W 2015 roku naukowcy z Lejdy i Delft (Holandia) znaleźli sposób na zajrzenie do wnętrza wczesnonowożytnych opraw książkowych. Technika rentgenowska pozwoliła im na poszukiwanie pozostałości średniowiecznych manuskryptów ukrytych wewnątrz opraw. Po okresie średniowiecza wiele manuskryptów zostało poddanych recyklingowi, a ich strony wklejono do środka oprawy, aby zapewnić im trwałość. Makrospektrometria fluorescencji rentgenowskiej (MA-XRF) umożliwia odczytanie tych stron bez usuwania lub uszkadzania oprawy, zapewniając dostęp do ukrytej średniowiecznej biblioteki.
Oprawy książkowe
Oprawy książkowe z okresu od XV do XVIII wieku kryją w sobie ukryte skarby. Introligatorzy z tego okresu rozcinali ręcznie pisane książki z czasów średniowiecza, ponieważ po wynalezieniu druku stały się one przestarzałe. Rozczłonkowane manuskrypty służyły jako materiał do oprawy. Po renowacji oprawy ujawniają swoje najskrytsze tajemnice - pocięte liście ze średniowiecznych ksiąg. Fragmenty rękopisów, które są pasażerami na gapę z odległej przeszłości, znajdują się być może nawet w co piątej wczesnonowożytnej książce drukowanej.
Ukryty skarb
Naukowcom Erikowi Kwakkelowi (Uniwersytet w Lejdzie) i Jorisowi Dikowi (Politechnika w Delft) udało się przejrzeć okładki wczesnonowoczesnych książek drukowanych, aby odsłonić znajdujące się w nich średniowieczne strony (projekt "Hidden Library"). Udało się im znaleźć liścik z dwunastowiecznego egzemplarza Bedy (zm. 735), a także holenderską Księgę Godzin w tłumaczeniu Geerta Grote'a, założyciela Devotio Moderna. Naukowcy byli nawet w stanie cyfrowo rozłożyć wiele stron, które zostały naklejone jedna na drugą, dzięki czemu tekst stał się czytelny.
Technologia
Do wizualizacji ukrytych tekstów badacze wykorzystali makrospektrometrię fluorescencji rentgenowskiej (MA-XRF). Zespół profesora Dika opracował tę technologię kilka lat temu we współpracy z partnerami przemysłowymi, akademickimi i muzealnymi. Pierwotnie metoda ta została zaprojektowana do wizualizacji ukrytych warstw farby w obrazach starych mistrzów, ale okazała się równie skuteczna w wizualizacji ukrytych średniowiecznych atramentów. Cienka wiązka promieniowania rentgenowskiego jest wykorzystywana do skanowania obiektu, rejestrując obecność i obfitość różnych pierwiastków pod powierzchnią. W ten sposób można było zobaczyć żelazo, miedź i cynk, główne pierwiastki składające się na średniowieczne atramenty, nawet jeśli były przykryte warstwą papieru lub pergaminu.
Wyzwania
Przez okres trzech miesięcy badacze testowali różne konfiguracje eksperymentalne. Celem było uczynienie ukrytych tekstów nie tylko widocznymi, ale przede wszystkim czytelnymi. Średniowieczne fragmenty przedstawiały pod tym względem różne wyzwania analityczne, takie jak dwustronne pismo pergaminu i drobne pismo ręczne, ale także duża różnorodność składów chemicznych atramentów. Chociaż w większości przypadków udało się to zrobić, niektóre materiały pokryciowe w oprawach, takie jak gruba skóra, okazały się zbyt nieprzezroczyste dla analizy rentgenowskiej. Główną przeszkodą na tym etapie jest jednak żmudnie powolna prędkość akwizycji w obecnej metodologii. Niektóre książki były skanowane przez ponad 24 godziny, co na razie uniemożliwia zastosowanie metody na pełną skalę w praktyce. Nowe osiągnięcia w technologii rentgenowskiej - zarówno w zakresie źródeł promieniowania, jak i detekcji - mogą w najbliższej przyszłości doprowadzić do znacznie szybszego zastosowania metody w praktyce.
Interdyscyplinarne badania zostały przeprowadzone w ścisłej współpracy z Biblioteką Uniwersytecką w Lejdzie. Zostały dofinansowane przez De Jonge Akademie (Młoda Akademia), oddział Koninklijke Nederlandse Academie van Wetenschappen (Królewska Holenderska Akademia Nauk), której obaj badacze są członkami. Mają oni nadzieję na dalsze badania nowej techniki na wczesnonowożytnych książkach w holenderskich księgozbiorach.
Źródło: universiteitleiden.nl
Nic tak nie podkreśla "słonecznej urody" jak odrobina piegów. Te brązowe plamki wyglądają niewątpliwie uroczo na małych dzieciach, ale czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego niemowlęta ich nie posiadają? Przeanalizowaliśmy przyczyny powstawania tych plamek i dowiedzieliśmy się, kiedy i dlaczego niektóre dzieci "rozwijają" piegi na twarzy, ramionach i barkach.
Co powoduje powstanie piegów?
- Na kolor skóry wpływa pigment zwany melaniną - mówi Debra M. Langlois, lekarz i adiunkt pediatrii na Uniwersytecie Michigan. Ludzie o ciemniejszej skórze naturalnie mają więcej melaniny niż osoby o jaśniejszej cerze, ale ciało każdego z nas produkuje dodatkową melaninę, gdy jest narażone na promieniowanie UV. - Wytwarzanie zwiększonej ilości melaniny jest sposobem organizmu na ochronę przed słońcem - wyjaśnia dr Langlois. - Osoby o ciemnej karnacji mają tendencję do opalania się od dodatkowej melaniny, podczas gdy osoby o jaśniejszej karnacji niejako wytwarzają piegi lub ulegają poparzeniom słonecznym. To wyjaśnia, dlaczego piegi rozwijają się w obszarach o najbardziej chronicznej ekspozycji na słońce, takich jak górne policzki, nos i ramiona. Piegi są w zasadzie mechanizmem obronnym przed ostrymi promieniami słonecznymi.
Dlaczego niemowlęta nie mają piegów?
Choć każdy może "wyhodować" piegi, to osoby o jasnej karnacji mają do nich szczególne predyspozycje. Mimo to, piegi są bezpośrednim wynikiem przebywania na słońcu. - Nikt nie miałby piegów, gdyby nie ekspozycja na słońce - mówi Lacey L. Kruse, lekarz prowadzący w Ann & Robert H. Lurie Children's Hospital of Chicago oraz adiunkt pediatrii i dermatologii w Northwestern University's Feinberg School of Medicine. Niemowlęta nie mają więc piegów, ponieważ nie przebywają na słońcu wystarczająco długo, aby te plamki mogły się rozwinąć.
Można się spodziewać, że piegi powstaną około 2-4 roku życia, ale ten czas różni się dla każdego. Piegi zależą również w dużej mierze od ilości ekspozycji na promieniowanie UV, jaką otrzymuje dziecko. - Czasami piegi nawet się cofną, jeśli rodzic jest silniejszy pod względem odporności przeciwsłonecznej - dodaje dr Kruse. Piegi mają zwykle brązowy kolor, ale mogą też przybierać odcienie czerwieni, czerni, żółci lub opalenizny. Plamki często bledną w zimie.
