Każdy, kto obejrzał w swoim życiu legendarną komedię pt. "Monty Python i Święty Graal", z pewnością kojarzy postać Czarnego Rycerza, który wyraźnie bagatelizował zadane mu obrażenia podczas walki - ba, zdawał się nie zwracać uwagi na fakt, że właśnie odciętu mu ramię. Okazuje się, że postać ta była luźno wzorowana na pewnym zapaśniku ze starożytnej Grecji.

Arrichion, bo o nim mowa, był mistrzem pankrationu (sztuki walki łączącej boks i zapasy) w starożytnych igrzyskach olimpijskich. Zmarł, broniąc swojego tytułu mistrzowskiego na 54. olimpiadzie z 564 roku pne. Sportowiec ten był opisywany jako "najbardziej znany ze wszystkich zawodników pankrationu".

Mężczyzna ten był czempionem pankrationu na 52. i 53. olimpiadzie (odpowiednio 572 pne i 568 pne). Jego fatalną w skutkach walkę opisał geograf Pauzaniasz i Filostratus młodszy. Według tego pierwszego:

"Gdy bowiem walczył o wieniec oliwny z ostatnim pozostałym konkurentem, kimkolwiek on był, przeciwnik zaatakował pierwszy i chwycił Arrichiona, obejmując go nogami, a jednocześnie ścisnął szyję rękami. Arrichion wykręcił palce u stóp przeciwnika, ale zmarł z powodu uduszenia; jednak ten, który udusił Arrichiona, musiał się poddać z powodu bólu palca u nogi. Eleanie ukoronowali i ogłosili zwłoki Arrichiona jako zwycięzcę pojedynku".

Filostrat z Aten pisze w swoim Gymnasticus, że niepoddanie się przeciwnikowi było wynikiem słów trenera Arrichiona, Eryxiasa, który wykrzyknął: "Cóż za szlachetne epitafium: Nigdy nie został pokonany na Olimpii".

Zwycięski posąg Arrichiona został postawiony w Figalii - z kolei coś, co uważa się za ten sam posąg, jest teraz eksponatem w muzeum w Olimpii. Jest to jedna z najstarszych olimpijskich statuet zwycięzcy.

Arrichion był bohaterem wiersza autorstwa Jeanette Threlfall, w którym poetka ubolewa nad tym, że sportowiec żył i zmarł, zanim św. Paweł wprowadził chrześcijaństwo do Grecji.

O tym, że postać Czarnego Rycerza była wzorowana na Arrichionie opowiadał John Cleese w materiałach dodatkowych na DVD. Nauczyciel Cleese'a miał opowiadać historie o niesamowicie walecznych zapaśnikach rzymskich, co utkwiło mu w głowie. Jak się później okazało, nauczyciel najprawdopodobniej pomylił Rzymian z Grekami, a jego opowiadania najbardziej pasują właśnie do postaci Arrichiona.

Źródło: Wikipedia

W 1719 roku John Law przedstawił paryskim więźniom ofertę nie do odrzucenia. Obiecał im wolność, jeśli ci zgodzą się poślubić prostytutki i emigrować do Luizjany.

Osoby, które przystały na tę propozycję, były związywane razem sznurami i oczekiwały na transport do Zatoki Perskiej. Law był w stanie posunąć się do jeszcze ciekawszych rzeczy - napadał na szpitale w celu odnalezienia drobnych pijaczków i niezdyscyplinowanych żołnierzy, organizował łapanki prostytutek, biedaków i czarnych owiec społeczeństwa. Wszyscy schwytani byli następnie zabierani do doków, skąd wysyłano ich do kolonii. Ci, którzy przyszli dobrowolnie, mogli liczyć na ziemię i odpowiednie zapasy.

Większość nadciągających do Luizjany osób głodowała, a także nie miała dachów nad głowami. Miejsce, do którego ich przetransportowano, szybko stało się zatłoczone, a władze nie spieszyły się szczególnie by zapewnić im pracę, dom oraz pożywienie. Dlatego też wiele imigrantów chorowało oraz umierało na obcej ziemi.

