Nic tak nie podkreśla "słonecznej urody" jak odrobina piegów. Te brązowe plamki wyglądają niewątpliwie uroczo na małych dzieciach, ale czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego niemowlęta ich nie posiadają? Przeanalizowaliśmy przyczyny powstawania tych plamek i dowiedzieliśmy się, kiedy i dlaczego niektóre dzieci "rozwijają" piegi na twarzy, ramionach i barkach.
Co powoduje powstanie piegów?
- Na kolor skóry wpływa pigment zwany melaniną - mówi Debra M. Langlois, lekarz i adiunkt pediatrii na Uniwersytecie Michigan. Ludzie o ciemniejszej skórze naturalnie mają więcej melaniny niż osoby o jaśniejszej cerze, ale ciało każdego z nas produkuje dodatkową melaninę, gdy jest narażone na promieniowanie UV. - Wytwarzanie zwiększonej ilości melaniny jest sposobem organizmu na ochronę przed słońcem - wyjaśnia dr Langlois. - Osoby o ciemnej karnacji mają tendencję do opalania się od dodatkowej melaniny, podczas gdy osoby o jaśniejszej karnacji niejako wytwarzają piegi lub ulegają poparzeniom słonecznym. To wyjaśnia, dlaczego piegi rozwijają się w obszarach o najbardziej chronicznej ekspozycji na słońce, takich jak górne policzki, nos i ramiona. Piegi są w zasadzie mechanizmem obronnym przed ostrymi promieniami słonecznymi.
Dlaczego niemowlęta nie mają piegów?
Choć każdy może "wyhodować" piegi, to osoby o jasnej karnacji mają do nich szczególne predyspozycje. Mimo to, piegi są bezpośrednim wynikiem przebywania na słońcu. - Nikt nie miałby piegów, gdyby nie ekspozycja na słońce - mówi Lacey L. Kruse, lekarz prowadzący w Ann & Robert H. Lurie Children's Hospital of Chicago oraz adiunkt pediatrii i dermatologii w Northwestern University's Feinberg School of Medicine. Niemowlęta nie mają więc piegów, ponieważ nie przebywają na słońcu wystarczająco długo, aby te plamki mogły się rozwinąć.
Można się spodziewać, że piegi powstaną około 2-4 roku życia, ale ten czas różni się dla każdego. Piegi zależą również w dużej mierze od ilości ekspozycji na promieniowanie UV, jaką otrzymuje dziecko. - Czasami piegi nawet się cofną, jeśli rodzic jest silniejszy pod względem odporności przeciwsłonecznej - dodaje dr Kruse. Piegi mają zwykle brązowy kolor, ale mogą też przybierać odcienie czerwieni, czerni, żółci lub opalenizny. Plamki często bledną w zimie.
Czy należy się niepokoić piegami?
Piegi są nieszkodliwe w każdym miejscu na ciele. Jednak plamy wskazują na zwiększoną wrażliwość na promienie UV, więc rodzice piegowatych dzieci powinni być wyjątkowo sumienni w kwestii ochrony przed słońcem. - Osoby o jasnej karnacji mają wyższe ryzyko czerniaka i uszkodzenia skóry, ale tak naprawdę może się to zdarzyć każdemu - mówi dr Langlois. Zaleca ona ograniczenie ekspozycji na słońce w godzinach największego nasłonecznienia (między 10:00 a 16:00), regularne stosowanie kremów z filtrem SPF 30 lub wyższym oraz osłanianie się przed słońcem za pomocą odzieży chroniącej przed promieniowaniem UV.
Rodzice powinni również zrozumieć różnicę między piegami a pieprzykami. - Piegi są jaśniejsze i często zanikają w zimie, podczas gdy pieprzyki zachowują ten sam wygląd w czasie - mówi dr Kruse. Rak skóry jest rzadki u dzieci, ale znamiona powinny być obserwowane pod kątem oznak raka: asymetrii, nierównej granicy, wielu kolorów, średnicy większej niż 0,5 cm, oraz ewolucji kształtu, rozmiaru lub koloru. Należy pamiętać, że piegi różnią się również od plam soczewicowatych, które są trwałymi, ale łagodnymi ciemnymi plamami, tworzącymi się u osób dorosłych wystawionych na działanie słońca - skwitowała dr Langlois.
Źródło: Parents.com
Przyszłość dzieje się teraz - roboty mogą pewnego dnia regularnie patrolować rzeki i ląd w celu odszukiwania i niszczenia gatunków inwazyjnych.
Naukowcy z Uniwersytetu Australii Zachodniej zbudowali w 2018 roku rybę-robota, którą wykorzystali do odstraszenia jednego z najbardziej inwazyjnych gatunków na świecie - gambuzji pospolitej - który opisują jako "jedno z najbardziej problematycznych zwierząt na planecie".
W badaniu opublikowanym w 2021 roku w czasopiśmie iScience naukowcy ujawnili, jak strach zmienił zachowanie, fizjologię i płodność inwazyjnej ryby, skutecznie ją "odstraszając".
Międzynarodowy zespół biologów i inżynierów z Australii, USA i Włoch użył wabika do naśladowania swojego naturalnego drapieżnika - bassa wielkogębowego - poprzez symulowanie jego ruchów.