Czy należy się niepokoić piegami?
Piegi są nieszkodliwe w każdym miejscu na ciele. Jednak plamy wskazują na zwiększoną wrażliwość na promienie UV, więc rodzice piegowatych dzieci powinni być wyjątkowo sumienni w kwestii ochrony przed słońcem. - Osoby o jasnej karnacji mają wyższe ryzyko czerniaka i uszkodzenia skóry, ale tak naprawdę może się to zdarzyć każdemu - mówi dr Langlois. Zaleca ona ograniczenie ekspozycji na słońce w godzinach największego nasłonecznienia (między 10:00 a 16:00), regularne stosowanie kremów z filtrem SPF 30 lub wyższym oraz osłanianie się przed słońcem za pomocą odzieży chroniącej przed promieniowaniem UV.
Rodzice powinni również zrozumieć różnicę między piegami a pieprzykami. - Piegi są jaśniejsze i często zanikają w zimie, podczas gdy pieprzyki zachowują ten sam wygląd w czasie - mówi dr Kruse. Rak skóry jest rzadki u dzieci, ale znamiona powinny być obserwowane pod kątem oznak raka: asymetrii, nierównej granicy, wielu kolorów, średnicy większej niż 0,5 cm, oraz ewolucji kształtu, rozmiaru lub koloru. Należy pamiętać, że piegi różnią się również od plam soczewicowatych, które są trwałymi, ale łagodnymi ciemnymi plamami, tworzącymi się u osób dorosłych wystawionych na działanie słońca - skwitowała dr Langlois.
Źródło: Parents.com
Oczywistym jest, że Dungeons & Dragons było inspirowane książkami The Lord of the Rings, ale podobieństwa między tymi dwoma projektami stanowiły niemały problem dla Tolkien Estate, prowadząc do skomplikowanych działań prawnych. Te spowodowały, że popularna gra została zmieniona na zawsze.
Podręczniki do Dungeons & Dragons nigdy nie kryły się z przytaczaniem inspiracji do stworzenia tej gry i wiele z nich zawiera listy polecanych lektur z zakresu fantasy, w tym serie "Pieśń lodu i ognia", "Conan" czy "Świat Dysku". Najnowsza edycja Podręcznika Gracza wymienia dzieła J.R.R. Tolkiena jako inspirującą lekturę dla aspirujących mistrzów lochów, co nie jest zaskoczeniem. "Władca Pierścieni" jest prototypową kampanią Dungeons & Dragons, nawet jeśli w "Drużynie" wyraźnie brakowało uzdrowicieli.
Dungeons & Dragons nie są obce kontrowersje, tak więc gra od dziesięcioleci boryka się z problemami prawnymi. Tolkien Estate jest jedną z wielu organizacji, które miały problem z treścią i zawartością D&D, co zaowocowało pozwem, który ostatecznie został rozstrzygnięty poza sądem. Według Gary'ego Gygaxa (współtwórcy Dungeons & Dragons) w poście na EN World, Tolkien Estate chciało, aby słowa: smok, krasnolud, elf, ent, goblin, hobbit, ork i warg zostały usunięte z gry. Według Dangerous Games: What the Moral Panic Over Role-Playing Games Says about Play, Religion, and Imagined Worlds, pozew został skierowany przez hollywoodzkiego potentata Saula Zaentza w imieniu jego firmy, Middle-earth Enterprises, która miała mieć swoją własną, skomplikowaną historię z filmami o Śródziemiu.
Z powodzeniem argumentowano, że większość z tych nazw należy do domeny publicznej i może być swobodnie używana przez każdego, ale utrzymały się trzy z nich, które musiały zostać zmienione. W najwcześniejszych wersjach Dungeons & Dragons hobbity były rasą grywalną, natomiast enty i balrogi mogły być atakowane przez gracza. Po rozstrzygnięciu sprawy sądowej, hobbici zostali zamienieni w niziołki (halflings), enty w drzewce (treants), a balrogowie w balory.
Źródło: ScreenRant
Przyszłość dzieje się teraz - roboty mogą pewnego dnia regularnie patrolować rzeki i ląd w celu odszukiwania i niszczenia gatunków inwazyjnych.
Naukowcy z Uniwersytetu Australii Zachodniej zbudowali w 2018 roku rybę-robota, którą wykorzystali do odstraszenia jednego z najbardziej inwazyjnych gatunków na świecie - gambuzji pospolitej - który opisują jako "jedno z najbardziej problematycznych zwierząt na planecie".
W badaniu opublikowanym w 2021 roku w czasopiśmie iScience naukowcy ujawnili, jak strach zmienił zachowanie, fizjologię i płodność inwazyjnej ryby, skutecznie ją "odstraszając".
Międzynarodowy zespół biologów i inżynierów z Australii, USA i Włoch użył wabika do naśladowania swojego naturalnego drapieżnika - bassa wielkogębowego - poprzez symulowanie jego ruchów.
Gambuzje, znane jako "ryby-komary", zostały pierwotnie sprowadzone do Australii około sto lat temu w celu zwalczania tych latających krwiopijców. Obecnie gatunek ten jest uważany za jedno z największych zagrożeń dla wód słodkich w Australii.
Obecnie istnieją miliony maleńkich gatunków zagrażających rodzimym rybom Australii, jak również żabom, poprzez odgryzanie ogonów ryb słodkowodnych i kijanek oraz pożeranie jaj ryb i żab.
Autor raportu Giovanni Polverino, ekolog behawioralny na Uniwersytecie Zachodniej Australii, mówi, że bass jest niezwykle szkodliwy dla naturalnego ekosystemu Australii.
- Sprawiliśmy, że ich najgorszy koszmar stał się rzeczywistością: robot, który odstrasza bassa, ale nie inne zwierzęta wokół niego - oznajmił dr Polverino.
- Zamiast zabijać je jedną po drugiej, prezentujemy podejście, które może wykazywać lepsze strategie kontroli tego globalnego szkodnika - dodał.
Gatunki inwazyjne kosztują australijskie rolnictwo i ochronę środowiska około 25 miliardów dolarów rocznie, zdaniem Centrum Rozwiązań dla Gatunków Inwazyjnych.
- Gambuzja zagraża szeregowi chronionych gatunków, w tym chociażby australorzekotce złocistej - powiedział kierownik centrum Andreas Glanznig.
- Biorąc pod uwagę, że drapieżnik jest tak kluczowym zagrożeniem, każda skuteczna technologia, która może zmniejszyć jego wpływ na otoczenie, jest mile widziana.
Zdaniem dr Polverino koncepcja ta może być stosowana w szerszym zakresie.
- Każde zwierzę na planecie jest narażone na wpływ drapieżników. (...) Obecnie zastosowaliśmy ten pomysł w systemie wodnym, gdzie mamy gatunki inwazyjne i zagrożone, ale taki pomysł mógłby być stosowany równie efektywnie w systemie lądowym - powiedział.
