Wojna 335-letnia to nazwa nadana pokojowej wojnie między Holandią a wyspami Scilly, która trwała przez 335 lat bez odnotowanego ani jednego wystrzału.
Początków konfliktu należy szukać w drugiej angielskiej wojnie domowej (1642-1648), toczonej między rojalistami a parlamentarzystami w latach 1642-1652. Oliver Cromwell zwalczał rojalistów na krańcach królestwa, a na południu Anglii oznaczało to, że Kornwalia była ostatnią twierdzą rojalistów. W 1648 r. Cromwell parł naprzód, aż w końcu Kornwalia znalazła się w rękach parlamentarzystów.
Głównym atutem rojalistów była marynarka wojenna, która opowiedziała się za księciem Walii. Na południu marynarka rojalistów została zmuszona do wycofania się na wyspy Scilly, będące w posiadaniu rojalisty Sir Johna Grenville'a.
Sojusz marynarki holenderskiej
Marynarka Zjednoczonych Prowincji Niderlandów była sprzymierzona z parlamentarzystami. Niderlandy były wspierane przez Brytyjczyków pod wodzą królowej Elżbiety I w wojnie osiemdziesięcioletniej, która doprowadziła do uniezależnienia się Holandii od Hiszpanii w styczniu 1648 roku.
Holenderska marynarka ponosiła ciężkie straty w wyniku działań floty rojalistycznej stacjonującej w Scilly. Admirał Maarten Harpertszoon Tromp (1597-1653) zażądał od floty rojalistycznej zadośćuczynienia za holenderskie statki i towary przez nią przejęte. Nie otrzymawszy zadowalającej odpowiedzi, Tromp wypowiedział wojnę. W 1651 r. wojna została wypowiedziana konkretnie wyspom Scilly.
Poddanie się rojalistów
Wkrótce po wypowiedzeniu wojny Wyspom Kornwalijskim, siły parlamentarzystów pod dowództwem admirała Roberta Blake'a (1599-1657) zmusiły flotę rojalistów do kapitulacji w czerwcu 1651 roku. Oznaczało to, że flota holenderska nie była już zagrożona, więc odpłynęła bez wystrzału. Ze względu na wojenną niejasność deklaracji narodu wobec małej części kraju, Holendrzy zapomnieli oficjalnie ogłosić pokój.
Deklaracja
Według Whitelocke's Memorials, list z 17 kwietnia 1651 roku wyjaśnia: "Tromp przybył do Pendennis i poinformował, że był na Scilly, aby zażądać reparacji za holenderskie statki i dobra przez nie zabrane. Nie otrzymawszy zadowalającej odpowiedzi, wypowiedział im wojnę".
Ponieważ większość Anglii była teraz w rękach parlamentarzystów, wojnę wypowiedziano właśnie wyspom Scilly.
Traktat pokojowy
W 1985 roku lokalny radny i historyk, Roy Duncan, napisał do Ambasady Holenderskiej w Londynie w związku z mitem o niepodpisaniu traktatu pokojowego. Ambasada holenderska uznała te mity za prawdziwe i została zaproszona na wyspy w celu podpisania traktatu pokojowego. Traktat ten został podpisany między przewodniczącym Rady Wysp Scilly, Royem Duncanem, a ambasadorem holenderskim w Londynie, Jonkheerem Huydecoperem, 17 kwietnia 1986 roku - 335 lat po wypowiedzeniu wojny.
Autentyczność
Bowley twierdzi , że list w Whitelock's Memorials jest prawdopodobnym źródłem legendy o "wypowiedzeniu wojny": "Tromp nie miał zgody od swojego rządu, by wypowiedzieć wojnę rebeliantom na Scilly (...) ale przybył, by spróbować - poprzez pokaz siły, groźby, a nawet być może przemoc, choć nigdy do tego nie doszło - starać się o zadośćuczynienie za piractwo rojalistów, ale bez uciekania się do jakichkolwiek działań, które mogłyby urazić Królestwo. (...) nawet jeśli (wypowiedzenie wojny) nastąpiłoby w 1651 r., wszystkie sprawy z tym związane zostałyby rozwiązane w 1654 r. w ramach traktatu między Anglią a Zjednoczonymi Prowincjami, zawartego na zakończenie I wojny holenderskiej."