Gambuzje, znane jako "ryby-komary", zostały pierwotnie sprowadzone do Australii około sto lat temu w celu zwalczania tych latających krwiopijców. Obecnie gatunek ten jest uważany za jedno z największych zagrożeń dla wód słodkich w Australii.
Obecnie istnieją miliony maleńkich gatunków zagrażających rodzimym rybom Australii, jak również żabom, poprzez odgryzanie ogonów ryb słodkowodnych i kijanek oraz pożeranie jaj ryb i żab.
Autor raportu Giovanni Polverino, ekolog behawioralny na Uniwersytecie Zachodniej Australii, mówi, że bass jest niezwykle szkodliwy dla naturalnego ekosystemu Australii.
- Sprawiliśmy, że ich najgorszy koszmar stał się rzeczywistością: robot, który odstrasza bassa, ale nie inne zwierzęta wokół niego - oznajmił dr Polverino.
- Zamiast zabijać je jedną po drugiej, prezentujemy podejście, które może wykazywać lepsze strategie kontroli tego globalnego szkodnika - dodał.
Gatunki inwazyjne kosztują australijskie rolnictwo i ochronę środowiska około 25 miliardów dolarów rocznie, zdaniem Centrum Rozwiązań dla Gatunków Inwazyjnych.
- Gambuzja zagraża szeregowi chronionych gatunków, w tym chociażby australorzekotce złocistej - powiedział kierownik centrum Andreas Glanznig.
- Biorąc pod uwagę, że drapieżnik jest tak kluczowym zagrożeniem, każda skuteczna technologia, która może zmniejszyć jego wpływ na otoczenie, jest mile widziana.
Zdaniem dr Polverino koncepcja ta może być stosowana w szerszym zakresie.
- Każde zwierzę na planecie jest narażone na wpływ drapieżników. (...) Obecnie zastosowaliśmy ten pomysł w systemie wodnym, gdzie mamy gatunki inwazyjne i zagrożone, ale taki pomysł mógłby być stosowany równie efektywnie w systemie lądowym - powiedział.
Robot "precyzyjnie celuje w tych złych", nie zagrażając rodzimym gatunkom.
Dr Polverino dodał, że robot został zbudowany "tak aby skopiować przodka drapieżnika" gambuzji, który ma amerykańskie korzenie.
- Sprawiliśmy, że ich koszmar stał się rzeczywistością, ale nie odstraszyliśmy przy tym australijskich gatunków, które nie spotkały się wcześniej z tym drapieżnikiem.
Peter Johnson z oddziału Australijskiego Stowarzyszenia Rybaków Nowej Gwinei w Queensland, powiedział, że sprawa gambuzji to kłopot na skalę ropuchy olbrzymiej.
- Pozbycie się gambuzji pozwoliłoby na powrót rodzimych gatunków, takich jak tęczankowate, i doprowadziłoby do powstania zdrowszych ekosystemów wodnych - skomentował.
Źródło: ABC News
Czy wiesz, kto jest odpowiedzialny za rozkwit i zieleń Puszczy Amazońskiej? Pustynia!
Co się stało? Lekki szok?
Sam byłem zdumiony, kiedy po raz pierwszy się o tym dowiedziałem, ale prawda jest taka, że na pustyni Sahara, gdzie nie ma przecież roślin, jest źródłem życia największego na świecie lasu deszczowego, Amazonii. Czyż nie jest to cud natury? Ten, który nie ma żadnej wody do rozdania, daje życie!
Osoba żyjąca w tym najmniej gościnnym klimacie na Ziemi (jałowe płaskowyże, skaliste szczyty i przesuwające się piaski, które doświadczają bardzo mało deszczu, roślinności i życia) w północnej Afryce, gdzie woda jest droższa niż złoto, nigdy nie wyobrażałaby sobie, że tysiące mil stąd, po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego, kwitnie największy na świecie las deszczowy (bujne, tętniące życiem dorzecze Amazonki, znajdujące się w północno-wschodniej części Ameryki Południowej, wspiera rozległą sieć o niezrównanej różnorodności ekologicznej) dzięki niezwykle potrzebnej pomocy z tej samej pustyni, która codziennie słyszy zniewagi lokalnej ludności.
Co łączy największą, najgorętszą pustynię na Ziemi z największym tropikalnym lasem deszczowym? Pył. I to nie mało, ale bardzo dużo pyłu. Tak czy inaczej, pustynia nie ma nic innego do zaoferowania poza ziemią. Jak to działa?
Powszechnie wiadomo, że bardzo ważne dla roślin są zwłaszcza dwie rzeczy: światło słoneczne i gleba. Światło słoneczne jest zawsze obecne w lasach tropikalnych, więc rośliny otrzymują je przez cały rok. Potrzeba także gleby, żyznej i mineralnej, aby wypełnić tak rozległy obszar dżungli.
Mimo, że jest to najbogatsze spektrum życia na naszej planecie, amazońska puszcza słynie z ubogich w składniki odżywcze gleb, głównie dlatego, że zabierają je deszcze i powodzie. Około 90% gleb w lesie jest ubogich w fosfor, co od dawna uniemożliwia intensywne rolnictwo w tym regionie. Ponadto dziesiątki tysięcy ton azotu są co roku wypłukiwane przez systemy rzeczne Amazonii. Jak więc lasy deszczowe uzupełniają utracony fosfor? Tutaj na scenę wkracza Sahara. Pył, który zawiera fosfor (składnik odżywczy niezbędny do wzrostu roślin), przybywa z Sahary do Amazonii i w ten sposób są one połączone "rzeką pyłu" o długości 6 tys. kilometrów.