Robot "precyzyjnie celuje w tych złych", nie zagrażając rodzimym gatunkom.
Dr Polverino dodał, że robot został zbudowany "tak aby skopiować przodka drapieżnika" gambuzji, który ma amerykańskie korzenie.
- Sprawiliśmy, że ich koszmar stał się rzeczywistością, ale nie odstraszyliśmy przy tym australijskich gatunków, które nie spotkały się wcześniej z tym drapieżnikiem.
Peter Johnson z oddziału Australijskiego Stowarzyszenia Rybaków Nowej Gwinei w Queensland, powiedział, że sprawa gambuzji to kłopot na skalę ropuchy olbrzymiej.
- Pozbycie się gambuzji pozwoliłoby na powrót rodzimych gatunków, takich jak tęczankowate, i doprowadziłoby do powstania zdrowszych ekosystemów wodnych - skomentował.
Źródło: ABC News
W sobotę minął dokładnie rok od legalizacji rekreacyjnej sprzedaży marihuany w Arizonie, która przyniosła ponad miliard dolarów całkowitego przychodu.
Departament Przychodów Arizony ogłosił, że całkowita sprzedaż marihuany brutto osiągnęła ponad 1,2 miliarda dolarów, nie licząc grudniowych raportów końcowych, przewyższając początkowe prognozy.
Znacznie przewyższyło to również sprzedaż w pierwszym roku w innych stanach, które zalegalizowały rekreacyjną marihuanę. Przykładowo przychody z Kolorado wyniosły 292 miliony dolarów, Oregon zainkasował prawie 345 milionów dolarów, Waszyngton ponad 185 milionów dolarów, a Nevada - prawie 425 milionów dolarów.
Dochody podatkowe z rekreacyjnej sprzedaży marihuany przyniosły ponad 190 milionów dolarów wpływów.
Z tego rocznego dochodu z podatków:
- 7,3 miliona to podatek od sprzedaży edukacji,
- 92,9 miliona dolarów to podatek akcyzowy od marihuany, który finansuje uczelnie, wydziały zdrowia w hrabstwach i wiele innych.
Źródło: ABC15.com
Czy wiesz, kto jest odpowiedzialny za rozkwit i zieleń Puszczy Amazońskiej? Pustynia!
Co się stało? Lekki szok?
Sam byłem zdumiony, kiedy po raz pierwszy się o tym dowiedziałem, ale prawda jest taka, że na pustyni Sahara, gdzie nie ma przecież roślin, jest źródłem życia największego na świecie lasu deszczowego, Amazonii. Czyż nie jest to cud natury? Ten, który nie ma żadnej wody do rozdania, daje życie!
Osoba żyjąca w tym najmniej gościnnym klimacie na Ziemi (jałowe płaskowyże, skaliste szczyty i przesuwające się piaski, które doświadczają bardzo mało deszczu, roślinności i życia) w północnej Afryce, gdzie woda jest droższa niż złoto, nigdy nie wyobrażałaby sobie, że tysiące mil stąd, po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego, kwitnie największy na świecie las deszczowy (bujne, tętniące życiem dorzecze Amazonki, znajdujące się w północno-wschodniej części Ameryki Południowej, wspiera rozległą sieć o niezrównanej różnorodności ekologicznej) dzięki niezwykle potrzebnej pomocy z tej samej pustyni, która codziennie słyszy zniewagi lokalnej ludności.
Co łączy największą, najgorętszą pustynię na Ziemi z największym tropikalnym lasem deszczowym? Pył. I to nie mało, ale bardzo dużo pyłu. Tak czy inaczej, pustynia nie ma nic innego do zaoferowania poza ziemią. Jak to działa?
Powszechnie wiadomo, że bardzo ważne dla roślin są zwłaszcza dwie rzeczy: światło słoneczne i gleba. Światło słoneczne jest zawsze obecne w lasach tropikalnych, więc rośliny otrzymują je przez cały rok. Potrzeba także gleby, żyznej i mineralnej, aby wypełnić tak rozległy obszar dżungli.
Mimo, że jest to najbogatsze spektrum życia na naszej planecie, amazońska puszcza słynie z ubogich w składniki odżywcze gleb, głównie dlatego, że zabierają je deszcze i powodzie. Około 90% gleb w lesie jest ubogich w fosfor, co od dawna uniemożliwia intensywne rolnictwo w tym regionie. Ponadto dziesiątki tysięcy ton azotu są co roku wypłukiwane przez systemy rzeczne Amazonii. Jak więc lasy deszczowe uzupełniają utracony fosfor? Tutaj na scenę wkracza Sahara. Pył, który zawiera fosfor (składnik odżywczy niezbędny do wzrostu roślin), przybywa z Sahary do Amazonii i w ten sposób są one połączone "rzeką pyłu" o długości 6 tys. kilometrów.
Aby uzyskać więcej informacji na temat tego transportu powietrznego, naukowiec Yu i jego zespół po raz pierwszy oszacowali, jak wiele pyłu dociera do Amazonii z pustyni Sahara, wykorzystując dane z satelity NASA - CALIPSO ( the Cloud-Aerosol Lidar and Infrared Pathfinder Satellite Observation). Zdaniem zespołu naukowców, 182 miliony ton pyłu przelatuje z Sahary w kierunku zachodnim, z którego większość spada do oceanu, ale około 27,7 milionów ton średnio dociera do Amazonii w procesie, który jest opisywany jako największy na świecie transfer pyłu. To niezwykle ważne, ponieważ niewielki procent tego pyłu (0,08%) jest fosforem, jednak stanowi to dużą różnicę. Ogólnie rzecz biorąc naukowcy szacują, że ilość fosforu docierającego do Amazonii rocznie z Sahary - 22 tys. ton - równa się mniej więcej ilości, jaką las deszczowy traci na rzecz rzek.
Oznacza to, że afrykański pył ma istotny wpływ na utrzymanie zdrowia amazońskich lasów deszczowych w dłuższej perspektywie. Bez dopływu fosforu z afrykańskiego pyłu straty hydrologiczne znacznie uszczupliłyby rezerwuar fosforu w glebie w skali dziesięcioleci lub stuleci i wpłynęłyby na zdrowie i produktywność amazońskich lasów deszczowych, co trzeba opisać jako bardzo niebezpieczne, ponieważ jest to jedyną nadzieją na przyszłość życia flory i fauny. Nie wiadomo jednak jeszcze ile pyłu potrzeba, aby dostarczyć odpowiednią ilość fosforu dla utrzymania produktywności amazońskich lasów deszczowych.
Naukowcy uważają, że najważniejszym źródłem fosforu dla Amazonii jest pył wzbijany z depresji Bodélé w Czadzie. Częste burze pyłowe z tego słynnego dna jeziora zawierają ogromne ilości martwych mikroorganizmów i są bardzo bogate w fosfor. To wszystko pokazuje, że wszystko na Ziemi jest ze sobą powiązane.