Po przybyciu na miejsce imigranci osiedlali się w miejscowości Biloxi. Jednak wraz z napływem przestępców i osób o podejrzanych zamiarach, ci nieco porządniejsi próbowali założyć nową kolonię, nie chcąc przebywać w takim towarzystwie. Zaczęli przenosić się na wschód do Nowego Orleanu, aby uciec od głodujących kryminalistów, którzy nawiedzali ich miasteczko.

W latach 20. XVIII wieku Nowy Orlean zaczął się rozwijać, a Mississippi Company Johna Law traciła obywateli i pracowników. Koloniści protestowali przeciwko nowym imigrantom, a Francja odpowiedziała poprzez ogłoszenie deportacji nielegalnymi. Mimo to trzeci i ostatni statek wypełniony więźniami przybył w 1721 roku. Szkody zostały już jednak wyrządzone, a nawet sami żołnierze zaczęli przemieszczać się na wschód, pozostawiając wybrzeże Missisipi zamieszkałe tylko przez ludzi, których John Law zmusił do emigracji. Walczyli o życie dla siebie, ale do 1767 roku większość z nich została zmuszona do ucieczki z wysp z powodu braku ochrony przed rdzennymi Indianami.

Chociaż oferta Johna Law dla francuskich więźniów wydawała się w tamtym czasie atrakcyjna, nie jest jasne, czy woleliby oni zostać w więzieniu po trudnych doświadczeniach na wybrzeżach Missisipi.

Law desperacko próbował udowodnić, że należące do niego terytorium Luizjany jest opłacalne. Bank spreparował papierkową robotę i wydrukował banknoty dla inwestorów. Jednak w końcu odkryto, że papierowe banknoty przekazywane inwestorom przekroczyły wartość metalowych monet przechowywanych przez bank. Inwestorzy rzucili się na gotówkę w formie papierowych banknotów w 1720 roku, ale bank został zmuszony do zaprzestania płatności w takiej formie, gdy stało się jasne, że nie mają środków na spłatę wszystkich klientów.

John Law został zwolniony ze swojej pozycji i zmuszony do ucieczki do Brukseli. Później przeniósł się do Wenecji i utrzymywał się z hazardu aż do śmierci.

Źródło: History Collection

We wrześniu 1989 roku prezydent Rosji Borys Jelcyn i garstka sowieckich towarzyszy udali się na niezaplanowaną 20-minutową przechadzkę po Randall's Supermarket po zwiedzeniu Johnson Space Center.

Był 16 września 1989 roku, a Jelcyn - nowo wybrany do parlamentu radzieckiego i Rady Najwyższej - właśnie odwiedził Johnson Space Center.

W JSC Jelcyn odwiedził kontrolę misji i makietę stacji kosmicznej. Według reporterki Houston Chronicle, Stefanie Asin, to nie ekrany, tarcze i ogólne zdumienie w NASA wprawiły go w zachwyt - prawdziwym szokiem okazała się dla niego nieplanowana wycieczka do pobliskiego Randalla.

Jelcyn, mający wówczas 58 lat, "przechadzał się po korytarzach Randalla ze zdumieniem kiwając głową" - twierdzi Asin. Powiedział swoim towarzyszom Rosjanom, że jeśli ich ludzie, którzy często muszą czekać w kolejce na większość towarów, zobaczą warunki w amerykańskich supermarketach, "nastąpi rewolucja".

Klienci i pracownicy zaczepiali go, aby uścisnąć mu dłoń i przywitać się. W 1989 roku ludzie nie mieli w kieszeni smartfonów, więc selfie z Jelcynem nie wchodziło jeszcze w grę.

Jelcyn pytał klientów o to, co kupują i ile to kosztuje, a następnie zapytał kierownika sklepu, czy potrzebne jest specjalne wykształcenie do zarządzania sklepem. Na zdjęciach Chronicle widać, jak zachwyca się sekcją warzyw, kącikiem rybnym i kasami. Był szczególnie podekscytowany mrożonymi puddingami.