Aby uzyskać więcej informacji na temat tego transportu powietrznego, naukowiec Yu i jego zespół po raz pierwszy oszacowali, jak wiele pyłu dociera do Amazonii z pustyni Sahara, wykorzystując dane z satelity NASA - CALIPSO ( the Cloud-Aerosol Lidar and Infrared Pathfinder Satellite Observation). Zdaniem zespołu naukowców, 182 miliony ton pyłu przelatuje z Sahary w kierunku zachodnim, z którego większość spada do oceanu, ale około 27,7 milionów ton średnio dociera do Amazonii w procesie, który jest opisywany jako największy na świecie transfer pyłu. To niezwykle ważne, ponieważ niewielki procent tego pyłu (0,08%) jest fosforem, jednak stanowi to dużą różnicę. Ogólnie rzecz biorąc naukowcy szacują, że ilość fosforu docierającego do Amazonii rocznie z Sahary - 22 tys. ton - równa się mniej więcej ilości, jaką las deszczowy traci na rzecz rzek.
Oznacza to, że afrykański pył ma istotny wpływ na utrzymanie zdrowia amazońskich lasów deszczowych w dłuższej perspektywie. Bez dopływu fosforu z afrykańskiego pyłu straty hydrologiczne znacznie uszczupliłyby rezerwuar fosforu w glebie w skali dziesięcioleci lub stuleci i wpłynęłyby na zdrowie i produktywność amazońskich lasów deszczowych, co trzeba opisać jako bardzo niebezpieczne, ponieważ jest to jedyną nadzieją na przyszłość życia flory i fauny. Nie wiadomo jednak jeszcze ile pyłu potrzeba, aby dostarczyć odpowiednią ilość fosforu dla utrzymania produktywności amazońskich lasów deszczowych.
Naukowcy uważają, że najważniejszym źródłem fosforu dla Amazonii jest pył wzbijany z depresji Bodélé w Czadzie. Częste burze pyłowe z tego słynnego dna jeziora zawierają ogromne ilości martwych mikroorganizmów i są bardzo bogate w fosfor. To wszystko pokazuje, że wszystko na Ziemi jest ze sobą powiązane.
Podczas siedmiu lat badań naukowcy odkryli również, że ilość pyłu docierającego do Amazonii z Sahary jest bardzo zmienna. Teoretycznie za tę zmienność mogą odpowiadać opady deszczu w Sahelu - rozległym regionie suchych terenów na południe od Sahary. Jednak dokładna przyczyna tej korelacji nie jest znana, ale istnieje możliwy związek między opadami w Sahelu a ilością pyłu transportowanego nad Atlantykiem. Kiedy opady w Sahelu są wyższe, ilość pyłu jest mniejsza.
Wirus kryzysu klimatycznego jest obecny również tutaj i z powodu chaotycznych zmian w atmosferze i oceanach, pustynia ta boryka się z niesezonowymi opadami deszczu, a nawet śniegu, co uniemożliwia pyłom "przelot" do Amazonii. Jednak problem ten nie jest poważny na tę chwilę, lecz w atmosferze pojedyncze i małe wydarzenie, które jest spowodowane zmianami klimatycznymi, niesie za sobą duże ryzyko dla przyszłych pokoleń.
Autor: Hitesh Gawaria (theunopinion.com)
W 2004 roku kazachska policja prowadziła dochodzenie w sprawie niedźwiedzicy, która zaatakowała dwie osoby na kempingu: jedenastoletniego chłopca, który zbytnio zbliżył się do jej klatki i nietrzeźwego dwudziestoośmioletniego mężczyznę, który próbował podać jej łapę. Jekaterina (znana także jako Katia), zwierzę cyrkowe, które było trzymane w klatce, aby zabawiać obozowiczów, została natychmiast odebrana przez odpowiednie służby.
Kiedy żadne schroniska ani ogrody zoologiczne nie chciały przyjąć Katii, władze Kazachstanu zdecydowały, że jedynym miejscem, w którym można ją trzymać, jest więzienie.
Katia została skazana na dożywocie w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w Kustanaju, w której przebywało wówczas 730 innych (ludzkich) więźniów. Przez piętnaście lat żyła z resztek jedzenia z więziennej kuchni i przebywała w celi nieprzystosowanej dla dzikiego zwierzęcia. Jednak więźniowie bardzo ją polubili i nawet zbudowali pomnik na jej cześć.
Kiedy o jej niezwykłej sytuacji zrobiło się głośno na całym świecie, organizacje pozarządowe "Bears in Mind" i "Forgotten Animals" zażądały jej natychmiastowego uwolnienia i umieszczenia w bardziej odpowiednim środowisku. Sporządzono nawet specjalną petycję.
5 czerwca 2019 roku Katia została ostatecznie zwolniona po piętnastu latach spędzonych w zakładzie poprawczym w Kustanaju. Następnie została przetransportowana do małego zoo, na północy Kazachstanu.