Podczas siedmiu lat badań naukowcy odkryli również, że ilość pyłu docierającego do Amazonii z Sahary jest bardzo zmienna. Teoretycznie za tę zmienność mogą odpowiadać opady deszczu w Sahelu - rozległym regionie suchych terenów na południe od Sahary. Jednak dokładna przyczyna tej korelacji nie jest znana, ale istnieje możliwy związek między opadami w Sahelu a ilością pyłu transportowanego nad Atlantykiem. Kiedy opady w Sahelu są wyższe, ilość pyłu jest mniejsza.
Wirus kryzysu klimatycznego jest obecny również tutaj i z powodu chaotycznych zmian w atmosferze i oceanach, pustynia ta boryka się z niesezonowymi opadami deszczu, a nawet śniegu, co uniemożliwia pyłom "przelot" do Amazonii. Jednak problem ten nie jest poważny na tę chwilę, lecz w atmosferze pojedyncze i małe wydarzenie, które jest spowodowane zmianami klimatycznymi, niesie za sobą duże ryzyko dla przyszłych pokoleń.
Autor: Hitesh Gawaria (theunopinion.com)
Słowo-skamieniałość to słowo, które jest w dużym stopniu przestarzałe, ale pozostaje w bieżącym użyciu ze względu na jego obecność w idiomie.
Status „słowa skamieniałego“ można również przypisać dla znaczeń słów i fraz. Przykładem znaczenia słowa jest „navy“ w „merchant navy“, które oznacza „flotę handlową“ (chociaż to znaczenie navy jest przestarzałe w innych przypadkach). Przykładem wyrażenia jest zaś „in point“, które jest zachowane w większych zbitkach typu „case in point“ („dobry przykład“) czy „in point of fact“ („w rzeczywistości“), ale jest rzadko używane poza kontekstem prawnym.
Przykłady w języku angielskim:
- ado, jak w „without further ado“ lub „with no further ado“ (oba oznaczają „bez zbędnych ceregieli“) lub „much ado about nothing“ („wiele hałasu o nic“), chociaż homologiczna forma „to-do“ jest nadal obecna („make a to-do“, „a big to-do“, itp.),
- bandy, jak w „bandy about“ („nawijać o“) lub „bandy-legged“ („krzywonogi“),
- bated, jak w „wait with bated breath“ („czekać z zapartym tchem“), chociaż termin pochodny „abate“ pozostaje w użyciu pozaidiomowym,
- batten, jak w „batten down the hatches“ („przygotowywać się na najgorsze“),
- beck, jak w „at one's beck and call“ („na czyjeś skinienie“), chociaż forma czasownikowa „to beckon“ jest nadal używana w użyciu niezarezerwowanym dla idiomu,
- champing, jak w „champing at the bit“ („nie móc się doczekać“), gdzie „champ“ jest przestarzałym prekursorem „chomp“ w obecnym użyciu,
- coign, jak w "coign of vantage" ("dobry punkt widzenia"),
- deserts, jak w "just deserts" ("to, na co się zasłużyło"), chociaż liczba pojedyncza "desert" w znaczeniu "state of deserving" występuje w kontekstach nie związanych z idiomem, w tym w prawie i filozofii. "Dessert" jest zapożyczeniem z języka francuskiego, oznaczającym "usunięcie tego, co zostało zaserwowane" i nie ma związku etymologicznego,
- dint, jak w "by dint of" ("dzięki komuś/czemuś"),
- dudgeon, jak w "in high dudgeon" ("wściekły"),
- eke, jak w "eke out" ("wieść życie / zarabiać na życie"),
- fettle, jak w "in fine fettle" ("w świetnej formie"),
- fro, jak w "to and fro" ("tam i z powrotem"),
- hark, jak w "hark back to" ("wracać pamięcią do") lub "hark at" ("wsłuchać się w"),
- helter skelter, jak w "scattered helter skelter about the office" ("rozrzucone po całym biurze"), pochodzące z średnioangielskiego "skelten to hasten",
- hither, jak w "come hither" ("chodź tutaj"), "hither and thither" ("tu i ówdzie"), oraz "hither and yon" ("tu i tam"),
- inclement, jak w "inclement weather” ("niesprzyjająca pogoda"),
- jetsam, jak w "flotsam and jetsam" ("resztki/odpady"), z wyjątkiem kontekstów prawnych (zwłaszcza w prawie admiralicji, prawie własności i prawie międzynarodowym),
- kith, jak w "kith and kin" ("krewni i przyjaciele"),
- lo, jak w "lo and behold" ("patrzcie i podziwiajcie"),
- loggerheads jak w "at loggerheads" ("w niezgodzie"),
- muchness jak w "much of a muchness" ("mniej więcej to samo"),
- neap, jak w "neap tide" ("niewielki odpływ"),
- offing, jak w "in the offing" ("na horyzoncie"),
- pale, jak w "beyond the pale" ("nie do przyjęcia"),
- petard, jak w "hoisted by one's own petard" ("być złapanym we własne sidła"),
- riddance, jak w "good riddance" ("krzyżyk na drogę", "dobre posunięcie"),
- shebang, jak w "the whole shebang" ("cały ten kram"), chociaż słowo to jest również używane jako rzeczownik pospolity w żargonie programistów,
- shrive, zachowane tylko w formach fleksyjnych występujących jako część stałych fraz: "shrift" w "short shrift" ("szybkie rozliczenie") i "shrove" w "Shrove Tuesday" ("wtorek przed Środą Popielcową" - ostatni dzień przed Wielkim Postem),
- spick, jak w "spick and span" ("w należytym porządku"),
- turpitude, jak w "moral turpitude" ("obraza moralności"),
- vim, jak w "vim and vigor" ("krzepa i wigor"),
- wedlock, jak w "out of wedlock" ("z nieprawego łoża"),
- wend, jak w "wend your way" ("udać się swoją drogą", "ruszyć trasą"),
- wrought, jak w "what hath God wrought" ("co Bóg uczynił...") and wrought iron ("żelazo kute"),
- yore, jak w "of yore" ("z dawnych czasów"), zwykle "days of yore" ("dawne lata").
„Skamieniałości zrodzone“
Te słowa zostały utworzone z innych języków, przez elizję, lub przez mieszanie innych stałych fraz:
- caboodle, jak w "kit and caboodle" (ponownie "cały ten kram"; wyewoluowało z "kit and boodle", które samo jest stałym zwrotem zapożyczonym z holenderskiego kitte en boedel),
- druthers, jak w "if I had my druthers..." ("wolałbym..."; utworzone przez elizję od "would rather" i nigdy nie występujące poza tym zwrotem na początku),
- tarnation, jak w "what in tarnation...?" ("co u licha...?"; rozwijane w kontekście stałych fraz powstałych przez zmieszanie wcześniej sformułowań zawierających termin "damnation").
Źródło: Wikipedia (ENG)
Kiedy usłyszymy coś o Nowej Zelandii, na myśl przychodzi nam piękna przyroda - fiordy, góry i wspaniałe krajobrazy. Rozległe, puste i bezkresne. Jednak już od lat kraj ten zmaga się z inną formą izolacji - depresją i samobójstwami.
