Niemal każdy obywatel Stanów Zjednoczonych jest zaznajomiony z pojęciem "Prawa Głupiego Kierowcy" funkcjonującego na terenie Arizony. Nazwa ta z pewnością budzi zaciekawienie - więc o co w tym wszystkim chodzi?
Przydomek "Stupid Motorist Law" został nadany sekcji 28-910 z Arizona Revised Statutes. W telegraficznym skrócie prawo to mówi, że jeśli kierowca omija barykadę zamykającą drogę z powodu wysokiej wody, to osobnik ten będzie płacić za ratunek, jeśli utkną w wodzie i personel ratowniczy będzie zmuszony wydobyć ich na bezpieczny grunt.
Redaktorzy KOLD News rozmawiali z personelem ratowniczym o prawie i usłyszeli, że nadal zdarzają się nieroztropni kierowcy w południowej Arizonie, do których najwyraźniej nie dociera powaga sytuacji. Jednym z problemów jest to, że o ile powszechnie wiadomo, nikt nie został o coś takiego oskarżony na mocy prawa.
Pełne brzmienie prawa można znaleźć poniżej:
28-910. Odpowiedzialność za działania ratownicze na obszarach powodziowych; definicje
A. Kierujący pojazdem na ulicy publicznej lub autostradzie, która jest tymczasowo objęta wzrostem poziomu wody, w tym wód gruntowych lub przelewem wody, i która jest zabarykadowana z powodu powodzi, jest odpowiedzialny za koszty wszelkich działań ratunkowych, które są wymagane do usunięcia z ulicy publicznej lub autostrady kierowcy lub pasażera pojazdu, który staje się niezdolny do działania na ulicy publicznej lub autostradzie lub pojazdu, który staje się niezdolny do działania na ulicy publicznej lub autostradzie, lub obu.
B. Osoba skazana za naruszenie sekcji 28-693 za wjechanie pojazdem na obszar, który jest tymczasowo pokryty przez wzrost poziomu wody, w tym wód gruntowych lub przelewu wody, może być odpowiedzialna za wydatki na wszelkie działania ratunkowe, które są wymagane do usunięcia z tego obszaru kierowcy lub jakiegokolwiek pasażera pojazdu, który staje się niezdatny do użytku na tym obszarze lub pojazdu, który staje się niezdatny do użytku na tym obszarze, lub obu.
C. Wydatki związane z działaniami ratowniczymi obciążają osobę odpowiedzialną za te wydatki zgodnie z podsekcją A lub B niniejszej sekcji. Opłata stanowi dług tej osoby i może być pobierana proporcjonalnie przez agencje publiczne, podmioty nastawione na zysk lub podmioty nienastawione na zysk, które poniosły wydatki. Odpowiedzialność osoby za wydatki związane z reakcją w nagłych wypadkach nie może przekroczyć dwóch tysięcy dolarów za pojedynczy przypadek. Odpowiedzialność nałożona na mocy niniejszej sekcji jest uzupełnieniem, a nie ograniczeniem wszelkiej innej odpowiedzialności, która może być nałożona.
D. Polisa ubezpieczeniowa może wyłączyć pokrycie odpowiedzialności osoby za wydatki związane z reakcją w nagłych wypadkach na mocy niniejszej sekcji.
E. Dla celów niniejszej sekcji:
1. "Wydatki na reakcję w sytuacji kryzysowej" oznaczają uzasadnione koszty poniesione bezpośrednio przez agencje publiczne, podmioty nastawione na zysk lub podmioty nienastawione na zysk, które podejmują odpowiednią reakcję w sytuacji kryzysowej w związku z danym zdarzeniem.
2. "Agencja publiczna" oznacza ten stan oraz każde miasto, hrabstwo, korporację miejską, dystrykt lub inną władzę publiczną, która znajduje się w całości lub w części w tym stanie i która zapewnia usługi policyjne, przeciwpożarowe, medyczne lub inne usługi ratownicze.
3. "Rozsądne koszty" obejmują koszty świadczenia usług policyjnych, przeciwpożarowych, ratowniczych i ratownictwa medycznego na miejscu zdarzenia oraz wynagrodzenia osób, które reagują na zdarzenie, ale nie obejmują opłat naliczanych przez pogotowie ratunkowe, które jest regulowane zgodnie z tytułem 36, rozdział 21.1, artykuł 2.
Źródło: KOLD News 13
Fale ultradźwiękowe aplikowane do poszczególnych części mózgu okazały się zdolne do zmiany nastroju pacjenta. Badania przeprowadzone przez zespół z University of Arizona mogą pewnego dnia doprowadzić do opracowania nielekowych metod leczenia takich schorzeń jak depresja.
Badania opierały się na fakcie, że ultradźwięki wibrują w megahercach z prędkością około 10 milionów drgań na sekundę - mniej więcej w tym samym tempie, w jakim rezonują mikrotubule (struktury białkowe w mózgu związane z nastrojem).
Ultradźwięki są szerzej stosowane do obrazowania struktur anatomicznych za pomocą echa impulsowego, w tym płodów w łonie matki, serca, nerek i innych narządów.
Zespół naukowców kierowany przez dr Stuarta Hameroffa, profesora uniwersyteckich wydziałów anestezjologii i psychologii oraz dyrektora Centrum Badań nad Świadomością, zainteresował się zastosowaniami ultradźwięków po przeczytaniu badań na zwierzętach przeprowadzonych przez jego znajomego z Virginia Polytechnic Institute.
Po zapoznaniu się z wynikami Hameroff postanowił wypróbować tę technikę na ochotnikach cierpiących na przewlekły ból, ale nie wcześniej niż na samym sobie. Umieścił przetwornik ultradźwiękowy przy swojej głowie na 15 sekund, jednak początkowo nie odczuł żadnego efektu. - Po około minucie zacząłem się czuć jak po wypiciu martini - powiedział.
Podniosły nastrój Hameroffa utrzymywał się przez godzinę lub dwie, ale był on świadomy, że mógł to być efekt placebo. Aby dokładniej przetestować tę hipotezę, rozpoczął podwójnie ślepe badanie kliniczne - ostatecznie opublikowane w czasopiśmie Brain Stimulation - z udziałem pacjentów cierpiących na przewlekły ból, w którym ani lekarz, ani pacjent nie wiedzieli, czy urządzenie ultradźwiękowe zostało włączone.