Źródło: Scilly News
Około osiem lat temu zakład przetwórstwa owoców morza w Osace dokonał znacznej redukcji zatrudnienia w celu poprawy wydajności. Nie zwolniono jednak żadnych osób, a raczej odrzucono całą koncepcję harmonogramu pracy.
Teraz wszyscy pracownicy mogą przychodzić i wychodzić, kiedy tylko chcą i mogą wziąć dzień wolny bez konieczności zgłaszania się do pracy. Jedyne, co muszą zrobić, to poinformować kierownictwo o tym, jak długo pracowali, zapisując to na tablicy przed wyjściem.
Żelazna logika odradzałaby taki ruch bo przecież nie zmuszanie pracowników do przychodzenia do pracy spowoduje, że nikt nie będzie przychodził do pracy. Ale jeśli się nad tym zastanowić, dlaczego ludzie nie chcieliby wspierać firmy, która daje im taką wolność? Gdyby brali każdy dzień wolny, firma po prostu zbankrutowałaby, a oni musieliby wrócić do znoju obowiązkowej pracy gdzie indziej.
Mimo wszystko to nadal wielkie ryzyko, ale firma o trafnej nazwie "Papua Nowa Gwinea" postanowiła je podjąć i zaufała pracownikom, że sami będą zarządzać swoimi godzinami pracy. W rezultacie wydajność pracy podobno wzrosła, a koszty zarządzania spadły o 30 procent.
Inne niebezpieczeństwo polega na tym, że bez koordynacji czasu pracy zdarzałyby się przypadki poważnych braków kadrowych. Jednak "Papua Nowa Gwinea" działa w ten sposób od ośmiu lat i odnotowała tylko dwa dni, w których wszyscy pracownicy mieli wolne w tym samym czasie. Stwierdzili, że nadrabiają takie dni w momencie, gdy wielu pracowników pojawia się w tym samym czasie.
Zanim pomyślicie, że Papua Nowa Gwinea to jakaś beztroska organizacja, trzeba podkreślić, że mają jedną zasadę, którą traktują bardzo poważnie - pracownicy nie powinni podejmować się obowiązków, których nie chcą wykonywać.
Powód jest bardzo prosty: ludzie mają tendencję do wolniejszej pracy, kiedy robią rzeczy, które nie sprawiają im przyjemności. Tak więc, jeśli każdy wykonuje swoje ulubione zadania, ogólna produktywność osiąga najwyższy poziom.
Jeśli nie lubisz żadnych prac związanych z krewetkami, prawdopodobnie nie powinieneś ubiegać się o pracę w Papui Nowej Gwinei, gdzie do zadań należą: rozmrażanie, ważenie, sortowanie, usuwanie skorupek, gotowanie, pakowanie w worki i pakowanie próżniowe tych smacznych, małych skorupiaków.
Siła robocza w Papui Nowej Gwinei składa się w dużej mierze z matek, które mogą uwolnić się od ciężaru martwienia się o to, co stanie się w pracy, gdy ich dzieci zachorują lub ulegną wypadkowi. Innym pracownikiem jest mężczyzna w średnim wieku, który nigdy wcześniej nie pracował, ale w końcu mógł się na to zdobyć dzięki elastycznemu harmonogramowi.
Gdyby tego wszystkiego było mało, w tej sytuacji wygrywa nie tylko firma i pracownicy, ale także społeczeństwo. Firma ta przygotowuje jedzenie, które spożywają obywatele, a dzięki zadowolonym i skoncentrowanym na pracy pracownikom można czuć się trochę bezpieczniej, gdyż jedzenie jest przygotowywane w sposób prawidłowy.