Raport Unicef z 2017 roku zawiera szokującą statystykę - Nowa Zelandia ma zdecydowanie najwyższy współczynnik samobójstw wśród młodzieży w rozwiniętym świecie. Szok, ale nie niespodzianka - kraj ten nie po raz pierwszy znajduje się na szczycie tabeli.
Raport Unicef wykazał, że współczynnik samobójstw wśród młodzieży nowozelandzkiej - nastolatków w wieku od 15 do 19 lat - jest najwyższy z długiej listy 41 krajów OECD i UE. Wskaźnik 15,6 samobójstw na 100 tys. osób jest dwa razy wyższy niż w USA i prawie pięć razy wyższy niż w Wielkiej Brytanii.
Dlaczego Nowa Zelandia?
- Istnieje wiele powodów i ważne jest, aby nie skupiać się tylko na jednej statystyce - ostrzega dr Prudence Stone z Unicef New Zealand. Wysoki współczynnik samobójstw łączy się z innymi danymi, pokazującymi na przyklad ubóstwo wśród dzieci, wysoki wskaźnik nastoletnich ciąż lub rodzin, w których żadne z rodziców nie ma pracy.
Nowa Zelandia ma również „jeden z najgorszych na świecie rekordów w zakresie zastraszania w szkołach“, cytując Shauna Robinsona z Mental Health Foundations New Zealand. Wyjaśnia on, że istnieje „toksyczna mieszanka“ bardzo wysokich wskaźników przemocy w rodzinie, wykorzystywania i ubóstwa wśród dzieci, które należy rozwiązać, aby uporać się z tym problemem.
Statystyki pochodzące ze stron rządowych Nowej Zelandii ujawniają, że wskaźniki samobójstw są najwyższe wśród młodych Maorysów i mężczyzn z wysp Pacyfiku. - To pokazuje nam, że istnieją również kwestie dotyczące tożsamości kulturowej i wpływu kolonizacji - dodaje Robinson.
Według danych z 2014 roku, wskaźnik samobójstw wśród mężczyzn maoryskich we wszystkich grupach wiekowych jest około 1,4 razy wyższy niż wśród pozostałych grup etnicznych.
- To alarmujące i warte uwagi. Być może jest to efekt poziomu instytucjonalnego i kulturowego rasizmu w naszym społeczeństwie - twierdzi dr Stone. - Nie ma badań, które pozwoliłyby nam stwierdzić to jednoznacznie, ale z pewnością sugeruje to wiele sygnałów - dodaje.
Poza tymi ponurymi liczbami istnieje jeszcze jedna hipoteza, którą niektórzy podają jako możliwą przyczynę tej niepokojącej sytuacji. Służby zdrowia i wsparcia we wszystkich krajach zachodnich od lat walczą ze stygmatem związanym z depresją postrzeganą jako słabość.
To właśnie może być w istocie większy problem w Nowej Zelandii niż w innych krajach.
- W Nowej Zelandii istnieje tradycja zahartowanej kultury koleżeńskiej - wyjawia dr Stone. - To wywiera presję na mężczyzn, aby być w określonej formie, presję na chłopców, aby utwardzić się, aby stać się tymi twardymi pijącymi piwo mężczyznami.
Mówi, że w ostatnich latach nastąpiła niewielka zmiana, z muzykami i filmowcami pojawiającymi się jako wzorce do naśladowania dla innego rodzaju nowozelandzkiego mężczyzny - ludzi, którzy „nie są typowymi wielkimi, twardymi gośćmi“, ale pokazują, że może istnieć zabawne podejście do męskości.
- Duża część zachodniego świata przyjmuje postawę: „Po prostu będę się uśmiechał i to przeboleję“ - dodaje Briana Hill, rzeczniczka Youthline, telefonicznej infolinii skierowanej do młodych ludzi. - Ale myślę, że w nowozelandzkiej psychice zdecydowanie istnieje dodatkowy stoicyzm wokół postawy „Po prostu przejdę przez to sam“, którego możemy nie doświadczyć tak bardzo w innych krajach.
Nie chodzi o to, że nie ma systemu wsparcia, aby rozwiązać problem, ale sęk w tym, że jest on całkowicie przeciążony. - Zapotrzebowanie na tego typu usługi wzrosło o 70% w ciągu ostatniej dekady - wyjaśnia Robinson. - Podczas gdy liczba wezwań policji związanych z samobójstwami wzrosła o 30% tylko w ciągu ostatnich czterech lat.
Problem ten Briana Hill z Youthline zna aż za dobrze. Notuje się zbyt wiele wezwań, których funkcjonariusze nie są w stanie podjąć, ponieważ nie mają takiej możliwości.
Jednogłośne odczucie wśród społeczności ekspertów jest takie, że należy przeznaczyć więcej funduszy na pomoc służbom, które zajmują się tym problemem. Równie ważne jest bardziej ogólne skupienie się na tworzeniu świadomości istnienia problemu i nadanie mu odpowiedniego priorytetu.
- Rząd nie wykonuje dobrej roboty w zakresie wspierania młodych ludzi, aby byli w stanie poradzić sobie z presją, stresem, emocjonalnymi i psychicznymi wyzwaniami, przed którymi stoją - dodaje Robinson.
Utrzymywanie się problemu na przestrzeni lat sprawiło, że stał się on jednym z priorytetów decydentów politycznych. Był on na przykład tematem debat politycznych przed wyborami powszechnymi w kraju we wrześniu 2017 roku.
Cztery lata temu rząd opublikował projekt krajowej strategii zapobiegania samobójstwom, który został poddany konsultacjom społecznym. Chociaż wokół projektu toczy się wiele dyskusji, nawet ci, którzy twierdzą, że jest on niewystarczający, zgadzają się, iż jest to ważny krok w kierunku przesunięcia niebotycznie wysokich wskaźników samobójstw w kraju ku centrum uwagi opinii publicznej.
Źródło: BBC
W 2004 roku kazachska policja prowadziła dochodzenie w sprawie niedźwiedzicy, która zaatakowała dwie osoby na kempingu: jedenastoletniego chłopca, który zbytnio zbliżył się do jej klatki i nietrzeźwego dwudziestoośmioletniego mężczyznę, który próbował podać jej łapę. Jekaterina (znana także jako Katia), zwierzę cyrkowe, które było trzymane w klatce, aby zabawiać obozowiczów, została natychmiast odebrana przez odpowiednie służby.
Kiedy żadne schroniska ani ogrody zoologiczne nie chciały przyjąć Katii, władze Kazachstanu zdecydowały, że jedynym miejscem, w którym można ją trzymać, jest więzienie.
Katia została skazana na dożywocie w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w Kustanaju, w której przebywało wówczas 730 innych (ludzkich) więźniów. Przez piętnaście lat żyła z resztek jedzenia z więziennej kuchni i przebywała w celi nieprzystosowanej dla dzikiego zwierzęcia. Jednak więźniowie bardzo ją polubili i nawet zbudowali pomnik na jej cześć.