Krótka historia procesów zwierząt
Aby zrozumieć ten osobliwy przypadek, warto spojrzeć wstecz na inne niepokojące przypadki zwierząt, które były stawiane przed sądem.
Między XIII a XVIII wiekiem procesy zwierząt nikogo nie dziwiły. Biorąc pod uwagę, że obywatele uważali publiczne egzekucje ludzi za ekscytujące, nie dziwi fakt, że mordercze kozy czy podstępne konie gromadziły na trybunach jeszcze większą publiczność niż ich ludzkie odpowiedniki.
Najczęściej zwierzę domowe stawało przed sądem oskarżone o bestialstwo lub współudział w uprawianiu magii.
Kronika Kurze Basler z Bazylei w Szwajcarii podaje, że w 1474 roku kogut został postawiony przed sądem za popełnienie "ohydnej i nienaturalnej zbrodni znoszenia jaj". Mieszkańcy miasta obawiali się, czy ptak jest pomiotem szatana, czy też przebraną kurą i zażądali egzekucji oskarżonego. Kogut został uznany za winnego, a następnie spalony na stosie.
Sprawiedliwość dla wszystkich
W imię sprawiedliwości, los zwierząt bywał często mroczny. Ludzie wydawali się tak skupieni na ukaraniu winowajcy, że zapominali o tym, iż zwierzę nie ma moralnej zdolności do popełnienia przestępstwa. Wraz z rozwojem społeczeństwa, nasze zbiorowe rozumienie godności, podstawowych praw i zasad moralnych również się rozwinęło. Publiczne egzekucje ustały, podobnie jak procesy zwierząt.
Jak to się stało, że Katia trafiła do więzienia? Władze Kazachstanu zrezygnowały z filozofii agencji moralnej na rzecz ludzkich ofiar. Nie jest to jedyny przypadek, kiedy maltretowanie, a nawet zabicie niedźwiedzia jest usprawiedliwiane jako działanie na rzecz bezpieczeństwa publicznego.
Szpiedzy w przebraniu
Kolejne ciekawe zatarcie z prawem miało miejsce w 2015 roku w Indiach, kiedy to funkcjonariusze aresztowali gołębia podejrzanego o szpiegostwo. Pewien chłopiec znalazł ptaka w rejonie Kaszmiru, na granicy Indii i Pakistanu, z wiadomością w języku urdu wytłoczoną na jego ciele, a także z pakistańskim numerem telefonu. Indie potraktowały sprawę bardzo poważnie i prześwietliły gołębia w szpitalu weterynaryjnym, szukając innych obciążających go dowodów.
Kiedy śledztwo utkwiło w martwym punkcie, historia ta stała się internetowym memem.
Pewien kot z Brazylii został również objęty śledztwem, gdy odkryto go spacerującego przez główne bramy więzienia o średnim stopniu bezpieczeństwa w Arapiraca, z pokaźnym sprzętem do ucieczki. Kiedy kot został zatrzymany, strażnicy znaleźli kilka pił i wierteł, ładowarkę do telefonu, baterie i kartę pamięci.
Zdumieni, strażnicy próbowali dowiedzieć się, kim mieli być odbiorcy, ale nie byli w stanie wydobyć z kota żadnych informacji. Rzecznik więzienia oświadczył: - Trudno jest ustalić, kto jest odpowiedzialny za akcję, ponieważ kot... nie mówi.
Źródło: History of Yesterday
Wzrost populacji pandy wielkiej o 17% w ciągu dekady do 2014 roku spowodował obniżenie klasyfikacji gatunku do "zagrożonego" z "narażonego na wyginięcie" - podała w 2020 roku organizacja WWF w specjalnym oświadczeniu.
- Odrodzenie pandy pokazuje, że kiedy nauka, wola polityczna i zaangażowanie lokalnych społeczności łączą się, możemy uratować dzikie zwierzęta, a także poprawić różnorodność biologiczną - powiedział Marco Lambertini, dyrektor generalny WWF.
WWF od dziesięcioleci pracuje nad ocaleniem pand wielkich poprzez tworzenie rezerwatów i współpracę z lokalnymi społecznościami w celu ustanowienia zrównoważonych źródeł utrzymania i zminimalizowania ich wpływu na lasy - opisuje organizacja. Obecnie istnieje 67 rezerwatów, które chronią prawie 2/3 wszystkich dzikich pand.
Pandy jednak nadal pozostają zagrożone. - Wszyscy powinni świętować to osiągnięcie, ale pandy pozostają rozproszone i bezbronne, a wiele z ich siedlisk jest zagrożonych przez źle zaplanowane projekty infrastrukturalne. Pamiętajmy też, że na wolności wciąż pozostało tylko 1864 przedstawicieli - powiedział Lo Sze Ping, dyrektor generalny WWF-Chiny.
Źródło: MSN.com
W Afryce naukowcy ciężko pracują nad przywróceniem terenów niegdyś bogatych w różnorodność biologiczną i roślinność. Jedenaście krajów w regionie Sahel-Sahara - Dżibuti, Erytrea, Etiopia, Sudan, Czad, Niger, Nigeria, Mali, Burkina Faso, Mauretania i Senegal - połączyło siły w walce z degradacją ziemi i przywracaniu rodzimej roślinności do krajobrazu.