Źródło: SoraNews 24
Holenderska flota utknęła w lodzie. Wysłano grupę francuskich żołnierzy, by ją zdobyli. Co mogło pójść nie tak? Wojny rewolucyjnej Francji trwały dekadę, ale ich najdziwniejszy moment trwał zaledwie kilka dni.
Bitwa o Texel pozostaje jedynym przypadkiem w historii, w którym oddział kawalerii - żołnierzy na koniach - zdobył flotę statków. Miało to miejsce w 1795 roku, choć trzeba dodać, że... nie była to do końca bitwa.
Zima 1794-1795 była w Holandii wyjątkowo mroźna, a kiedy nadeszła burza, holenderska flota zakotwiczona w cieśninie Marsdiep próbowała schronić się przy wyspie Texel do czasu, aż sztorm minie - ale wtedy flota została otoczona lodem, jak pisze autor David Blackmore. W tym czasie Francuzi walczyli z Republiką Holenderską oraz z rewolucjonistami w Holandii, którzy popierali idee Rewolucji Francuskiej.
Wieść o zakleszczonych statkach dotarła do francuskiego generała Jean-Charlesa Pichegru, który kazał Johanowi Williem de Winterowi, holenderskiemu admirałowi pracującemu dla Francuzów, zająć się tą sprawą. De Winter wysłał piechotę, kalwarię i artylerię konną - oddziały przybyły 22 stycznia i rozbiły obóz na noc.
- Widząc ich ogniska, kapitan Reyntjes, najstarszy i najwyższy rangą oficer w holenderskiej flocie tymczasowo nią dowodzący, przygotował się do wytoczenia wszystkich dział i zatopienia statków - pisze Blackmore. Jednak około północy nadeszła wiadomość, że rewolucjoniści przejęli władzę i chcą wstrzymać walki.
- Gdyby nie to zawieszenie broni w porę, mogłoby dojść do epokowej walki między armią lądową a flotą - pisze Blackmore.
Istnieją też inne mające sens powody, dla których do bitwy nie doszło. Francuzi potrzebowaliby ciężkich dział i drabin, by wspiąć się na statki - Holendrzy nie byli tak bezbronni, jak się wydawało. Zamarznięte w lodzie, blisko siebie, i dobrze uzbrojone, holenderskie siły z jednego statku mogły osłaniać drugi. W sumie było tam 14 holenderskich okrętów, a więc spora siła ognia.
Francuski dowódca wysłał huzarów, słynnych francuskich kawalerzystów, aby sprawdzili, czy uda im się zastraszyć Holendrów i zmusić ich do poddania się i w tamtym momencie ci nie zamierzali robić nic więcej.
- Lata później francuscy propagandyści wojskowi przedstawiali nieprawdopodobną historię o 'obdartusach' pędzących na koniach przez lód, by gołym mieczem zdobyć flotę Holandii - opisuje Blackmore. - W rzeczywistości było to o wiele bardziej prozaiczne.
Zdaniem Blackmore'a nie jest całkowicie jasne, co się stało, ale nie było wielkiej bitwy i prawdopodobnie scena ta była całkiem spokojna - wojskowi podjechali do statku Reyntjesa i obie strony zgodziły się czekać na rozkazy.
- Pięć dni później holenderskie załogi złożyły przysięgę, że będą stosować się do francuskich rozkazów i utrzymywać dyscyplinę marynarki, ale pozwolono im pozostać pod holenderską banderą - skwitował autor.
Źródło: Smithsonian Magazine
Kiedy człowiek szuka bezsłownych sposobów na skrytykowanie czyichś umiejętności prowadzenia samochodu, nic nie działa lepiej niż chwycenie za klamkę nad drzwiami i trzymanie się jej jak najdroższego życia. Przez wielu nazywane klamkami typu "O cholera!", te powszechne elementy wyposażenia samochodu przekazują słowa "Jesteś lekkomyślny!" mniej więcej tak dobrze, jak ich wykrzyczenie.