Kiedy o jej niezwykłej sytuacji zrobiło się głośno na całym świecie, organizacje pozarządowe "Bears in Mind" i "Forgotten Animals" zażądały jej natychmiastowego uwolnienia i umieszczenia w bardziej odpowiednim środowisku. Sporządzono nawet specjalną petycję.
5 czerwca 2019 roku Katia została ostatecznie zwolniona po piętnastu latach spędzonych w zakładzie poprawczym w Kustanaju. Następnie została przetransportowana do małego zoo, na północy Kazachstanu.
Krótka historia procesów zwierząt
Aby zrozumieć ten osobliwy przypadek, warto spojrzeć wstecz na inne niepokojące przypadki zwierząt, które były stawiane przed sądem.
Między XIII a XVIII wiekiem procesy zwierząt nikogo nie dziwiły. Biorąc pod uwagę, że obywatele uważali publiczne egzekucje ludzi za ekscytujące, nie dziwi fakt, że mordercze kozy czy podstępne konie gromadziły na trybunach jeszcze większą publiczność niż ich ludzkie odpowiedniki.
Najczęściej zwierzę domowe stawało przed sądem oskarżone o bestialstwo lub współudział w uprawianiu magii.
Kronika Kurze Basler z Bazylei w Szwajcarii podaje, że w 1474 roku kogut został postawiony przed sądem za popełnienie "ohydnej i nienaturalnej zbrodni znoszenia jaj". Mieszkańcy miasta obawiali się, czy ptak jest pomiotem szatana, czy też przebraną kurą i zażądali egzekucji oskarżonego. Kogut został uznany za winnego, a następnie spalony na stosie.
Sprawiedliwość dla wszystkich
W imię sprawiedliwości, los zwierząt bywał często mroczny. Ludzie wydawali się tak skupieni na ukaraniu winowajcy, że zapominali o tym, iż zwierzę nie ma moralnej zdolności do popełnienia przestępstwa. Wraz z rozwojem społeczeństwa, nasze zbiorowe rozumienie godności, podstawowych praw i zasad moralnych również się rozwinęło. Publiczne egzekucje ustały, podobnie jak procesy zwierząt.
Jak to się stało, że Katia trafiła do więzienia? Władze Kazachstanu zrezygnowały z filozofii agencji moralnej na rzecz ludzkich ofiar. Nie jest to jedyny przypadek, kiedy maltretowanie, a nawet zabicie niedźwiedzia jest usprawiedliwiane jako działanie na rzecz bezpieczeństwa publicznego.
Szpiedzy w przebraniu
Kolejne ciekawe zatarcie z prawem miało miejsce w 2015 roku w Indiach, kiedy to funkcjonariusze aresztowali gołębia podejrzanego o szpiegostwo. Pewien chłopiec znalazł ptaka w rejonie Kaszmiru, na granicy Indii i Pakistanu, z wiadomością w języku urdu wytłoczoną na jego ciele, a także z pakistańskim numerem telefonu. Indie potraktowały sprawę bardzo poważnie i prześwietliły gołębia w szpitalu weterynaryjnym, szukając innych obciążających go dowodów.
Kiedy śledztwo utkwiło w martwym punkcie, historia ta stała się internetowym memem.
Pewien kot z Brazylii został również objęty śledztwem, gdy odkryto go spacerującego przez główne bramy więzienia o średnim stopniu bezpieczeństwa w Arapiraca, z pokaźnym sprzętem do ucieczki. Kiedy kot został zatrzymany, strażnicy znaleźli kilka pił i wierteł, ładowarkę do telefonu, baterie i kartę pamięci.
Zdumieni, strażnicy próbowali dowiedzieć się, kim mieli być odbiorcy, ale nie byli w stanie wydobyć z kota żadnych informacji. Rzecznik więzienia oświadczył: - Trudno jest ustalić, kto jest odpowiedzialny za akcję, ponieważ kot... nie mówi.
Źródło: History of Yesterday
David Foster Wallace, który odszedł w 2008 roku, był najgenialniejszym amerykańskim pisarzem swojego pokolenia. W przemówieniu, które opublikowano po raz pierwszy na łamach The Guardian, zastanawia się nad trudnościami życia codziennego i "dożyciem trzydziestki, a może pięćdziesiątki, bez chęci strzelenia sobie w łeb".
Płyną sobie dwie młode rybki i przypadkiem spotykają starszą rybę płynącą w drugą stronę, która kiwa do nich głową i mówi: "Dzień dobry, chłopcy, jak tam woda?". I te dwie młode rybki płyną przez jakiś czas, aż w końcu jedna z nich spogląda na drugą i mówi: "Co to do cholery jest woda?".
Jeśli obawiasz się, że zamierzam przedstawić się tutaj jako stara, mądra ryba wyjaśniająca, czym jest woda, proszę, nie martw się. Nie jestem starą, mądrą rybą. Bezpośredni sens opowieści o rybie polega na tym, że najbardziej oczywiste, wszechobecne, ważne rzeczywistości są często tymi, które najtrudniej dostrzec i o których najtrudniej mówić. W formie angielskiego zdania jest to oczywiście tylko banalny frazes - ale faktem jest, że w codziennych okopach dorosłej egzystencji banalne frazesy mogą mieć znaczenie życia lub śmierci. Może to brzmieć jak hiperbola lub abstrakcyjny nonsens. Przejdźmy więc do konkretów.
Okazuje się, że ogromny procent spraw, co do których z automatu nie mam żadnych wątpliwości, jest całkowicie błędny i zwodniczy. Oto jeden z przykładów całkowitej bezsensowności czegoś, do czego mam tendencję do bycia automatycznie pewnym: wszystko w moim własnym bezpośrednim doświadczeniu wspiera moje głębokie przekonanie, że jestem absolutnym centrum wszechświata, najprawdziwszą, najbardziej żywą i najważniejszą osobą w istnieniu. Rzadko mówimy o tego rodzaju naturalnym, podstawowym egocentryzmie, ponieważ jest on społecznie odrażający, ale w głębi duszy jest on taki sam dla każdego z nas. Jest to nasze domyślne ustawienie, wbudowane w nasze struktury zaraz po urodzeniu. Pomyślcie tylko: nie ma żadnego doświadczenia, którego nie miałeś, a w którym nie znajdowałeś się w absolutnym centrum. Świat, którego doświadczasz, jest przed tobą, za tobą, po twojej lewej lub prawej stronie, na ekranie telewizora, monitora czy czegokolwiek innego. Myśli i uczucia innych ludzi muszą być ci jakoś przekazane, ale twoje własne są natychmiastowe, pilne, prawdziwe - rozumiesz o co chodzi. Ale proszę, nie przewiduj, że szykuję się do wygłaszania kazań na temat współczucia, kierowania się innymi czy tak zwanych "cnót". To nie jest kwestia cnoty - to kwestia mojego wyboru, aby w jakiś sposób zmienić lub uwolnić się od mojego naturalnego, wbudowanego ustawienia domyślnego, którym jest głębokie i dosłowne skupienie na sobie oraz postrzeganie i interpretowanie wszystkiego przez pryzmat własnego ja.