Pacjenci, którzy zostali poddani działaniu ultradźwięków, zgłaszali poprawę nastroju przez okres do 40 minut po zabiegu. Ci zaś, którzy nie byli poddani działaniu ultradźwięków przezczaszkowych, nie zgłaszali żadnej różnicy w nastroju.
Technika ta może być stosowana jako alternatywa dla przezczaszkowej stymulacji magnetycznej w leczeniu depresji klinicznej. Wibracje ultradźwiękowe są niewyczuwalne podczas przechodzenia przez ciało, w przeciwieństwie do fal magnetycznych, które pacjenci mogą odczuwać jako poruszające się w głowie.
Hameroff zatrudnił dwóch kolegów z wydziału psychologii - Jaya Sanguinettego i Johna Allena - aby udoskonalić technikę do stosowania u pacjentów z depresją, początkowo z wykorzystaniem studentów-ochotników.
Doszli oni do wniosku, że najbardziej prawdopodobnym sposobem na wywołanie pozytywnych zmian nastroju u pacjentów jest 30-sekundowy wybuch o częstotliwości 2 megaherców. Osoby leczone w ten sposób zgłaszały "uczucie lekkości lub szczęścia, trochę większe skupienie i koncentrację" - relacjonuje Sanguinetti. Od tego czasu przeprowadzili oni podwójnie ślepą próbę kliniczną, aby wykluczyć efekt placebo, której wyniki są obecnie analizowane.
Sanguinetti twierdzi, że poprawa nastroju następuje, ponieważ ultradźwięki "zwiększają prawdopodobieństwo, że neurony w częściach mózgu związanych z nastrojem będą się uruchamiać".
Ultradźwięki działają na błony neuronów i wspomniane wcześniej mikrotubule. - Ponieważ mikrotubule są ściśle związane z plastycznością synaptyczną i teoretycznie biorą udział w uczeniu się, zapamiętywaniu i świadomym przeżywaniu, ultradźwięki przezczaszkowe mogą być stosowane w różnych zaburzeniach psychicznych i neurologicznych, w tym w depresji, urazowym i niedotlenieniowym uszkodzeniu mózgu, udarze mózgu, uczeniu się, chorobie Alzheimera, zaburzeniach psychicznych i zmianach stanów świadomości - podsumowują autorzy badania.
Naukowcy współpracują z firmą Neurotrek, aby opracować urządzenie, które mogłoby celować w konkretne części mózgu za pomocą ultradźwięków.
Źródło: Wired
Choć jej umiejętności w sztukach walki może nie są już takie jak kiedyś, i tak nie warto z nią zadzierać. Poznajcie Lorenzę Marrujo, 67-latkę z Kalifornii okrzykniętą przez amerykańską prasę mianem Lady Ninja.
Lokalne władze twierdzą, że mężczyzna z Kalifornii boleśnie przekonał się o umiejętnościach Marrujo po tym, jak zaczął szarpać się z pewną 82-letnią kobietą w budynku mieszkalnym w Fontanie.
67-letnia przyjaciółka kobiety, Lorenza Marrujo, dołączyła do szarpaniny i po szybkim kopnięciu, manewrze zgięcia palców i kilku solidnych uderzeniach łokciem w mostek było po wszystkim. Policja przybyła na miejsce i znalazła napastnika dociśniętego przez Marrujo do podłogi - jednym kolanem uciskała go na szyi, a drugim na klatce piersiowej.
Marrujo, która lubi być określana mianem "Lady Ninja" i ma czarny pas w jiujitsu, powiedziała, że przebywała w swoim mieszkaniu na trzecim piętrze w poniedziałek, kiedy usłyszała krzyki dochodzące z lokum sąsiada i zdecydowałą się niezwłocznie zbadać sprawę.
Na miejscu, jak sama relacjonuje, znalazła mężczyznę atakującego jej 82-letnią przyjaciółkę, Elizabeth McCray. Marrujo, która mierzy zaledwie ok. 150 cm i waży około 45 kg, nie zawahała się zmierzyć z młodszym, mierzącym 175 cm i ważącym 77 kg napastnikiem.
- Musiałam wygiąć jego palce do tyłu (...) aby go od niej oderwać - powiedziała w rozmowie The Press-Enterprise z Riverside. - Krzyczał z bólu, bo to jedna z moich flagowych technik, zginanie palców. Następnie uderzyłam łokciem dwa razy w jego mostek.
Rejestry więzienne San Bernardino County ukazują, że 59-letni Donald Robert Prestwood został przesłuchany w związku z dochodzeniem dotyczącym znęcania się nad osobami starszymi. Funkcjonariusz Jennie Venzor wyjawiła, że władze kontynuują dochodzenie i możliwe jest, że może on mierzyć się z dodatkowymi zarzutami.
Nie wyznaczono daty rozprawy i nie było wiadomo, czy Prestwood ma adwokata.
Marrujo powiedziała, że krótko przed atakiem Prestwood, który kiedyś mieszkał w tym samym budynku mieszkalnym, pojawił się u niej, wyglądając na odurzonego i mówił, że szuka swojej partnerki. Lady Ninja przegoniła go kijem baseballowym.
Marrujo, która kiedyś pracowała jako ochroniarz, powiedziała, że zaczęła trenować sztuki walki prawie 40 lat temu w celach samoobrony. Mimo to, skarżyła się po ataku, że nie była tak ostra w walce, jak za dawnych lat.
- Moje ciało miejscami szwankuje - powiedziała, dodając, że "zrobiłaby więcej szkód", gdyby była nieco lepiej przygotowana.
McCray była jednak pod wrażeniem. - Nie pomyślałabym, że mała dama będzie miała siłę, aby zrobić coś takiego - powiedziała.
Policja też nie kryła zachwytu, chociaż ostrzegła, że w wielu przypadkach bezpieczniej jest zadzwonić do nich i pozwolić profesjonalistom zająć się daną sprawą.
- Ale w tym przypadku to zadziałało, a ona uratowała życie swojej przyjaciółki - powiedziała Venzor agencji The Associated Press.
- Ona jest filigranowa, ma ok. 150cm wzrostu i może 45 kg wagi - dodaje funkcjonariuszka. - Ale jest przy tym niezwykle silna.
Źródło: USA Today
Miliony arkuszy kalkulacyjnych MS Excel są wykorzystywane w świecie medycyny, nauki, ekonomii i biznesu. Jednak aż 90 procent z nich zawiera poważne błędy - nawet zagrażające życiu.