"Samo Biuro Polityczne nie ma takiego wyboru. Nawet pan Gorbaczow" - oznajmił. Kiedy przy pomocy tłumacza wyjaśniono mu, że w sklepie są tysiące przedmiotów na sprzedaż, nie uwierzył. Myślał nawet, że sklep ten został wcześniej przygotowany, co miało być dla niego popisowym przedstawieniem. Nie wiedział, że istnieją tam niezliczone sklepy w całym kraju, niektóre z jeszcze większym asortymentem niż ten, który odwiedził.

Zadziwił go fakt, że takie sklepy były na prawie każdym rogu ulicy w Ameryce. Zaproponowano mu nawet bezpłatne próbki sera. Według Asin Jelcyn nie odszedł z pustymi rękami, ponieważ dostał małą torbę z gadżetami.

Mniej więcej rok po odejściu rosyjskiego przywódcy od władzy, biograf Jelcyna napisał, że podczas podróży samolotem do następnego miejsca docelowego Jelcyna, Miami, prezydent był wyraźnie przygnębiony. Nie mógł przestać myśleć o obfitym jedzeniu w sklepie spożywczym i o tym, co jego rodacy musieli w tym samym czasie doświadczać w Rosji.

W swojej autobiografii Jelcyn pisał o doświadczeniach w Randallu, które, zdaniem ekspertów, zrujnowały jego pogląd na komunizm. Dwa lata później opuścił Partię Komunistyczną i rozpoczął reformy mające na celu odwrócenie odpływu gospodarczego w Rosji.

Być może trzeba za to "podziękować" mrożonemu puddingowi Jell-O, który podziwiał - co udało się uchwycić na fotografii.

- Kiedy zobaczyłem te półki wypchane setkami, tysiącami puszek, kartonów i wszelkiego rodzaju towarów, po raz pierwszy poczułem się dość szczerze załamany sytuacją narodu radzieckiego - napisał Jelcyn. - Ten, tak potencjalnie bardzo bogaty kraj jak nasz, został doprowadzony do stanu takiej biedoty! Na samą myśl robi mi się źle w sercu.

Sam lider ustąpił ostatniego dnia 1999 roku po kilku latach podejmowania prób wprowadzenia nowego systemu w Rosji. Wszechobecne kumoterstwo zdołało jedynie stłumić marzenie Jelcyna dla jego kraju. Korupcja i niekompetencja nękały jego ostatnie lata urzędowania. Mówi się, że dobrowolne opuszczenie Kremla uchroniło go przed postępowaniem karnym.

Jego następcą został premier Władimir Putin, który zaczął pełnić obowiązki prezydenta. Putin był doradcą Jelcyna w poprzednich latach.

Jelcyn zmarł w 2007 roku w wieku 76 lat.

Źródło: New Haven Register

Mistrz, gigant, niezwykły talent, mesjasz muzyki, geniusz, najlepszy, najbardziej wpływowy. To tylko niektóre etykiety, które są często używane do opisywania Ludwiga van Beethovena. Czym tak naprawdę był? Jak ważny był on w gronie wybitnych muzyków? Ten artykuł dotyczy wpływu, jaki Beethoven miał na muzykę i zajmujących się nią artystów.

Ludwig van Beethoven był rzeczywiście kamieniem węgielnym w historii muzyki. Po nim w muzyce nic już nie było takie samo. Żył w czasach, gdy muzyka była uważana za gorszą formę sztuki w porównaniu do śpiewu, literatury czy malarstwa. Muzyk był tylko zawodem, osobą, która tworzy muzykę - ładne i zrównoważone miłe melodie. Niczym szewc, którego zadaniem było wytwarzanie butów. Nie więcej nie mniej!

Dla Beethovena muzyka była najwyższą formą sztuki. Uważał, że muzyka pochodzi z nieba, a jej zadaniem jest zmienić publiczność i uczynić ludzkość lepszą. Był człowiekiem na misji od Boga. Nawet w testamencie z Heiligenstadt pisze o tym powołaniu, które jest jedynym powodem jego egzystencji. Gdy tylko przybył do Wiednia i zaczął występować publicznie, działał jako przedstawiciel tego najwyższego powołania. Zażądał pełnej uwagi do swojej muzyki, co było wtedy czymś, czego nigdy wcześniej nie spotkano. Nawet w przypadku występowania dla wysokiej arystokracji w Wiedniu - jeśli publiczność nie zachowywałaby się właściwie, był w stanie przerwać zabawę, nazwać arystokratów świniami i opuścić salę. Był to zatem człowiek, który traktował ich jak równych na własnych warunkach. Muzyka nie była już tylko melodią w tle, dzięki której rozmowa stawała się przyjemniejsza. Muzyka i słuchanie jej stało się sztuką, niemal religią, w której publiczność słusznie spodziewała się, że zostanie poruszona, że pojawią się emocje i uniesienie do wymiarów duchowych.