W ostatnich latach w północnej Afryce nastąpił znaczny spadek jakości gruntów ornych, spowodowany zmianami klimatycznymi i złym zarządzaniem gruntami. Jednocząc się pod sztandarem inicjatywy "Wielki Zielony Mur", krajowi i regionalni liderzy mają nadzieję odwrócić ten trend. Większość prac w terenie miała być początkowo skoncentrowana na odcinku od Dżibuti na wschodzie do Dakaru w Senegalu na zachodzie - jest to obszar o szerokości 15 kilometrów i długości 7,775 kilometrów. Od tego czasu projekt rozszerzył się na kraje zarówno północnej, jak i zachodniej Afryki.
Degradacja ziemi zazwyczaj wynika zarówno z czynników związanych z człowiekiem, jak i naturalnych - najczęstszymi przyczynami są nadmierne rolnictwo, nadmierny wypas, zmiany klimatyczne i ekstremalne warunki pogodowe. Oprócz wpływu na ziemię i środowisko naturalne, degradacja ziemi stanowi poważne zagrożenie dla wydajności rolnictwa, bezpieczeństwa żywnościowego i jakości życia. Nigdzie kwestia ta nie jest tak alarmująca jak w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie szacuje się, że 500 milionów ludzi żyje na terenach dotkniętych pustynnieniem, najbardziej ekstremalną formą degradacji gruntów.
Jean-Marc Sinnassamy jest starszym specjalistą ds. środowiska w Funduszu na rzecz Globalnego Środowiska (GEF). Pomaga w zarządzaniu programem opracowanym w ramach inicjatywy Wielkiego Zielonego Muru z krajami Sahelu i Afryki Zachodniej. GEF jest zaangażowany w tę inicjatywę od samego początku, pomagając w zwołaniu przywódców państw w siedzibie Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zwalczania pustynnienia w Bonn (Niemcy) w lutym 2011 roku. Bank Światowy i inne organizacje zajmujące się globalnym rozwojem i ochroną środowiska zapewniają wsparcie finansowe i techniczne.
Dla Sinnassamy'ego partnerstwo to stanowi wyjątkową okazję do pracy w całym regionie z solidną bazą polityczną.
- Zobaczyliśmy tutaj przywódców politycznych, głowy państw, ministrów w różnych krajach, którzy chcą pracować nad wspólnymi kwestiami środowiskowymi i chcą wspólnie rozwiązywać problemy związane z degradacją gruntów - mówi. - Dla nas jest to polityczne błogosławieństwo. Musimy odpowiedzieć na to zapotrzebowanie i musimy to wykorzystać.
Zintegrowane podejście do krajobrazu
Oprócz silnych podstaw politycznych projektu, jego starannie opracowane podejście przynosi korzyści środowiskowe zarówno na poziomie lokalnym, jak i globalnym. Inicjatywa wykorzystuje "zintegrowane podejście krajobrazowe", które pozwala każdemu krajowi zająć się degradacją ziemi, adaptacją do zmian klimatycznych i łagodzeniem ich skutków, bioróżnorodnością i leśnictwem w swoim lokalnym kontekście.
- W tym przypadku praca nad zwalczaniem degradacji ziemi jest najlepszym sposobem na rozwiązanie zarówno bardzo lokalnych problemów, jak i na poprawę globalnego środowiska - oznajmił Sinnassamy. - Pracujemy z ziemią, która jest podstawą utrzymania tych społeczności. Współpracujemy z ludźmi, aby poprawić jakość gleby, co zwiększa plony, a w konsekwencji produkcję rolną i ogólną jakość życia w społeczności. Te lokalne korzyści są również sposobem na generowanie globalnych korzyści dla wody, ziemi i przyrody.
W końcu Sinnassamy ma nadzieję, że region jako całość będzie składał się z "mozaiki krajobrazów", która zwiększa bioróżnorodność i utrzymuje rodzimą florę jako część gruntów rolnych. Każdy kraj uczestniczący w projekcie ma swoje indywidualne cele, które obejmują zmniejszenie erozji, dywersyfikację dochodów, zwiększenie plonów i poprawę żyzności gleby.
Podczas gdy drzewa i lasy są tylko częścią inicjatywy Wielkiego Zielonego Muru, wiele mediów przedstawiło ten projekt jako wyłącznie oparty na sadzeniu drzew i próbie powstrzymania ekspansji pustyni Sahara na południe.
Sinnassamy zwraca uwagę na dwa błędy w tym postrzeganiu. Pierwszym z nich jest fakt, że inicjatywa Wielkiego Zielonego Muru jest czymś znacznie bardziej złożonym niż tylko sadzeniem pasów drzew na całym kontynencie.
- Za nazwą lub marką "Wielki Zielony Mur" różni ludzie widzą różne rzeczy. Niektórzy widzieli po prostu pas drzew ze wschodu na zachód, ale to nigdy nie była nasza wizja - wyjaśnia. "W Nigrze, Mali i Burkina Faso (...) naturalna regeneracja zarządzana przez rolników przyniosła wspaniałe rezultaty. Chcemy powielać i zwiększać skalę tych osiągnięć w całym regionie. Bardzo możliwe jest przywrócenie drzew w krajobrazie i przywrócenie praktyk agroleśniczych bez sadzenia drzew. Jest to również zrównoważony sposób regeneracji agroleśnictwa i terenów parkowych.