Badania wykazały, że nawet 90 procent wszystkich arkuszy kalkulacyjnych na świecie zawiera błędy, które wpływają na ich wyniki. Wystarczy wspomnieć o profesorach Harvardu, których podstawowe błędy w Excelu doprowadziły do niewyobrażalnego nieszczęścia milionów ludzi.
Jeśli poszukamy informacji o błędach w arkuszach kalkulacyjnych w Internecie, dotrzemy do wielu innych historii podobnych do tej z Harvardu.
- ukrywanie komórek - zamiast ich usuwania - kosztowało bank Barclay's miliony podczas kryzysu w 2008 roku,
- błąd na zasadzie "wytnij i wklej" kosztował firmę TransAlta 24 miliony dolarów,
- inny błąd "wytnij i wklej" kosztował JP Morgan 6 miliardów dolarów, gdyż nieprawidłowo obliczono model wartości zagrożonej,
Jest ich o wiele więcej, ale to dość reprezentatywna grupa. Błędy są tak powszechne, że już od ponad 19 lat istnieje specjalna grupa wsparcia zajmująca się ryzykiem związanym z arkuszami kalkulacyjnymi.
Zagrożenia
Niedawno opublikowana praca naukowa pt. "A Pilot Study Exploring Spreadsheet Risk in Scientific Research" koncentruje się na zagrożeniach w neurobiologii:
"(...) badania wykazują, że prawie wszyscy twórcy arkuszy kalkulacyjnych nie mają formalnego wykształcenia (...) Większość błędów nie wynika z błędów w programowaniu arkusza kalkulacyjnego, lecz z niewłaściwego zastosowania logiki programowania. (...) błędy logiczne są trudne do wykrycia i skorygowania."
Badanie pilotażowe nie obejmuje szerokiego zakresu materiału - w końcu jest to badanie pilotażowe - i dotyczy badań neurobiologicznych na pewnym uniwersytecie, ale obserwacje, które w nim stwierdzono, są powszechne.
Barierki ochronne, nie kaftany bezpieczeństwa
Nawet oprogramowanie tworzone przez profesjonalistów jest podatne na błędy. Nic więc dziwnego, że logika arkuszy kalkulacyjnych tworzonych przez nieprzeszkolonych amatorów jest jeszcze gorsza. Pytanie brzmi: co można zrobić, żeby zwykli użytkownicy - i profesorowie Harvardu - popełniali mniej błędów?
Problem ten przypomina sprawdzanie gramatyki. Język ma niewiele sztywnych reguł, a jego użycie jest bardzo zróżnicowane, więc programy sprawdzające gramatykę są nieprecyzyjne, oferują sugestie, a nie odpowiedzi. Sprawdzanie pisowni jest o wiele bardziej precyzyjne, ponieważ jest ona dobrze zdefiniowana.
Milczenie Microsoftu
Redakcja skontaktowała się z Microsoftem, aby poznać ich zdanie na temat zwiększenia bezpieczeństwa Excela. Po wstępnym potwierdzeniu odbioru i kilku e-mailach tam i z powrotem - nie otrzymano jasnej odpowiedzi.
Z pewnością menedżer produktu Excela wie o tych problemach. Na jej miejscu udałbym się do działu Microsoft Research i spróbował podrzucić kilka pomysłów. A tych nie brakuje.
Oznaczanie danych ułatwiłoby sprawdzanie logiki arkusza kalkulacyjnego. Tak jak określamy różne typy danych - dolary, daty, procenty - arkusz kalkulacyjny mógłby opcjonalnie poprosić nas o oznaczenie zestawów danych, niezależnie od ich typu, dzięki czemu sprawdzanie zakresu danych mogłoby być bardziej inteligentne. Jeśli dane są wystarczająco ważne, aby je wpisać, są już oznaczone i wystarczająco ważne, aby przypomnieć użytkownikom o włączeniu ich do formuł.
Sprawdzanie zakresu zbioru danych wydaje się być "do zrobienia". Pomocna byłaby flaga podobna do grammar-check --"Wygląda na to, że niektóre punkty danych zostały pominięte w tym obliczeniu".
Sprawdzanie granic jest techniką wykrywania błędów używaną w programowaniu, aby upewnić się, na przykład, że element jest obecny w wierszu. W kontekście Excela używano by go w sensie programistycznym i odwrotnym, jako sprawdzenie, czy wszystkie oznaczone/wpisane dane są zawarte, a jeśli nie, wydawane jest przyjazne ostrzeżenie.
Diagramy logiczne to kolejne narzędzie programistyczne, które Excel mógłby przynajmniej częściowo zautomatyzować. Użytkownicy widzieliby graficzną reprezentację logiki swojego arkusza kalkulacyjnego.
Języki modelowania zazwyczaj wymuszają rozdział między logiką a danymi. Użytkownicy tworzą logikę, a następnie wyznaczają zbiory danych, na których ona operuje. Upraszcza to sprawdzanie modelu. Excel mógłby zaimplementować pewną formę tego rozwiązania, sugerując oddzielenie logiki od danych po przekroczeniu przez arkusz progu złożoności.
Bity pamięci masowej
Excel dominuje na rynku arkuszy kalkulacyjnych, więc postawa Microsoftu jest zrozumiała: po co wydawać pieniądze na uczynienie go bezpieczniejszym dla użytkowników i reszty społeczeństwa? To nie poszerzy rynku.
Skoro stworzyłeś produkt, którego nawet profesorowie Harvardu mogą łatwo nadużywać - z katastrofalnymi skutkami dla milionów ludzi - czy maksymalizacja zysku jest twoim jedynym obowiązkiem?
Oczywiście Microsoft może odpowiedzieć, że jeśli błędy w arkuszach kalkulacyjnych są tak wielkim problemem, to dlaczego nie słyszymy o nich więcej? Jednym z powodów jest to, że skoro niewiele osób ich szuka, to niewiele z nich zostaje znalezionych. Potrzeba naprawdę poważnego błędu, takiego jak fiasko na Harvardzie - który znalazł inteligentny absolwent szkoły państwowej, a nie ktoś z Harvardu - aby uzyskać rozgłos.