Jednym bardzo ważnym dziedzictwem Beethovena jest nadanie początkom statusu muzyka, artysty. Gwiazdy rocka - jak powiedzieliby współcześni ludzie. Jest postacią podobną do proroków ze Starego Testamentu, całkowitym oddaniem powołaniu, walką z nieświadomą publicznością i krytykami, dotykaniem dusz przekazem w formie muzyki. W ten sposób narodziła się heroiczna, romantyczna muzyka.

Głuchota to kolejny czynnik, który przyczynił się do romantycznego wizerunku kompozytora. Jest jak postać biblijna, otrzymująca tak wielki talent, tak wielkie objawienie, że Bóg dotknął jego uszu na wzór ciernia w ciele św. Pawła, aby uchronić umysł i krew przed pychą.

Zadziwiające jest, jak wielki wpływ wywarł on na muzyków. Rossini odwiedził go w Wiedniu, co opisał następująco: "Stałem przed nim, jak motyl przed lwem". Franz Schubert wyznał na łożu śmierci, słuchając kwartetu Beethovena: "Kto kiedykolwiek może stworzyć coś po Beethovenie?". Johannes Brahms odmówił wykonywania symfonii przez 21 lat(!), mówiąc do swoich przyjaciół i sympatyków: "Nigdy nie napiszę symfonii, nie macie pojęcia, jak czują się twórcy jak my, kiedy słyszymy takiego giganta [Beethovena]". Od śmierci Beethovena muzycy są zarówno inspirowani, jak i onieśmielani przez geniusz tego muzycznego bohatera i jego wpływ - nawet dzisiaj!

Podsumowując, należy podkreślić, że po Beethovenie żaden muzyk nie podszedł do swojego rzemiosła jak wcześniej. Jego duch jest wyczuwalny przy wszystkich kompozytorach, którzy pragną służyć najwyższemu wezwaniu do tworzenia muzyki. Niedopuszczalna jest praca połowiczna - niemal ukończona lub o PRAWIE idealnej jakości! Sama muzyka ma inną rolę, powinna wpływać na odbiorców, w razie potrzeby przełamując zasady kompozycyjne, wyzwalając twórczą energię na swój własny sposób. Zmieniło się także postrzeganie bycia słuchaczem. Publiczność ma się skupić na muzyce, poczuć ją sercem, dać się ponieść emocjom.

Źródło: PopularBeethoven.com

W 1831 roku dwóch mężczyzn włamało się do City Bank of New York i uciekło z prawie 250 tys. dolarów. Mówi się, że był to pierwszy napad na bank w USA. Okazuje się, że to nie do końca prawda.

Otóż inny napad mający miejsce 30 lat przed tym wspominanym powyżej powinien dzierżyć ten tytuł - to dość osobliwa opowieść, którą uwieczniono w postaci obrazu olejnego przedstawiającego kowala - dzieło to obecnie jest przechowywane w Akademii Sztuk Pięknych w Pensylwanii.

Był rok 1798 - kowal Patrick Lyon przebywał w Lewiston w stanie Delaware, pochłonięty czytaniem gazety. Ta opisywała oszałamiającą historię kradzieży z Bank of Pennsylvania w Carpenter's Hall w Filadelfii we wczesnych godzinach porannych, z której łup stanowił ponad 160 tys. dolarów - zdumiewająca kwota, którą można dzisiaj przeliczyć na ponad 3 miliony USD.