Przykładowo: jest przeciętny dzień, a ty wstajesz rano, idziesz do swojej wymagającej pracy i ciężko pracujesz przez dziewięć lub dziesięć godzin, a pod koniec dnia jesteś zmęczony i zestresowany i wszystko, czego chcesz, to wrócić do domu i zjeść dobrą kolację, a może zrelaksować się przez kilka godzin, a następnie położyć się wcześnie, ponieważ musisz wstać następnego dnia i zrobić to wszystko ponownie. Ale wtedy przypominasz sobie, że nie ma jedzenia w domu - nie miałeś czasu na zakupy w tym tygodniu, z powodu twojej wymagającej pracy - i teraz, po pracy, musisz wsiąść do samochodu i jechać do supermarketu. Trwa końcówka dnia roboczego, a ruch uliczny jest naprawdę dokuczliwy, więc dotarcie do sklepu trwa o wiele dłużej niż powinno, a kiedy w końcu tam docierasz - supermarket jest zatłoczony, ponieważ oczywiście jest to pora dnia, kiedy wszyscy inni ludzie pracujący również próbują zrobić jakieś zakupy spożywcze, a sam sklep jest ohydnie, fluorescencyjnie oświetlony i przesiąknięty zabijającymi duszę melodiami lub korporacyjnym popem i jest to ostatnie miejsce, w którym chciałbyś teraz przebywać, ale nie możesz po prostu wejść i szybko wyjść. Musisz wędrować po całym tym ogromnym, rozświetlonym sklepie, aby znaleźć to, czego chcesz i musisz manewrować swoim wózkiem pomiędzy tymi wszystkimi pozostałymi zmęczonymi, spieszącymi się ludzi z wózkami i oczywiście są tam też frustrująco powolni starzy ludzie, gapy i dzieci, które blokują przejście, a ty musisz zacisnąć zęby i starać się być uprzejmym, prosząc ich, aby cię przepuścili. I w końcu gromadzisz wszystkie niezbędne zapasy na kolację, z tym że teraz okazuje się, że nie ma wystarczająco dużo otwartych kas, mimo że kończą się godziny szczytu, więc kolejka jest niewiarygodnie długa, co jest głupie i wręcz chore, ale nie można przecież wyładować swojej furii na zapracowanej ekspedientki przy kasie.
W każdym razie w końcu docierasz na przód kolejki, płacisz za swoje produkty i czekasz na uwierzytelnienie karty przez maszynę, a potem słyszysz słowa "Miłego dnia" wypowiadane głosem, który przypomina głos śmierci, a następnie musisz wziąć pofałdowane, cienkie plastikowe torby z zakupami do wózka i prowadzić go przez zatłoczony, wyboisty, rozświetlony parking, po czym próbujesz załadować reklamówki do samochodu w taki sposób, żeby nic z nich nie wypadło i nie toczyło się po bagażniku w drodze do domu, a potem musisz jechać samochodem przez zatłoczony, wyboisty, rozświetlony parking, a następnie trzeba jechać całą drogę do domu przez powolny i ciężki ruch uliczny w godzinach szczytu, i tak dalej.
Chodzi o to, że drobne, frustrujące bzdury, takie jak te, to właśnie miejsce, w którym pojawia się konieczność dokonywania wyboru. Ponieważ korki, zatłoczone przejścia i długie kolejki do kas dają mi czas na myślenie, a jeśli nie podejmę świadomej decyzji o tym, jak myśleć i na co zwracać uwagę, będę wkurzony i nieszczęśliwy za każdym razem, kiedy będę musiał zrobić zakupy spożywcze, ponieważ moim naturalnym ustawieniem domyślnym jest pewność, że sytuacje takie jak ta są tak naprawdę o mnie, o moim głodzie, moim zmęczeniu i moim pragnieniu, aby po prostu wrócić do domu, i będzie się wydawało, że wszyscy inni stoją po prostu na mojej drodze, a kim są ci wszyscy ludzie na mojej drodze? I spójrzcie, jak odpychająca jest większość z nich, jak głupi, krowopodobni i bez wyrazu i nieludzcy wydają się tutaj w kolejce do kasy, albo jak irytujące i niegrzeczne jest to, że ludzie rozmawiają głośno przez telefony komórkowe w środku kolejki, i spójrzcie, jak głęboko niesprawiedliwe jest to: pracowałem bardzo ciężko przez cały dzień, jestem głodny i zmęczony, a nie mogę nawet wrócić do domu, żeby coś zjeść i odpocząć z powodu tych wszystkich głupich, cholernych ludzi.
Lub jeśli jestem w bardziej świadomej społecznie formie mojego domyślnego ustawienia, mogę spędzić czas w korku pod koniec dnia, będąc wściekłym i zdegustowanym na wszystkie ogromne, głupie, blokujące pas ruchu SUV-y i Hummery i pickupy spalające swoje nieekonomiczne, niedbałe, 40-galonowe zbiorniki gazu, i mogę rozwodzić się nad faktem, że patriotyczne lub religijne naklejki na zderzakach zawsze wydają się tkwić na największych, najbardziej obrzydliwie zapyziałych pojazdach prowadzonych przez najbrzydszych, najbardziej niewybrednych i agresywnych kierowców, którzy zazwyczaj rozmawiają przez telefony komórkowe, gdy odcinają innych, by dostać się tylko pięć cholernych metrów do przodu w korku. I mogę myśleć o tym, jak dzieci naszych dzieci będą nami gardzić za marnowanie paliwa i prawdopodobnie spieprzenie klimatu, i jak zepsuci, głupi i obrzydliwi wszyscy jesteśmy, i jak to wszystko jest po prostu do bani.
Jeśli zdecyduję się myśleć w ten sposób - w porządku, wielu z nas tak robi, z wyjątkiem tego, że myślenie w ten sposób jest zazwyczaj tak łatwe i automatyczne, że nie musi być wyborem. Myślenie w ten sposób jest moim naturalnym ustawieniem domyślnym. Jest to automatyczny, nieświadomy sposób, w jaki doświadczam nudnych, frustrujących, zatłoczonych części dorosłego życia, kiedy działam na automatycznym, nieświadomym przekonaniu, że jestem w centrum świata i że moje bezpośrednie potrzeby i uczucia są tym, co powinno określać priorytety świata. Rzecz w tym, że istnieją oczywiście różne sposoby myślenia o tego rodzaju sytuacjach. W tym ruchu ulicznym, wśród tych wszystkich pojazdów, które utknęły i stoją na mojej drodze, nie jest wykluczone, że niektórzy z tych kierowców w SUV-ach mieli w przeszłości straszne wypadki samochodowe, a teraz uważają prowadzenie samochodu za tak traumatyczne, że ich terapeuta nakazał im kupno ogromnego, ciężkiego SUV-a, żeby mogli czuć się wystarczająco bezpiecznie, by prowadzić. Albo że Hummer, który właśnie zajechał mi drogę, jest być może prowadzony przez ojca, którego małe dziecko jest ranne lub chore w foteliku obok niego, a on próbuje pędzić do szpitala i spieszy się o wiele bardziej, niż ja - to ja tak naprawdę jestem na jego drodze.