Drugim błędnym przekonaniem, na które wskazuje Sinnassamy, jest to, że pustynia Sahara w rzeczywistości nie rozszerza się.
- Nie walczymy z pustynią - mówi. - Na większości obszarów, na których pracujemy w tych 11 krajach, pustynia nie postępuje. Pustynia jest bardzo stabilnym ekosystemem. Oczywiście, są pewne obszary na jej obrzeżach - na przykład w Senegalu, Mauretanii i Nigerii - gdzie występują pewne ruchy piasku. Ale z perspektywy geograficznej, z biegiem czasu pustynia była stosunkowo stabilna na tym obszarze.
W 2014 roku Unia Europejska i Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, we współpracy z partnerami afrykańskimi i innymi partnerami regionalnymi, uruchomiły program Action Against Desertification, którego celem jest rozbudowa muru. Nigeria stworzyła tymczasową agencję wspierającą rozwój projektu.
Drylands Monitoring Week (2015) ocenił stan pomiarów na terenach suchych i zainicjował współpracę w kierunku wielkoskalowego, kompleksowego monitoringu. Planowanie (w tym wybór roślinności i praca z lokalnymi społecznościami) i nasadzenia/przywracanie gruntów nastąpiły tuż po tym (w tym w Etiopii, Senegalu, Nigerii i Sudanie).
Do 2016 roku obsadzono ok. 15 procent docelowego areału. W tym samym roku w 21 krajach realizowano projekty związane z murem, w tym naturalną regenerację wspieraną przez rolników.
Rekultywacja nagiej ziemi została z powodzeniem zademonstrowana w Burkina Faso, choć problemem pozostaje bezpieczeństwo w obliczu działalności terrorystycznej.
Źródło: National Geographic, Wikipedia (ENG)
Niedawne badania nad agresywnymi zachowaniami u ponad tysiąca gatunków ssaków wykazały, że to surykatka jest ssakiem, który ma największe szanse zostania zamordowanym przez jednego z przedstawicieli swojego gatunku.
Badanie, prowadzone przez José María Gómez z Uniwersytetu w Granadzie w Hiszpanii, opublikowane w 2016 roku w czasopiśmie Nature, przeanalizowało ponad 4 miliony przypadków śmierci wśród 1024 gatunków ssaków i porównało je z wynikami 600 badań nad przemocą wśród ludzi od czasów starożytnych do dziś.
Wyniki badań mówią nam dwie rzeczy:
1. Pewna ilość przemocy między ludźmi jest przypisana do naszego miejsca na drzewie ewolucyjnym.
2. Surykatki są zaskakująco mordercze.
Żeby nie było niedomówień - autorzy badania nie mieli na celu udowodnienia (lub obalenia) teorii o przemocy surykatek. Badali raczej, co dane dotyczące ssaków mogą nam powiedzieć o ludziach. Jednak Ed Yong z The Atlantic uporządkował szeroką listę ssaków, aby stworzyć ten pomocny wykres, w którym zwierzęta zostały sklasyfikowane według ich morderczości:
Here are the 30 mammal species most likely to kill their own kind. #1 might surprise you. https://t.co/qdprrwBjvl pic.twitter.com/vB0e6NjdbZ
— Ed Yong (@edyong209) September 28, 2016
Niektóre ze zwierząt cieszących się opinią łagodnych są w rzeczywistości bardziej niebezpieczne dla siebie nawzajem niż stworzenia znane z agresji. Szynszyle zabijają się nawzajem częściej niż niedźwiedzie brunatne. Nowozelandzkie lwy morskie są bardziej mordercze niż te "tradycyjne" lwy.
Jak widać, około 20 procent zgonów surykatek to morderstwa. Ich przemoc została udokumentowana - badanie z 2006 roku opisane w National Geographic udokumentowało surykatki-matki zabijające potomstwo innych samic, aby utrzymać dominację.
W najgorszych czasach ludzie także przejawiają mordercze zachowania - nowo opublikowane badania wykazały wskaźniki śmiertelnej przemocy między 15 a 30 procent dla populacji ludzkich żyjących między 500 a 3000 lat temu.
Dziś wskaźnik śmiertelnej przemocy jest znacznie niższy. Jak zauważa towarzyszący artykuł opublikowany w środę w Nature przez biologa ewolucyjnego Marka Pagela:
"Wskaźniki zabójstw w nowoczesnych społeczeństwach, które mają siły policyjne, systemy prawne, więzienia i silne postawy kulturowe, a które odrzucają przemoc, są, na poziomie mniej niż 1 na 10 tys. zgonów (lub 0,01%), około 200 razy niższe niż przewidywania autorów dla naszego stanu natury."
Nie jesteśmy więc, co do zasady, tak zabójczo brutalni wobec naszych bliźnich jak surykatki wobec siebie nawzajem. Badanie dowodzi jednak, że w całej historii ludzkości, ludzie są nadal bardziej zabójczo brutalni niż przeciętny ssak.
Autorzy wykorzystali fakt, że blisko spokrewnione gatunki zazwyczaj wykazują podobne wskaźniki przemocy interpersonalnej, aby przewidzieć 2-procentowy wskaźnik śmiertelnej przemocy wśród ludzi. Oznacza to, że 2 na każde 100 ludzkich zgonów byłoby morderstwem, biorąc pod uwagę tylko nasze miejsce na drzewie ewolucyjnym, a nic o naciskach politycznych, technologii czy normach społecznych.