Gawiedź lubi czytać o napadach na banki (być może dlaczego teraz to czytasz, drogi czytelniku), ale Lyon miał bardziej osobisty interes w tej sprawie. Jego ostatnią pracą, zanim przybył do Delaware, była wymiana okuć i zamków w drzwiach skarbca Bank of Pennsylvania - tego, którego właśnie obrabowano, zgodnie z historią opisaną w "Carpenter's Hall".

Wydawało się, że była to robota wewnętrzna, a Lyon od razu miał na myśli dwóch podejrzanych: stolarza Samuela Robinsona, który pracował dla banku i innego mężczyznę, współpracownika Robinsona, którego Lyon nie znał osobiście.

Tymczasem Lyon nie zauważał tego, że jako kowal, który pracował przy drzwiach skarbca i który wkrótce potem opuścił Filadelfię, sam jawił się jako podejrzany.

Po tym, jak stary znajomy skontaktował się z Lyonem i zasugerował, że jest podejrzany o tę bezczelną kradzież, Lyon zrobił to, co uważał za słuszne, i wrócił do Filadelfii, aby oczyścić swoje imię.

Za swój trud został jednak wtrącony do więzienia.

Pracownicy banku podejrzewali, że Lyon zwyczajnie stworzył dodatkowy klucz do skarbca, gdy nad nim pracował. Przez trzy miesiące Lyon był przetrzymywany w więzieniu Walnut Street w Filadelfii.



Jedyną rzeczą, która okazała się wybawieniem dla Lyona, był kretynizm rzeczywistego złodzieja, który okazał się nieznajomym, którego Lyon podejrzewał przez cały czas i odtąd był identyfikowany jako Izaak Davis. Mężczyzna zwerbował wspólnika, który pomógł mu w kradzieży.

"Duet ten najwyraźniej dokonał zbrodni idealnej" - głoszą media. "Następnie, w posunięciu, które będzie długo żyło w annałach głupoty, Davis zaczął deponować skradzione pieniądze w tym samym banku, który obrabował i w innych bankach w Filadelfii, rzucając na siebie cień podejrzeń".

Mężczyzna najwyraźniej nie miał planu, co zrobić z gotówką po napadzie, i nawet nie wymyślił wiarygodnej historii o całym swoim nowo odkrytym bogactwie.

"W obliczu pytań o swoje nagłe bogactwo Davis się przyznał i zawarł umowę o zwrocie wszystkich pieniędzy" - czytamy.

W jakiś sposób Davis otrzymał ułaskawienie i pełną rekompensatę i nie spędził ani dnia za kratkami.

Co ciekawe - Lyon wciąż tkwił w więzieniu, nawet po tym, jak rozpętała się burza wokół Davisa. W rzeczywistości był przetrzymywany przez kilka tygodni w więzieniu, aż w końcu zarzuty zostały wycofane.

Po uwolnieniu Lyon napisał książkę o swoim dziwacznym doświadczeniu, która stała się bestsellerem pomimo komicznie długiego tytułu: „Historia Patricka Lyona, który cierpiał trzy miesiące ciężkiego więzienia w Philadelphia Gaol, tylko przez niejasne podejrzenie bycia zaniepokojonym napadem na Bank of Pennsylvania ze swoimi uwagami na ten temat".

Następnie Lyon złożył pozew cywilny w 1805 roku o niesłuszną karę więzienia. W przełomowej sprawie wygrał i otrzymał 12 tys. dolarów rekompensaty - czyli około 240 tys. dzisiejszych USD.

Wpływy z jego książki i renomy z pewnością zapewniły Lyonowi spokój finansowy na wiele lat. Jednak kiedy zamówił portret w 1825 roku, upewnił się, że artysta uczynił go skromnym kowalem.

"Rudowłosy kowal jest imponujący, ale dostępny, przykuwa uwagę widza równie dobrze, jak jego zachwyconego ucznia" - tak obraz ten opisuje Akademia Sztuk Pięknych w Pensylwanii. "Kopuła po lewej stronie tła przedstawia więzienie na Walnut Street, gdzie Lyon przebywał niesprawiedliwie prawie trzydzieści lat wcześniej".

Źródło: EmeraldObserver.com

Przed Wami kilka intrygujących faktów z życia serbsko-amerykańskiego fizyka i inżyniera.

Free Joomla! template by L.THEME