Biorąc pod uwagę inne elementy wyposażenia, takie jak podłokietniki i automatycznie blokowane pasy bezpieczeństwa, które pomagają pasażerom utrzymać pozycję podczas jazdy po wybojach, mogłoby się wydawać, że takie uchwyty powinny należeć do przeszłości. A jednak wiele nowoczesnych samochodów nadal ma je nad każdymi drzwiami, z wyjątkiem tych po stronie kierowcy. Do czego więc one właściwie służą?
Według Technology.org uchwyty są głównie po to, aby ludzie mogli z łatwością wsiadać i wysiadać z samochodów. Jeśli na przykład wsiadasz do dużego pojazdu, możesz użyć uchwytu, aby podnieść się do samochodu, a następnie ponownie opuścić się na stopień lub chodnik bez konieczności skakania. W przypadku małego pojazdu sytuacja jest zupełnie odwrotna. Uchwyty są szczególnie przydatne dla osób niepełnosprawnych, starszych i w ciąży.
Podczas projektowania minivana Mercury Monterey na początku XXI wieku, inżynier Ford Motor Company Jared Glaspell stworzył symulator ciąży, aby sprawdzić, co mogłoby uczynić pojazd bardziej komfortowym dla przyszłych rodziców. - Były momenty typu: "Eureka!" - powiedział Glaspell gazecie The Detroit News w maju 2003 roku. - Stałem się bardziej świadomy tego, gdzie umieszczone są elementy sterujące na desce rozdzielczej. Chciałem mieć więcej uchwytów do wsiadania i wysiadania z pojazdu.
Dlaczego zatem drzwi kierowcy często nie mają takiego uchwytu? Istnieje kilka możliwych powodów. Po pierwsze, jak zauważa Nodum.org, kierownica może pełnić rolę prowizorycznego uchwytu, a ponadto taki dodatkowy element blokowałby drogę, gdyby ktoś chciał się podnieść lub opuścić do (lub z) samochodu za pomocą uchwytu nad oknem. Ponadto, kierowcy skłonni do chwytania uchwytu podczas jazdy kierowaliby tylko jedną ręką, co mogłoby stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa.
Krótko mówiąc, uchwyty mają sprawić, że wsiadanie i wysiadanie z samochodu będzie bardziej komfortowym procesem. Ale jeśli Twoi pasażerowie nigdy nie chcą ich puścić, może powinieneś ponownie ocenić swoje umiejętności prowadzenia samochodu.
Źródło: MentalFloss
Przeszło sto lat temu Albert Einstein ukończył pracę naukową, która miała zmienić świat. Jego radykalne spojrzenie na naturę światła pomogło Einsteinowi przeistoczyć się z nieznanego urzędnika patentowego w geniusza stojącego w centrum dwudziestowiecznej fizyki.
Naukowcy nazywają rok 1905 Rokiem Cudów Alberta Einsteina - annus mirabilis. W ciągu kilku miesięcy Einstein napisał serię prac, które zmieniły sposób, w jaki postrzegamy wszechświat. Zawierały one, przykładowo, jego teorię szczególnej względności i słynne równanie E=mc².
Pierwsza praca opisywała jego cząsteczkową teorię światła, która stała się jednym z fundamentów współczesnej fizyki. Jak głosi legenda, Einstein był urzędnikiem w urzędzie patentowym, gdy wymyślił swoje radykalne teorie - ale był także doktorantem, który spędzał wolny czas, debatując z przyjaciółmi nad najnowszymi odkryciami fizyki.
W marcowym artykule z 1905 roku Einstein bezpośrednio zakwestionował ortodoksję fizyki - ortodoksję, która rosła i umacniała się przez ponad wiek, ortodoksję, która opierała się na eksperymentach i daleko idącej teorii.