Poważne błędy są zakopane głęboko w pracach badawczych, wynikach badań laboratoryjnych i modelach ekonomicznych. Tworzą one podstawę naszej numerycznej wiedzy o rzeczywistym świecie. Kiedy ta wiedza daje nam nieoczekiwane wyniki, kto wraca do arkuszy kalkulacyjnych, żeby sprawdzić dane?
Tak, użytkownicy powinni być przeszkoleni w zakresie obsługi każdego arkusza kalkulacyjnego, którego używają. Ale z uwagi na dominację Excela na rynku, Microsoft ponosi szczególną odpowiedzialność za poprawę użyteczności i bezpieczeństwa Excela dla codziennych użytkowników.
Źródło: ZDNet.com
Podczas II wojny światowej rząd duński zdecydował się na współpracę z hitlerowskimi siłami okupacyjnymi. Mimo że dotyczyło to również duńskiej policji, wielu z jej członków nie chciało uczestniczyć w kolaboracji. W rezultacie duża liczba funkcjonariuszy została deportowana do nazistowskich obozów koncentracyjnych w Niemczech. Na ich miejsce Gestapo powołało kolaborancki Korpus HIPO.
Kwiecień 1940 - Wrzesień 1944
Nazistowskie Niemcy okupowały Danię 9 kwietnia 1940 roku, a duński rząd zdecydował o polityce współpracy. Dotyczyło to wszystkich urzędników służby cywilnej, w tym całej duńskiej policji, która rozpoczęła współpracę z niemieckimi odpowiednikami.
12 maja 1944 roku dr Werner Best zażądał od duńskiej policji ochrony 57 konkretnych przedsiębiorstw przed sabotażem ze strony rosnącego w siłę duńskiego ruchu oporu. Gdyby duńska służba cywilna tego nie zaakceptowała, policja zostałaby zredukowana z 10 tys. do 3 tys. pracowników. Szef duńskiej administracji, Nils Svenningsen, był skłonny zaakceptować to żądanie, ale organizacje duńskiej policji były przeciwne temu pomysłowi. Niemiecki wniosek został ostatecznie odrzucony, o czym 6 czerwca 1944 roku poinformował dr Best. To jeszcze bardziej podniszczyło i tak już ograniczone zaufanie Gestapo do duńskiej policji.
Aresztowania i deportacje
W dniu 19 września 1944 roku wojska niemieckie rozpoczęły aresztowania członków policji w głównych miastach Danii. W tym samym roku liczebność policji wynosiła ok. 10 tys. funkcjonariuszy. Aresztowano 1960 osób, które następnie deportowano do obozu koncentracyjnego Neuengamme. Policjantów deportowano do Buchenwaldu w dwóch grupach, pierwsza grupa została wysłana 29 września, druga - 5 października 1944 roku. 16 grudnia, pod naciskiem administracji duńskiej, 1604 mężczyzn zostało przeniesionych z Buchenwaldu do obozu jeńców wojennych Mühlberg (Stammlager lub Stalag IV-B). Oznaczało to dla duńskich policjantów poprawę sytuacji, gdyż jeńcy wojenni mieli pewną ochronę wynikającą z konwencji międzynarodowych, a więźniowie obozów koncentracyjnych nie.
Następnie policjanci zostali nieco rozproszeni po różnych grupach pracowniczych.
Negocjacje
Duńskie ministerstwo spraw zagranicznych kierowane przez Nilsa Svenningsena prowadziło negocjacje z władzami niemieckimi w Danii w sprawie uwolnienia duńskich więźniów obozów koncentracyjnych. Od końca września 1944 roku organizowano transporty z paczkami Czerwonego Krzyża. 8 grudnia zawarto porozumienie o zwolnieniu (i przewiezieniu z powrotem do Danii) 200 chorych policjantów.
Równocześnie szwedzki hrabia Folke Bernadotte zamierzał sprowadzić do Szwecji wszystkich więźniów skandynawskich obozów koncentracyjnych. Starania o wydostanie więźniów ze Skandynawii z niemieckich obozów trwały przez kolejne miesiące. W marcu i kwietniu 1945 roku białymi autobusami przywieziono z Niemiec 10 tys. duńskich i norweskich jeńców. Pojazdami tymi podróżowała większość deportowanych policjantów. Niektórzy z powracających jeńców dotarli do obozu więziennego Frøslev, położonego na północ od granicy między Niemcami a Danią.
Liczba zgonów
Liczba duńskich policjantów, którzy zmarli podczas pobytu w niemieckich obozach waha się w zależności od źródła od 81 do 90. Kilku zmarło później z powodu tzw. chorób obozowych. Ta grupa jest nieco trudniejsza do wyodrębnienia. Według obliczeń z 1968 roku na wspomniane choroby zmarło 131 policjantów.
Śmiertelność wśród duńskich policjantów zmniejszyła się po opuszczeniu Buchenwaldu i przeniesieniu ich w grudniu 1944 roku do Mühlbergu. W Buchenwaldzie zginęło 62 mężczyzn.
Źródło: Wikipedia (ENG)
Tak zwane "silent letters" w języku angielskim przysparzają sporo problemów osobom uczącym się tegoż języka, zwłaszcza tym, które stawiają na pierwszym miejscu poprawną wymowę. Okazuje się, że nierówną walkę z tym zjawiskiem podjęto już ponad sto lat temu w USA, a odpowiednim narzędziem miała się stać organizacja znana jako Simplified Spelling Board.
Jak czytamy na Wikipedii: Simplified Spelling Board była amerykańską organizacją utworzoną w 1906 roku w celu zreformowania pisowni języka angielskiego, uproszczenia i ułatwienia nauki oraz wyeliminowania wielu niespójności. Projekt funkcjonował do 1920 roku - czyli rok po śmierci założyciela, który po pewnym czasie zaczął krytykować postępy i podejście organizacji.
Powstanie organizacji
Simplified Spelling Board została założona 11 marca 1906 roku, a fundatorem okazał się być Andrew Carnegie - siedzibą stowarzyszenia miał być Nowy Jork. New York Times podkreślał, że Carnegie był przekonany, iż "język angielski mógł stać się światowym językiem przyszłości" i mieć wpływ prowadzący do globalnego pokoju, ale rola ta była utrudniona przez jego "sprzeczną i trudną pisownię". Carnegie przeznaczał 15 tys. dolarów rocznie przez okres pięciu lat na zrodzenie odpowiedniej inicjatywy.