Raz jeszcze proszę, nie myśl, że daję ci moralne rady, albo że mówię, że "powinieneś" myśleć w ten sposób, albo że ktokolwiek oczekuje, że po prostu automatycznie to zrobisz, ponieważ jest to trudne, wymaga silnej woli i wysiłku umysłowego, i jeśli jesteś taki jak ja, w niektóre dni nie będziesz w stanie tego zrobić, albo po prostu nie będziesz chciał. Ale przez większość dni, jeśli jesteś wystarczająco świadomy, aby dać sobie wybór, możesz wybrać, aby spojrzeć inaczej na tę grubą, martwą, zmaltretowaną panią, która właśnie krzyczała na swoje małe dziecko w kolejce do kasy - może zazwyczaj taka nie jest, może nie spała przez trzy noce trzymając za rękę swojego męża, który umiera na raka kości, a może ta właśnie pani jest nisko opłacaną urzędniczką w Departamencie Pojazdów Samochodowych, która właśnie wczoraj pomogła twojemu małżonkowi rozwiązać koszmarny problem z biurokracją poprzez jakiś mały akt biurokratycznej życzliwości. Oczywiście, żadna z tych rzeczy nie jest wielce prawdopodobna, ale nie jest też niemożliwa - zależy to tylko od tego, co chcesz wziąć pod uwagę. Jeśli jesteś automatycznie przekonany, że wiesz, czym jest rzeczywistość oraz kto i co jest naprawdę ważne - jeśli chcesz działać na ustawieniach domyślnych - wtedy, podobnie jak ja, nie będziesz brał pod uwagę możliwości, które nie są bezcelowe i irytujące. Ale jeśli naprawdę nauczyłeś się jak myśleć, jak zwracać uwagę, wtedy będziesz wiedział, że masz inne opcje. Będziesz w stanie doświadczyć zatłoczonej, głośnej, powolnej, konsumpcyjnej sytuacji typu piekło jako nie tylko znaczącej, ale i świętej, płonącej tą samą siłą, która zapaliła gwiazdy - współczuciem, miłością, podpowierzchniową jednością wszystkich rzeczy. Nie żeby te mistyczne rzeczy były koniecznie prawdziwe: jedyną rzeczą, która jest kapitalnie prawdziwa, jest to, że możesz zdecydować, jak będziesz próbował to interpretować. Możesz świadomie decydować, co ma znaczenie, a co nie. Ty decydujesz, czemu warto przypisać większe znaczenie.
Bo istnieje jeszcze coś innego, co także jest prawdą. W codziennych okopach dorosłego życia, nie ma czegoś takiego jak ateizm. Nie ma czegoś takiego jak brak uwielbienia. Wszyscy oddają cześć. Jedyny wybór, jaki mamy, dotyczy tego, co czcimy. A znakomitym powodem wyboru jakiegoś boga lub duchowej istoty do czczenia - czy to Jezusa, czy Allaha, czy Jahwe, czy wiccańską matkę-boginię, czy Cztery Szlachetne Prawdy, czy jakiś niezrozumiały zestaw zasad etycznych - jest to, że prawie wszystko inne, co czcisz, zje cię żywcem. Jeśli czcisz pieniądze i rzeczy namacalne - jeśli to w nich upatrujesz prawdziwego sensu życia - to nigdy nie będziesz miał dość. Nigdy nie poczujesz, że masz wystarczająco dużo. Taka jest prawda. Czcij swoje własne ciało, piękno i powab seksualny, a zawsze będziesz czuł się brzydki, a kiedy czas i wiek zaczną to pokazywać, umrzesz milion razy, zanim w końcu cię zakopią. Na pewnym poziomie wszyscy już to znamy - zostało to skodyfikowane jako mity, przysłowia, frazesy, bromki, epigramaty, przypowieści: czyt. szkielet każdej wielkiej opowieści. Sztuką jest utrzymanie prawdy na pierwszym planie w codziennej świadomości. Czczenie władzy - będziesz czuł się słaby i przestraszony, i będziesz potrzebował coraz więcej władzy nad innymi, aby utrzymać strach na dystans. Czczenie swojego intelektu, bycie postrzeganym jako inteligentny - skończysz czując się głupkiem, oszustem, zawsze na granicy bycia odkrytym.
Zdradliwą rzeczą w tych formach kultu nie jest to, że są one złe czy grzeszne - chodzi o to, że są one nieświadome. Są to ustawienia domyślne. To rodzaj kultu, w który stopniowo wpadasz, dzień po dniu, stając się coraz bardziej wybiórczym w tym, co widzisz i jak mierzysz wartość, nie będąc w pełni świadomym, że to właśnie robisz. A świat nie będzie cię zniechęcał do działania w oparciu o domyślne ustawienia, ponieważ świat ludzi, pieniędzy i władzy całkiem nieźle sobie radzi na paliwie strachu, pogardy, frustracji, pragnień i kultu samego siebie. Nasza obecna kultura okiełznała te siły w sposób, który przyniósł niezwykłe bogactwo, komfort i wolność osobistą. Wolność bycia panami naszych własnych królestw wielkości czaszki, samemu będąc w centrum całego stworzenia. Ten rodzaj wolności ma wiele do zaoferowania. Istnieją jednak różne rodzaje wolności, a o tej najcenniejszej nie usłyszysz zbyt wiele w wielkim zewnętrznym świecie zwycięstw, osiągnięć i popisów. Naprawdę istotny rodzaj wolności wiąże się z uwagą, świadomością, dyscypliną, wysiłkiem i zdolnością do prawdziwej troski o innych ludzi i poświęcania się dla nich, nieustannie, na niezliczone, drobne, mało seksowne sposoby, każdego dnia. To jest prawdziwa wolność. Alternatywą jest nieświadomość, domyślne ustawienie, "wyścig szczurów" - nieustannie dręczące poczucie, że miało się i straciło jakąś nieskończoną rzecz.
Wiem, że te rzeczy prawdopodobnie nie brzmią wesoło, beztrosko czy inspirująco. To, o czym mówię, przynajmniej w moich oczach, to prawda z całą masą retorycznych bzdur odłożonych na bok. Oczywiście, możesz myśleć o tym, co chcesz. Ale proszę, nie traktujcie tego jak kazania dr Laury. Nie chodzi tu o moralność, religię, dogmaty, czy wielkie, wymyślne pytania o życie po śmierci. Wielka Prawda dotyczy życia przed śmiercią. Chodzi o to, by dożyć trzydziestki, a może pięćdziesiątki, nie chcąc strzelić sobie w łeb. Chodzi o prostą świadomość - świadomość tego, co jest tak prawdziwe i istotne, tak ukryte w zasięgu wzroku wokół nas, że musimy sobie ciągle przypominać, w kółko: "To jest woda, to jest woda".
Fragment ten przytoczono z mowy inauguracyjnej, którą autor wygłosił do klasy kończącej studia w Kenyon College (Ohio, USA).
Źródło: The Guardian