Wszyscy fizycy w 1905 roku wiedzieli, czym jest światło. Niezależnie od tego, czy pochodziło ze Słońca, czy z żarówki, wiadomo było, że światło jest falą, to znaczy ciągiem jednakowo rozłożonych grzbietów oddzielonych jednakowo rozłożonymi rynnami, gdzie odległość między grzbietami (lub rynnami) określa kolor światła. Wszyscy uczeni wiedzieli bez wątpienia, że światło ma swój początek w źródle, rozchodzi się równomiernie i w sposób ciągły po całej dostępnej mu przestrzeni i rozchodzi się z miejsca na miejsce w postaci elektromagnetycznych grzbietów i koryt. Światło nazwano falą elektromagnetyczną lub, ogólniej, promieniowaniem elektromagnetycznym. W 1905 roku falowa natura światła była faktem stwierdzonym, niepodważalnym.
W obliczu tej powszechnie obowiązującej wiedzy Einstein zaproponował, że światło nie jest falą ciągłą, lecz składa się ze zlokalizowanych cząstek. Jak napisał Einstein we wstępie do swojej marcowej pracy: "Zgodnie z założeniem, które należy tu rozważyć, kiedy promień światła rozchodzi się z jakiegoś punktu, energia nie jest rozprowadzana w sposób ciągły po coraz większych przestrzeniach, ale składa się ze skończonej liczby kwantów energii, które są zlokalizowane w punktach przestrzeni, poruszają się bez podziału i mogą być absorbowane lub generowane tylko jako całość".
Zdanie to zostało nazwane "najbardziej 'rewolucyjnym' zdaniem napisanym przez fizyka XX wieku".
Einstein przewidział wpływ swojej pracy. W maju 1905 roku, zanim praca ukazała się drukiem, poinformował swojego przyjaciela Conrada Habichta, że nadchodząca praca na temat własności światła będzie "niezwykle rewolucyjna". Ze współczesnej perspektywy co najmniej trzy prace Einsteina z 1905 roku były podobnie nowatorskie, ale wówczas dla Einsteina tylko "założenie rozważane tutaj [w pracy marcowej]" stanowiło ostre zerwanie z ustaloną tradycją. Było ono rewolucyjne w tamtym czasie i takie pozostaje nadal. W czerwcu 1906 roku przyszły fizyk Max von Laue, laureat Nagrody Nobla, napisał do Einsteina jednoznacznie zaprzeczając jego założeniu:
"Kiedy na początku swojej ostatniej pracy formułuje Pan swoje heurystyczne stanowisko, że energia promieniowania może być pochłaniana i emitowana tylko w określonych skończonych kwantach, nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystkie Pańskie zastosowania również zgadzają się z tym sformułowaniem. Teraz nie jest to cecha procesów elektromagnetycznych w próżni, ale raczej emitującej lub absorbującej materii, a zatem promieniowanie nie składa się z kwantów światła, jak to jest napisanena stronie 6. Pańskiej pierwszej pracy - raczej tylko wtedy, gdy wymienia energię z materią, zachowuje się tak, jakby się z nich składało."
Von Laue był najwyraźniej skłonny przyznać, że w procesie emisji i absorpcji światła były zaangażowane kwanty, ale poza tym był nieugięty: światło podróżowało przez próżnię przestrzeni jako fala, a nie jako kwanty. Laue nie był w swoim przekonaniu odosobniony. W 1905 r. rozmiar odejścia Einsteina od usankcjonowanych przekonań na temat światła był tak niepokojący, że jego cząsteczkowa teoria światła nie została zaakceptowana przez dwie kolejne dekady.
Źródło: NPR.org
W 1977 roku brytyjski telewizyjny biuletyn informacyjny został przerwany przez głos podający się za "Galaktyczne Dowództwo Asztar" i polecający ludzkości porzucenie broni, aby mogła uczestniczyć w "przyszłym przebudzeniu" i "osiągnąć wyższy stan ewolucji". Po sześciu minutach transmisja wróciła do normy.