Początkowo wśród 30 członków Rady znaleźli się pisarze, profesorowie i twórcy słowników, wśród nich: sędzia Sądu Najwyższego David Josiah Brewer, Nicholas Murray Butler z Columbia University, Dr Melvil Dewey (wynalazca Dewey Decimal Classification), Dr. Isaac K. Funk (redaktor The Standard Dictionary), były Sekretarz Skarbu USA Lyman J. Gage, amerykański komisarz ds. edukacji William Torrey Harris (i redaktor naczelny "New International Dictionary" Webstera z 1909 r.), profesor Calvin Thomas i Mark Twain. Biura zorganizowano w Metropolitan Life Building przy 1 Madison Avenue, a na przewodniczącego zarządu wybrano Brandera Matthewsa.
Charles E. Sprague z Union Dime Savings Institution, pierwszy skarbnik zarządu, wyjawił, że grupa unikała używania słowa "reforma" w biuletynach i podawała "believe" ("wierzyć") jako przykład słowa, które skorzystałoby na wyeliminowaniu niepotrzebnego "i", stwierdzając, że "gdyby believe było zapisywane jako 'beleve', uważamy, że byłaby to dobra zmiana".
13 marca 1906 roku New York Times poparł wysiłki SSB, zauważając, że 90% angielskich słów jest "dość dobrze prezentowana graficznie", ale "znaczna poprawa mogłaby zostać osiągnięta poprzez zmniejszenie do pewnego stopnia regularności często używanej dziesiątej części, która sprawia najwięcej trudności". W artykule redakcyjnym z następnego dnia zauważono, że przeciwnicy wysiłków grupy sugerowali, iż język powinien być utrzymywany w obecnej formie, tylko lepiej nauczany, ale że członkowie projektu będą szanować historię języka w jego wysiłkach na rzecz poprawy, nie ukrywając go ani nie zniekształcając. Prezes zarządu, Brander Matthews, podkreślił, że podstawową misją grupy w uproszczeniu języka jest eliminacja zbędnych liter, zauważając, że "uproszczenie przez zaniechanie - to jest jego platforma, to jest jego motto". Isaac Funk napisał do The Times 20 marca 1906 roku, podkreślając, że pierwszym celem stowarzyszenia była "konserwatywnie postępująca ewolucja, zmierzająca głównie do porzucenia niemych liter", przyspieszająca trwający od wieków proces. Następnie zastosowano alfabet fonetyczny opracowany przez Amerykańskie Towarzystwo Filologiczne i zawierający 40 podstawowych dźwięków używanych w języku angielskim. Fonetyka miała być nauczana już w przedszkolu.
Pierwsze 300 słów
Wstępna lista rady licząca 300 słów została opublikowana 1 kwietnia 1906 roku. Znaczna część listy zawierała słowa kończące się na -ed zmienione na końcówkę -t ("addressed", "caressed", "missed", "possessed" i "wished" miały zostać przekształcone na: "addresst", "carest", "mist", "possest" i "wisht"). Kolejne zmiany obejmowały usunięcie niemych liter ("catalogue" na "catalog"), zmianę końcówek -re na -er ("calibre" i "sabre" na "caliber" i "saber"), zmianę "ough" na "o" w celu przedstawienia długiego brzmienia samogłoski w nowych słowach jako: altho, tho i thoro, oraz zmiany w celu przedstawienia brzmienia "z" przy zapisie "s" ("brasen" i "surprise" miały się przekształcić na "brazen" i "surprize"). Zlikwidowane zostałyby również tzw. dwuznaki, tworząc takie wyrażenia jak: "anemia", "anesthesia", "archeology", "encyclopedia" czy "orthopedic".
Rada zauważyła, że większość słów z ich listy była już preferowana przez trzy słowniki: Webster's (ponad połowa), Century (60%) i Standard (2/3). W czerwcu 1906 roku zarząd przygotował listę 300 słów przeznaczonych dla nauczycieli, wykładowców i pisarzy, która została wysłana na specjalne życzenie.
W czerwcu 1906 roku Nowojorska Rada Edukacji otrzymała raport od Rady Kuratorów zalecający przyjęcie listy 300 słów i przekazanie go do zatwierdzenia Komisji ds. Studiów i Podręczników.
W sierpniu prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt poparł ten plan, podpisując w swoim domu w Oyster Bay w Nowym Jorku dekret wykonawczy nakazujący stosowanie zreformowanej pisowni w jego oficjalnych komunikatach i wiadomościach dla Kongresu. Prof. Matthews oświadczył, że nie otrzymał uprzedniego zawiadomienia o dekrecie prezydenta i został zaskoczony jego wydaniem.
Roosevelt próbował zmusić rząd federalny do przyjęcia systemu, wysyłając do Public Printer polecenie wykorzystania systemu we wszystkich publicznych dokumentach federalnych. Rozkaz ten został wykonany - wśród wielu dokumentów wydrukowanych według nowego systemu znalazło się specjalne przesłanie prezydenta dotyczące Kanału Panamskiego.
New York Times zauważył, że stanowy komisarz ds. edukacji w Nowym Jorku był zdania, że państwo nie poprze propozycji zarządu, ponieważ "nie uważał, że państwowy wydział ds. edukacji powinien mówić ludziom, jak mają literować". Przed końcem sierpnia 1906 roku zarząd poinformował, że ponad 5 tys. osób zobowiązało się do używania słów z pierwotnej listy, a kolejne 500 do 600 osób zgodziło się na używanie tylko niektórych z nich.
Prasa po obu stronach Atlantyku podłapała temat, opisując całą sytuację jako "krucjatę pod kątem ortografii reformatorskiej". The Louisville Courier-Journal opublikował artykuł, w którym napisano przewrotnie: "Nuthing escapes Mr. Rucevelt. No subject is tu hi fr him to takl, nor tu lo for him to notis. He makes tretis without the consent of the Senit." Baltimore Sun żartował: "Jak będzie literował własne nazwisko? "Rusevelt", czy też przybliży się do faktów i zastosuje "Butt-in-sky"?" Jedna z redakcji podsumowała to w ten sposób: "This is 2 mutch". Za oceanem, podczas gdy prasa londyńska złośliwie kpiła z rozporządzenia wykonawczego, rada odnotowała znaczący wzrost zainteresowania listą słów po słynnym edykcie Roosevelta.