Dla porównania, wśród wszystkich ssaków tylko 0,3 procent zgonów to morderstwa. Dla wspólnego przodka naczelnych wskaźnik ten wynosi 2,3 procent.
Biorąc pod uwagę 2 procent jako ludzki punkt odniesienia, okazuje się, że jesteśmy zarówno niezwykle pokojowi jak na naczelne, jak i niezwykle brutalni jak na ssaki.
Jedną z krytycznych uwag na temat ludzkiej części pracy, z ogromnymi zbiorami danych z 600 wcześniejszych badań, jest to, że definicja morderczych zachowań jest zbyt szeroka. Autorzy włączają do swojej analizy dzieciobójstwo, egzekucje, kanibalizm i śmierć na polu bitwy.
Polly Wiessner, antropolog z University of Utah, powiedziała w rozmowie z The Atlantic: - Stworzyli prawdziwą mieszaninę postaci, wrzucając indywidualne konflikty ze społecznie zorganizowaną agresją, zrytualizowanym kanibalizmem i nie tylko. Źródła danych dotyczących prehistorycznej przemocy są bardzo zróżnicowane pod względem wiarygodności. Gdy są wyrwane z kontekstu, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej.
Źródło: NPR.org
Poznajcie rudego wilka - najbardziej zagrożonego członka rodziny psów na świecie.
Pochodzące ze Stanów Zjednoczonych wilki rude lub wilki czerwone (Canis rufus) mają płowe, czerwonawe umaszczenie i są pośredniej wielkości między wilkami szarymi a kojotami. Ma to sens, ponieważ te dwa gatunki w przeszłości krzyżowały się ze sobą, tworząc przodków wilków czerwonych. Niemniej jednak ostatnie badania pokazują, że rude wilki są odrębnym gatunkiem.
Jedynym miejscem, gdzie wilki czerwone pozostają na wolności, jest Alligator River National Wildlife Refuge we wschodniej części Karoliny Północnej i okolicznych hrabstwach. Szacuje się, że istnieje tylko 35 lub mniej dzikich wilków czerwonych, a Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody klasyfikuje je jako krytycznie zagrożone.
Historia
Podobnie jak inne wilki, zwierzęta te były przedmiotem polowań i prześladowań na masową skalę w XIX i na początku XX wieku. Do lat 60. XX wieku pozostała tylko niewielka populacja w południowo-zachodniej Luizjanie i wschodnim Teksasie. Rozpoczęto plan ratunkowy, w ramach którego w latach 1974-1980 pochwycono 14 zwierząt, aby stworzyć populację żyjącą w niewoli w Point Defiance Zoo and Aquarium w stanie Waszyngton.
Jak się okazało - dokonano tego w samą porę, gdyż gatunek ten został uznany za wymarły na wolności w 1980 roku.
Hodowla w niewoli zwiększyła ich liczebność, a w 1987 roku naukowcy wypuścili cztery pary do rezerwatu Alligator River. Od 1992 roku U.S. Fish and Wildlife Service próbowało również stworzyć populację w Parku Narodowym Great Smoky Mountains, ale próba ta nie powiodła się częściowo z powodu niskiej gęstości występowania potencjalnego żeru, a zwierzęta wyprowadziły się z parku w poszukiwaniu pożywienia. Pozostałe w Smoky Mountains wilki zostały zabrane do schroniska w Północnej Karolinie w 1998 roku.
Populacja osiągnęła szczyt w Karolinie Północnej w 2006 roku na poziomie około 130 osobników, ale od tego czasu zmniejszyła się do 25-35 przedstawicieli.
Wygląd
Wilki rude dorastają do 66 centymetrów wzrostu, a dorosłe osobniki mierzą około 122 cm długości od czubka ogona do nosa. Ich waga waha się od około 20 do 36 kilogramów, mają spiczaste uszy i szerokie pyski, szerokie głowy i długie smukłe nogi. Bywają one często mylone z kojotami, choć są znacznie większe.
Siedlisko i zasięg występowania
Wilki czerwone zamieszkiwały niegdyś cały południowy wschód Stanów Zjednoczonych, aż po północny Nowy Jork, północny zachód do Missouri i aż do połowy Teksasu. W latach 60. zwierzęta te żyły głównie na terenach bagiennych i przybrzeżnych preriach, ale to głównie dlatego, że były to jedyne obszary, na których przetrwały.
Zachowanie
Podobnie jak wszystkie wilki, zwierzęta te tworzą zwarte stada i są bardzo towarzyskie. Stada te, składające się zazwyczaj z pary hodowlanej i ich potomstwa w różnych latach, liczą od pięciu do ośmiu osobników.
Wilki czerwone łączą się w pary na całe życie, a pary te kopulują zazwyczaj raz w roku, w lutym. Szczenięta rodzą się zwykle w kwietniu lub maju i są umieszczane w dobrze ukrytych norach.
Dieta
Te psowate są mięsożercami i lubią polować i jeść jelenie, szopy i małe ssaki, takie jak króliki i myszy. Mogą konsumować do dwóch kilogramów żywności dziennie.