Informacje na ten temat podaje niezawodna angielskojęzyczna Wikipedia:
Wydarzenie znane jako "Przerwa w nadawaniu Southern Television" było zakłóceniem sygnału nadawczego, które miało miejsce 26 listopada 1977 roku w części południowej Anglii. Dźwięk audycji Southern Television został zastąpiony przez głos podający się za przedstawiciela 'Ashtar Galactic Command'. Mówca przekazał wiadomość, w której instruował ludzkość, aby porzuciła broń, by mogła uczestniczyć w "przyszłym przebudzeniu" i "osiągnąć wyższy stan ewolucji". Po sześciu minutach audycja powróciła do zaplanowanego programu.
Późniejsze dochodzenie wykazało, że nadajnik Hannington należący do Independent Broadcasting Authority retransmitował sygnał z małego, ale pobliskiego, nieautoryzowanego nadajnika, zamiast z zamierzonego źródła. Sprawca nie został nigdy zidentyfikowany.
Wydarzenie to wywołało setki telefonów od zaniepokojonych członków społeczeństwa i było szeroko relacjonowane w brytyjskich i amerykańskich gazetach. Doniesienia te są czasami sprzeczne, m.in. różnią się co do nazwy użytej przez mówcę i brzmienia jego komunikatu.
Szerszy opis
W sobotę 26 listopada 1977 roku, Andrew Gardner z ITN prowadził podsumowanie wiadomości. O 17:10 obraz telewizyjny lekko się zachwiał, po czym nastąpiło głębokie buczenie. Dźwięk został zastąpiony zniekształconym głosem, który przez prawie sześć minut wygłaszał swą wiadomość.
Haker podawał się za Vrillona, przedstawiciela Galaktycznego Dowództwa Asztar ("Ashtar" to nazwa związana z komunikacją pozaziemską od 1952 roku). Relacje o tym zdarzeniu różnią się, niektórzy nazywają mówcę "Vrillonem" lub "Gillonem", a inni - "Asteronem".
Przerwa ustała wkrótce po dostarczeniu oświadczenia, a transmisje wróciły do normy na krótko przed końcem kreskówki Looney Tunes. Późnym wieczorem Southern Television przeprosiła za to, co opisała jako "przełamanie dźwięku" u niektórych odbiorników. ITN również poinformowała o tym incydencie w swoim własnym sobotnim biuletynie późnym wieczorem.
Transkrypcja wiadomości
Pełna transkrypcja wiadomości brzmi następująco:
Mówi do was głos Vrillona, przedstawiciela Galaktycznego Dowództwa Ashtar. Przez wiele lat widzieliście nas jako światła na niebie. Przemawiamy do was teraz w pokoju i mądrości, tak jak czyniliśmy z waszymi braćmi i siostrami na całej tej waszej planecie Ziemi. Przychodzimy, aby ostrzec was o przeznaczeniu waszej rasy i waszego świata, abyście mogli przekazać waszym bliźnim drogę, którą powinniście obrać, aby uniknąć katastrofy, która zagraża waszemu światu i istotom na naszych światach wokół was. Wszystko po to, abyście mogli uczestniczyć w wielkim przebudzeniu, gdy planeta przechodzi w Nową Erę Wodnika. Nowa Era może być czasem wielkiego pokoju i ewolucji dla waszej rasy, lecz tylko wtedy, gdy wasi władcy zostaną uświadomieni o złych siłach, które mogą przyćmić ich wyroki. Bądźcie teraz spokojni i słuchajcie, gdyż wasza szansa może się już nie powtórzyć. Cała wasza broń zła musi zostać usunięta. Czas konfliktu już minął i rasa, której jesteście częścią, może przejść do wyższych etapów swojej ewolucji, jeśli okażecie się tego godni. Macie niewiele czasu, żeby nauczyć się żyć razem w pokoju i dobrej woli. Małe grupy na