W odpowiedzi na rosnącą krytykę ze strony brytyjskich gazet, rada ogłosiła zaangażowanie do projektu Jamesa Murraya, szkockiego leksykografa i głównego redaktora Oxford English Dictionary, wraz z Josephem Wrightem, profesorem filologii kontrastywnej na Uniwersytecie Oxfordzkim i redaktorem English Dialect Dictionary. W połączeniu z wcześniejszym nazwiskiem Waltera Williama Skeata, redaktora Etymological English Dictionary, rada mogła twierdzić, że ma po swojej stronie trzy najlepsze słowniki języka angielskiego zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i z Wielkiej Brytanii.
Sąd Najwyższy wkroczył na pole bitwy i nakazał, aby jego opinie były drukowane w starym stylu.
Ostatecznie to Kongres miał ostatnie słowo, gdy jego przedstawiciel Charles B. Landis z Indiany, przewodniczący Komisji Izby ds. Drukarstwa, przedstawił 13 grudnia 1906 roku rezolucję: "Stwierdził, że w rozumieniu Izby, w druku dokumentów Izby lub innych publikacji używanych przez prawo lub zarządzanych przez Kongres, albo przez jedną z jego gałęzi, albo pochodzących z jakiegokolwiek departamentu wykonawczego lub biura rządu, drukarnia Izby powinna przestrzegać i stosować się do standardów ortografii określonych w ogólnie przyjętych słownikach języka angielskiego". Wniosek ten został przyjęty jednogłośnie. Prezydent poinformował Drukarnię Publiczną i Naród, że przywrócono stary styl.
Roosevelt ostatecznie zdecydował o uchyleniu reformy. Brander Matthews, przyjaciel Roosevelta i jeden z głównych zwolenników reformy jako przewodniczący SSB, również złożył broń. Roosevelt opowiedział 16 grudnia 1906 roku: "Nie mogłem, walcząc, utrzymać nowej pisowni, a było to ewidentnie gorsze niż bezużyteczne pójście na nierówną walkę, przegraną z góry. Czy wiecie, że jedno słowo, co do którego myślałem, że nowa pisownia jest błędna - thru - było bardziej odpowiedzialne niż cokolwiek innego za naszą dezaprobatę?" Następnego lata Roosevelt oglądał recenzję marynarki wojennej, a jedna z łodzi redaktorów była celowo podpisana jako "Pres Bot". O dziwo prezydent machał i śmiał się z zachwytu.
Niezadowolenie założyciela
Carnegie, założyciel i główny darczyńca rady, nie zgodził się z wybranym przez nią podejściem polegającym na zalecaniu zmian. Uważał raczej, że rada będzie bardziej produktywna, zachęcając do oddolnych zmian. Jego przekonania zawarte są w oświadczeniu przekazanym redaktorowi "The Times": "Poprawki ortograficzne można składać tylko do ogólnej akceptacji. To ludzie decydują o tym, co ma być przyjęte lub odrzucone". Ze swojej strony niektórzy członkowie zarządu uważali, że Carnegie zbytnio się wtrącał w ich działalność.
Oznaki rozłamu w radzie były widoczne już w styczniu 1915 roku. Carnegie otrzymał list od Matthewsa, zawierający listę gazet codziennych, które przyjęły zreformowaną pisownię. Carnegie nie był pod wrażeniem. W odpowiedzi napisał: "Zauważ, że nie ma tam ani jednej gazety ze Wschodu. Nie widzę żadnych zmian w Nowym Jorku i jestem naprawdę bardzo rozgoryczony, że przepuszczam dwadzieścia pięć tysięcy dolarów rocznie na nic, na brak efektu na Wschodzie". Carnegie był jeszcze bardziej zirytowany, gdy dowiedział się, że jego własne raporty finansowe są postrzegane jako "krok wstecz w odniesieniu do pisowni".
Miesiąc później Carnegie napisał list do Holta, prezesa zarządu. W liście tym napisał, że "sądząc po efektach, nie powstała nigdy bardziej bezużyteczna organizacja (...) Zamiast wybrać dwanaście słów i nakłaniać do ich przyjęcia, rada podjęła się radykalnych zmian od samego początku, a tych nigdy nie można robić ot tak". Używając pisowni, która wykazała jego własne stałe przywiązanie do pewnych reform, Carnegie dodał: "I think I hav been patient long enuf... I hav much better use for twenty thousand dollars a year".
Rozwiązanie
Podstawowym warunkiem działania rady było zawsze, aby dolary Carnegie'ego odpowiadały wynikom, a po jego śmierci w sierpniu 1919 roku testament nie zawierał zapisu o uproszczonej pisowni. Bez tego źródła środków (w sumie 283 tys. dolarów w ciągu 14 lat), zarząd zaprzestał działalności w 1920 roku, w którym to wydał Podręcznik Uproszczonej Pisowni.
Źródło: Wikipedia
"Whipping Tom" (w wolnym tłumaczeniu "Biczujący Tom") był pseudonimem nadanym dwóm napastnikom seksualnym w Londynie i pobliskiej wiosce Hackney. Obaj atakowali kobiety spacerujące samotnie i uderzali je w pośladki.
Chociaż istnieją dowody, że pierwszy z napastników w okolicach 1672 roku nosił właśnie przydomek "Whipping Tom" i dokonywał podobnych ataków na kobiety, najwcześniejszy odnotowany napastnik tego rodzaju działał w centrum Londynu w 1681 roku. Podchodził on do spacerujących pojedynczo kobiet w alejkach i podwórkach i klepał je w pośladki, po czym uciekał. Niezdolność władz do ujęcia sprawcy powodowała skargi na nieskuteczność londyńskiego konstabulansu i skłaniała do zorganizowania patroli obserwacyjnych w dotkniętych obszarach. Miejscowy pasmanter i jego wspólnik zostali schwytani i sądzeni za zamachy.
Drugi napastnik o pseudonimie "Whipping Tom" działał pod koniec 1712 roku w Hackney, wówczas wiejskiej wiosce pod Londynem. Napastnik ten podchodził do samotnych kobiet na wsi i bił je brzozową laską po pośladkach. Odnotowano ok. 70 ataków zanim Thomas Wallis został schwytany i przyznał się do winy.
