został schwytany i przyznał się do ataków. Jak deklarował sam winny: "zdecydowałem, że będę atakował wszystkie kobiety, do których mogłem podejść w ten sposób, przez wzgląd na jedną kobietę, która była dla mnie barbarzyńsko fałszywa". Twierdził, że jego plan zakładał zaatakowanie stu kobiet przed Bożym Narodzeniem, zaprzestanie ataków podczas okresu świątecznego, a następnie wznowienie ich po Nowym Roku.

Źródło: Wikipedia

Przemówienie cesarza, ogłaszające kapitulację Japonii podczas II wojny światowej, zostało nagrane wcześniej przed emisją. Tekst miał nieco ponad 800 znaków i został starannie przepisany przez skrybów, z których jeden popełnił błąd, pomijając frazę, która musiała zostać wstawiona na margines, ponieważ ponowne kopiowanie zajęłoby zbyt dużo czasu.

Język przemówienia był nader formalny, jak przystało na Cesarza, ale przez to nie był to zwyczajny tekst dla japońskiego ludu. Ponadto dobór słów był niejasny: określenie "poddanie się" nie pojawia się w nim ani razu. Zamiast tego cesarz poinformował swoich poddanych, że Japonia musi "utorować drogę do wielkiego pokoju (...) znosząc to, co jest nie do zniesienia i cierpieć z powodu tego, co jest nie do odcierpienia".

Transmisja odbyła się w południe 15 sierpnia, a publika została wcześniej poinformowana, że należy jej wysłuchać. Było wiele oczekiwań na temat tego, co powie cesarz, a także wiele obaw, ponieważ japońska opinia publiczna usłyszała jego głos po raz pierwszy. Bezprecedensowy charakter audycji wskazywał, że cokolwiek miało być powiedziane, będzie miało ogromne znaczenie. Jednak niejasność i formalność języka w połączeniu ze stosunkowo niską jakością dźwięku audycji sprawiły, że wielu słuchaczy nie zrozumiało wydźwięku przemówienia.

Pomimo wyjaśnień koncept, w którym Japonia poddaje się podczas wojny, którą toczyła przez lata z całkowitą determinacją, dla wielu Japończyków wydawał się niemożliwy. Pogodzenie się z sytuacją zajęło niektórym ludziom godziny, a nawet dni. Ponadto wielu obawiało się sankcji pod okupacją amerykańską i zastanawiało się nad przyszłą rolą cesarza i strukturą japońskiego rządu. Emocje te zostały zmieszane z ulgą po zakończeniu działań wojennych i obietnicą odbudowy.

Źródło: EndOfEmpire.asia

środa, 15 styczeń 2020 08:27

Nieudany eksperyment kawowy Gustawa III

Gustaw III - król Szwecji z dynastii Holstein-Gottorp od 1771 roku, zwolennik absolutyzmu oświeconego, zasłynął z wprowadzania wielu reform (wierzył w potęgę wolnego rynku opartego na rolnictwie). Historia zapamięta go jednak również z innego, dość kuriozalnego, incydentu - słynnego eksperymentu kawowego, który w zamyśle miał uzmysłowić ludziom niebezpieczeństwo wynikające z picia tego gorącego napoju.

Wspomniany eksperyment króla był oparty na obserwowaniu bliźniaków w celu zbadania wpływu kawy na zdrowie. Chociaż autentyczność tego wydarzenia została zakwestionowana, eksperyment, który został przeprowadzony w drugiej połowie XVIII wieku, nie zdołał udowodnić, że kawa jest niebezpiecznym napojem.

Tło historyczne

Kawa po raz pierwszy dotarła do Szwecji około 1674 roku, ale była raczej rzadko używana - aż do przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy stała się modna wśród bogatych obywateli. W 1746 roku wydano edykt królewski przeciwko kawie i herbacie z powodu "niewłaściwego spożycia i nadmiernego picia herbaty i kawy". Konsumpcja kawy wiązała się z zapłaceniem wysokich podatków, a niezapłacenie go pociągało za sobą grzywny i konfiskatę filiżanek i naczyń. Później kawa została całkowicie zakazana, jednak pomimo zakazu konsumpcja trwała w najlepsze.

Gustaw III, który postrzegał konsumpcję kawy jako zagrożenie dla zdrowia publicznego, był zdeterminowany, aby udowodnić jej negatywne skutki zdrowotne - tak więc zlecił przeprowadzenie eksperymentu naukowego.

Przebieg eksperymentu

Król nakazał przeprowadzenie eksperymentu z dwoma bliźniakami jednojajowymi. Bracia zostali wcześniej osądzeni za zbrodnie i skazani na śmierć. Ich wyroki miały być zamienione na dożywocie, pod warunkiem, że jeden z bliźniaków będzie wypijał trzy dzbanki kawy dziennie, a drugi taką samą ilość herbaty przez resztę życia.

Do nadzorowania eksperymentu i zgłaszania jego wyników królowi zostało wyznaczonych dwóch lekarzy. Niestety obaj lekarze zmarli, prawdopodobnie z przyczyn naturalnych, przed zakończeniem eksperymentu. Gustaw III, zamordowany w 1792 roku, również nie doczekał się poznania ostatecznych rezultatów. Spośród bliźniaków ten pijący herbatę zmarł jako pierwszy w wieku 83 lat - data śmierci pijącego kawę pozostaje nieznana.

Pokłosie

W 1794 roku rząd ponownie próbował wprowadzić zakaz spożywania kawy. Zarządzenie to, które było wielokrotnie odnawiane aż do lat dwudziestych XIX wieku, nigdy nie było w stanie powstrzymać picia kawy. Po zniesieniu zakazu kawa stała się dominującym napojem w Szwecji, która od tego czasu jest jednym z krajów o najwyższym spożyciu kawy na mieszkańca na świecie.

Eksperyment nazwano żartobliwie "pierwszym szwedzkim eksperymentem klinicznym".

Źródło: Wikipedia

Free Joomla! template by L.THEME