Klasyfikacja i ochrona
W odniesieniu do statusu taksonomicznego czerwonych wilków powstawało wiele nieścisłości i pytań, ale ich klasyfikacja została ostatecznie rozwiązana przez długie badanie opublikowane w 2019 roku przez National Academy of Sciences, które stwierdza, że czerwone wilki są prawowitym gatunkiem wilka (Canis rufus) oddzielonym od szarych wilków i kojotów.
W czerwcu 2018 roku Fish and Wildlife Service zaproponował zezwolenie właścicielom gruntów w Karolinie Północnej na zastrzelenie zwierząt, jeśli dotarł zabłąkane na ich teren, co zostało uchylone w sądzie w listopadzie 2018 roku. Nadal nielegalne jest zabijanie tych zwierząt, chociaż rany postrzałowe były główną przyczyną ich ostatnich zgonów.
AKTUALIZACJA: W marcu 2021 roku The Guardian poinformował, że na wolności pozostało już być może nie więcej niż 10 czerwonych wilków i wszystkie znajdują się tylko w jednym miejscu: Karolinie Północnej.
Źródło: National Geographic, The Guardian
Pomimo faktu, że klimat Islandii nie jest idealny do uprawy bananów, kraj ten posiada prawdopodobnie największą w Europie plantację bananów. Znajdująca się w szklarni w miejscowości Reykir w południowej Islandii, plantacja bananów jest zarządzana przez Islandzki Uniwersytet Rolniczy. Roczne zbiory są jednak dość niskie, wynoszą zaledwie 500-2000 kg rocznie.
Banany po raz pierwszy posadzono na Islandii w 1941 roku. Wykorzystując tanią energię geotermalną do ogrzewania szklarni i tanią elektryczność do oświetlania w najciemniejszych miesiącach, można było uprawiać banany na środku północnego Atlantyku. Cła importowe na produkty spożywcze i owoce sprawiły, że islandzkie banany były konkurencyjne, a Islandczycy spożywali banany produkowane w kraju do późnych lat 50. Jednak od 1959 roku wszystkie banany sprzedawane w sklepach pochodzą z importu.
Twierdzenie, że Islandia ma największą plantację bananów w Europie zostało zakwestionowane przez grupę sceptyków. Ponieważ jest to jednak intrygująca historia, przetrwała wszelkie próby sprostowania. Jednym z argumentów używanych przez "obóz zwolenników Islandii jako największego producenta bananów w Europie" jest to, że Hiszpania, największy europejski producent bananów, w rzeczywistości uprawia banany na Wyspach Kanaryjskich, które są częścią Afryki, a nie Europy, co czyni te banany afrykańskimi, a nie europejskimi.
Plantacja bananów w Reykir jest prowadzona przez Islandzki Uniwersytet Rolniczy, który uprawia banany w swojej stacji badawczej w Reykir od lat 50. ubiegłego wieku. Od tego czasu banany pozostają w całkowitej izolacji, chronione przed kontaktem z chorobami roślin, w tym z chorobą panamską, która obecnie dziesiątkuje światowe plantacje bananów. Wiele osób obawia się, że choroba ta, wywoływana przez grzyby, może zniszczyć banany Cavendish, które są obecnie najczęściej spożywanym rodzajem tych owoców.
Guðríður Helgadóttir, który zarządza stacją badawczą w Reykir, powiedział islandzkiej National Broadcasting Service, że izolacja islandzkich bananów może stać się bardzo ważna w najgorszym scenariuszu. - Kto wie, może będziemy mieli w rękach coś bardzo cennego - skwitował.
Źródło: Iceland Magazine
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, iż istnieje dobrze prosperująca populacja zwierząt radioaktywnych, które przejęły opuszczoną czarnobylską strefę zamkniętą, mimo że obszar ten jest wysoce toksyczny dla ludzi.
26 kwietnia 1986 roku reaktor numer cztery w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, znajdującej się na terenie ówczesnego Związku Radzieckiego, doznał skoku mocy, czego skutkiem była eksplozja, w wyniku której w niektórych częściach Europy powstała chmura materiałów radioaktywnych.
Był to najgorszy wypadek jądrowy na świecie. Po wybuchu ewakuowano około 350 tysięcy osób.
Obecnie tereny otaczające elektrownię jądrową w Czarnobylu są prawie całkowicie pozbawione ludzi, z wyjątkiem kilku mieszkańców, którzy mieszkają w czarnobylskiej strefie zamkniętej.
Jednak skażony obszar jest dzisiaj zamieszkiwany przez różnorodną społeczność dzikiej przyrody.
Naukowcy i badacze nadal badają, w jaki sposób dokładnie zwierzęta są narażone na promieniowanie radioaktywne, ale wiele dotychczasowych badań wskazuje na najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie, dlaczego zwierzęta te wybrały te tereny: a jest nim brak ludzi.
- Przyroda kwitnie, gdy człowiek zostaje usunięty z równania, nawet po najgorszym wypadku nuklearnym na świecie - powiedział Jim Smith, ekolog, który badał życie w pobliżu Czarnobyla, w rozmowie z National Geographic.
Zdjęcia ukazujące rozkwit fauny w Czarnobylu można znaleźć na stronie BusinessInsider.com.