Biczujący Tom z 1681 roku
Whipping Tom z 1681 roku grasował na małych podwórkach między Fleet Street, Strand i Holborn. Czaił się w wąskich i słabo oświetlonych alejkach i podwórkach. Po zbliżeniu się do kobiety chwytał ją, podnosił sukienkę, wielokrotnie uderzał w pośladki, a następnie uciekał. Czasami, w trakcie ataku, wykrzykiwał słowo "Spanko!" ("Klepanko!").
Mężczyzna zaatakował sporą liczbę kobiet i choć często używał gołej ręki, od czasu do czasu posługiwał się też laską. Niektóre z jego ofiar były ciężko ranne w wyniku ataków. Pojawiał się, przeprowadzał ataki i znikał z taką prędkością, że niektórzy przypisywali mu nadprzyrodzone moce.
W następstwie ataków pojawiło się wielkie oburzenie społeczne, które wywołało skargi na nieskuteczność ówczesnych londyńskich służb porządkowych. Kobiety nosiły przy sobie "scyzoryki, ostre igły, nożyczki i tym podobne", a czuwający mężczyźni ubierali się w damskie ubrania i patrolowali znane im tereny.
Krawiec z Holborn i jego wspólnik zostali schwytani pod koniec 1681 roku i osądzeni za ataki, chociaż obecnie nie istnieje żaden zapis o procesie ani o ich tożsamości. W 1681 roku ukazała się anonimowo napisana książka o atakach pt. "Whipping Tom Brought to Light and Exposed to View".
Biczujący Tom z 1712 roku
Między 10 października a 1 grudnia 1712 roku miał miejsce szereg dalszych ataków na polach w pobliżu Hackney. Napastnik, także zwany "Biczującym Tomem", zbliżał się do samotnych kobiet i bił je "wielką brzeziną". Około 70 kobiet zostało napadniętych, zanim Thomas Wallis został schwytany i przyznał się do ataków. Jak deklarował sam winny: "zdecydowałem, że będę atakował wszystkie kobiety, do których mogłem podejść w ten sposób, przez wzgląd na jedną kobietę, która była dla mnie barbarzyńsko fałszywa". Twierdził, że jego plan zakładał zaatakowanie stu kobiet przed Bożym Narodzeniem, zaprzestanie ataków podczas okresu świątecznego, a następnie wznowienie ich po Nowym Roku.
Źródło: Wikipedia
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, iż istnieje dobrze prosperująca populacja zwierząt radioaktywnych, które przejęły opuszczoną czarnobylską strefę zamkniętą, mimo że obszar ten jest wysoce toksyczny dla ludzi.
26 kwietnia 1986 roku reaktor numer cztery w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, znajdującej się na terenie ówczesnego Związku Radzieckiego, doznał skoku mocy, czego skutkiem była eksplozja, w wyniku której w niektórych częściach Europy powstała chmura materiałów radioaktywnych.
Był to najgorszy wypadek jądrowy na świecie. Po wybuchu ewakuowano około 350 tysięcy osób.
Obecnie tereny otaczające elektrownię jądrową w Czarnobylu są prawie całkowicie pozbawione ludzi, z wyjątkiem kilku mieszkańców, którzy mieszkają w czarnobylskiej strefie zamkniętej.
Jednak skażony obszar jest dzisiaj zamieszkiwany przez różnorodną społeczność dzikiej przyrody.
Naukowcy i badacze nadal badają, w jaki sposób dokładnie zwierzęta są narażone na promieniowanie radioaktywne, ale wiele dotychczasowych badań wskazuje na najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie, dlaczego zwierzęta te wybrały te tereny: a jest nim brak ludzi.
- Przyroda kwitnie, gdy człowiek zostaje usunięty z równania, nawet po najgorszym wypadku nuklearnym na świecie - powiedział Jim Smith, ekolog, który badał życie w pobliżu Czarnobyla, w rozmowie z National Geographic.
Zdjęcia ukazujące rozkwit fauny w Czarnobylu można znaleźć na stronie BusinessInsider.com.
Na początku roku więzienny mecz piłki nożnej pomiędzy rywalizującymi ze sobą kartelami narkotykowymi w Meksyku doprowadził do śmierci 16 mężczyzn.
W Sylwestra kartele z Zatoki Perskiej i Zetas, dwa najpotężniejsze gangi przestępcze w Meksyku, które pierwotnie działały jako jedna organizacja przed rozłamem w 2002 roku, zorganizowały w Zacatecas, w więzieniu Cieneguillas (w którym przebywa 1000 więźniów), mecz "towarzyski".
Szybko jednak przerodziło się to w zupełny chaos, a punktem zapalnym było "nieczyste" zagranie wewnątrz pola karnego, jak wynika z relacji Daily Mail.
Emocje wzięły górę i wyciągnięto broń, a piętnaście osób zginęło na miejscu - ostatnia ofiara zmarła w szpitalu.
Kolejne pięć osób zostało rannych w strzelaninie, ale według ministra bezpieczeństwa publicznego Ismaela Camberosa Hernandeza, jak wynika z informacji agencji Reuters, ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Do więzienia w północnym Meksyku zostało wezwanych 20 karetek pogotowia, a odwiedzający musieli zostać ewakuowani z placówki, podczas gdy policja i żołnierze spędzili ponad dwie godziny próbując zażegnać chaos.
Camberos twierdzi, że w wyniku krwawych zamieszek przechwycono w sumie cztery sztuki broni - warto dodać, że nieco wcześniej doszło tam do rewizji, podczas której skonfiskowano między innymi 17 noży, trzy pary nożyczek i 77 torebek marihuany.
W 2018 roku Departament Skarbu Stanów Zjednoczonych podejrzewał, że meksykański piłkarz Rafael Marquez pomagał w praniu pieniędzy dla karteli narkotykowych w ojczyźnie, w wyniku czego wpisano go na czarną listę.
Były obrońca Barcelony mógł ostatecznie przejść do historii i reprezentować swój kraj w pięciu edycjach mistrzostw świata w piłce nożnej, ale w przeciwieństwie do swoich kolegów z drużyny, nie wolno mu było nosić sponsorowanego sprzętu na treningach, a także nie wolno mu było pić z tych samych markowych butelek co reszta.
Źródło: SportBible
Niewiele osób słyszało o perfidii w konteście wojennym - w tym znaczeniu jest formą oszustwa, w której jedna ze stron obiecuje działać w dobrej wierze (np. wywieszając flagę rozejmu) z zamiarem złamania tej obietnicy po pojawieniu się niepodejrzewającego niczego wroga (np. poprzez wyjście z ukrycia, by zaatakować przeciwnika przychodzącego zabrać "poddających się" jeńców do aresztu). Perfidia stanowi naruszenie prawa wojennego, podobnie jak zbrodnia wojenna, ponieważ degraduje zabezpieczenia i wzajemne ograniczenia wypracowane w interesie wszystkich stron, bojowników i cywilów.
Perfidia jest zakazana na mocy dodatkowego protokołu I do konwencji genewskich z dnia 12 sierpnia 1949 r., który stanowi:
Artykuł 37. - Zakaz perfidii
1. Zabronione jest zabijanie, ranienie lub schwytanie przeciwnika przez uciekanie się do perfidii. Czynności polegające na wzbudzaniu zaufania wroga do przekonania go, że jest on uprawniony lub zobowiązany do udzielenia ochrony na podstawie przepisów prawa międzynarodowego mających zastosowanie w konfliktach zbrojnych, z zamiarem zdradzenia tego zaufania, stanowią perfidię. Poniższe akty są przykładami perfidii:
a) Udawanie zamiaru prowadzenia negocjacji pod flagą rozejmu lub poddania się;
b) udawanie obezwładnienia przez rany lub chorobę;
c) podawanie się za osobę posiadającą status cywila niebiorącego udziału w walce;
oraz
d) podawanie się za osobę posiadającą status ochronny poprzez używanie znaków, emblematów lub mundurów Organizacji Narodów Zjednoczonych lub neutralnych albo innych państw niebędących stronami konfliktu.
2. Nie jest zakazane podszywanie się pod ruchy wojenne. Takie ruchy wojenne są działaniami, które mają na celu wprowadzenie w błąd przeciwnika lub skłonienie go do lekkomyślnego działania, ale nie naruszają żadnej zasady prawa międzynarodowego mającego zastosowanie w konflikcie zbrojnym i nie są perfidne, ponieważ nie wzbudzają zaufania przeciwnika w odniesieniu do ochrony na mocy tego prawa. Przykładami takich podstępów są: stosowanie kamuflażu, wabików, szyderczych operacji i dezinformacji.
Artykuł 38. - Uznane godła
1. Zabrania się niewłaściwego wykorzystywania godła wyróżniającego czerwonego krzyża, czerwonego półksiężyca lub czerwonego lwa i słońca lub innych godeł, znaków lub sygnałów przewidzianych w konwencjach lub w niniejszym protokole. Zakazane jest również umyślne wykorzystywanie w konflikcie zbrojnym innych uznanych na arenie międzynarodowej godeł, znaków lub sygnałów ochronnych, w tym flagi rozejmu i godła ochronnego dóbr kultury.
2. Zabrania się używania godła wyróżniającego Organizacji Narodów Zjednoczonych, chyba że jest to dozwolone przez tę organizację.
Artykuł 39. - Godła narodowości
1. Zabrania się wykorzystywania w konflikcie zbrojnym flag lub emblematów wojskowych, insygniów lub mundurów państw neutralnych lub innych państw niebędących stronami konfliktu.
2. Zakazane jest wykorzystywanie flag lub emblematów wojskowych, oznakowań lub mundurów stron przeciwnych podczas dokonywania ataków lub w celu osłony, wspierania, ochrony lub utrudniania operacji wojskowych.
3. Żadne z postanowień niniejszego artykułu lub art. 37 ust. 1 lit. d) nie ma wpływu na istniejące powszechnie uznane zasady prawa międzynarodowego mające zastosowanie do szpiegostwa lub wykorzystania bander w trakcie prowadzenia konfliktów zbrojnych na morzu.
Tło historyczne
Niezatwierdzenie perfidii było częścią zwyczajowego prawa wojennego na długo przed włączeniem zakazu perfidii do Protokołu I. Na przykład, w IV Konwencji Haskiej - Prawo i zwyczaje wojny lądowej z 1907 r., art. 23 zawiera fragment:
"Oprócz zakazów przewidzianych przez specjalne konwencje, szczególnie zakazane jest...(b) Zabijanie lub ranienie zdradzieckich osób należących do wrogiego narodu lub armii;...(f) Niewłaściwe używanie flagi rozejmu, flagi narodowej lub insygniów wojskowych i munduru wojskowego wroga, jak również charakterystycznych odznak Konwencji Genewskiej".
W czasie II wojny światowej w Teatrze Pacyfiku japońscy żołnierze często umieszczali ładunki wybuchowe na swoich zmarłych i rannych, fałszywie poddając się lub raniąc, aby zwabić aliantów w pułapkę i zaatakować ich z zaskoczenia. Przykładem może być "Patrol Goettge'a" w pierwszych dniach kampanii Guadalcanal w 1942 roku, w którym fałszywa kapitulacja japońska doprowadziła do śmierci ponad 20 amerykańskich żołnierzy. Stwierdzono, że incydent ten, wraz z wieloma innymi perfidnymi działaniami Japończyków w czasie wojny na Pacyfiku, doprowadził do skłonności aliantów do rozstrzeliwania zmarłych lub rannych żołnierzy japońskich oraz tych, którzy próbowali się poddać.
Podczas Procesów Dachau kwestia, czy zakładanie mundurów nieprzyjaciela, aby zbliżyć się do wroga bez użycia ognia, było zgodne z prawem wojennym, została ustalona na mocy międzynarodowego prawa humanitarnego podczas procesu planisty i dowódcy operacji Greifa, Otto Skorzeny'ego, w 1947 roku. Został on uznany przez amerykański trybunał wojskowy za niewinnego przestępstwa, nakazując swoim ludziom działanie w amerykańskich mundurach. Przekazał on swoim ludziom ostrzeżenie niemieckich ekspertów prawnych, że jeśli będą walczyć w mundurach amerykańskich, będą łamać prawa wojenne, ale prawdopodobnie nie zrobią tego tylko przez noszenie amerykańskich mundurów. Podczas procesu wysunięto szereg argumentów na poparcie tego stanowiska i wydaje się, że niemieccy i amerykańscy wojskowi są co do tego zgodni. W swoim wyroku trybunał zauważył, że sprawa nie wymagała od trybunału dokonania innych ustaleń niż winni lub niewinni, a zatem nie można było wyciągnąć żadnych bezpiecznych wniosków z uniewinnienia wszystkich oskarżonych.
Źródło: Wikipedia