całej planecie uczą się tego i istnieją po to, żeby przekazać wam wszystkim światło nadchodzącego Nowego Wieku. Możecie swobodnie przyjąć lub odrzucić ich nauki, lecz tylko ci, którzy nauczą się żyć w pokoju, przejdą do wyższych sfer duchowej ewolucji. Usłyszcie teraz głos Vrillona, przedstawiciela Galaktycznego Dowództwa Asztar, który mówi do was. Bądźcie świadomi tego, że obecnie na waszym świecie działa wielu fałszywych proroków i przewodników. Będą oni wysysać z was energię, którą nazywacie pieniędzmi i będą ją wykorzystywać do złych celów, dając wam w zamian bezwartościowy szlam. Wasze wewnętrzne Boskie Ja ochroni was przed tym. Musicie nauczyć się być wrażliwi na głos wewnątrz, który może wam powiedzieć, co jest prawdą, a co zamieszaniem, chaosem i nieprawdą. Nauczcie się słuchać głosu prawdy, który jest w was, a poprowadzicie siebie na ścieżkę ewolucji. To jest nasze przesłanie do naszych drogich przyjaciół. Obserwowaliśmy wasz wzrost przez wiele lat, jak wy również obserwowaliście nasze światła na waszym niebie. Wiecie teraz, że jesteśmy tutaj i że na waszej Ziemi i wokół niej jest więcej istot, niż przyznają wasi naukowcy. Jesteśmy głęboko zatroskani o was i waszą drogę do światła i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by wam pomóc. Nie obawiajcie się, starajcie się tylko poznać siebie i żyć w harmonii z drogami waszej planety Ziemi. My tutaj w Galaktycznym Dowództwie Asztar dziękujemy za waszą uwagę. Opuszczamy teraz płaszczyzny waszego istnienia. Niech będzie wam błogosławiona najwyższa miłość i prawda kosmosu.
Z kolei w wydaniu czasopisma Fortean Times z zimy 1977 roku zamieszczono transkrypcję tego, co opisano jako "krótką wiadomość", która została wtedy nadana i brzmiało to nieco inaczej:
To jest głos Asterona. Jestem upoważnionym przedstawicielem Misji Międzygalaktycznej i mam wiadomość dla planety Ziemi. Zaczynamy wchodzić w okres Wodnika i istnieje wiele korekt, które muszą zostać dokonane przez Ziemian. Cała wasza broń zła powinna zostać zniszczona. Macie tylko krótki czas by nauczyć się żyć razem w pokoju. Musicie żyć w pokoju... albo opuścicie galaktykę.
Dochodzenie
W tamtym czasie nadajnik telewizyjny UHF w Hannington był nietypowy, ponieważ był jednym z niewielu głównych nadajników, który retransmitował sygnał odbierany z innego nadajnika (nadajnik Rowridge na wyspie Wight należący do Independent Broadcasting Authority), a nie był zasilany bezpośrednio przez linię stacjonarną. W konsekwencji był on otwarty na tego rodzaju ingerencję w sygnał, ponieważ nawet transmisja o stosunkowo niskiej mocy bardzo blisko odbiornika retransmisji mogła zakłócić odbiór zamierzonego sygnału, co powodowało wzmocnienie nieautoryzowanej transmisji i jej retransmisję na znacznie większym obszarze. IBA stwierdziła, że przeprowadzenie takiego dowcipu powinno wymagać "znacznej ilości technicznego know-how", a rzecznik Southern Television dodał: "Hochsztapler zagłuszył nasz nadajnik w dzikich zakątkach North Hampshire, przykładając inny nadajnik bardzo blisko niego". Ów hochsztapler nigdy nie został zidentyfikowany.
Reakcja opinii publicznej i mediów
Incydent wywołał lokalny niepokój i zyskał rozgłos. W niedzielnych gazetach następnego dnia IBA ogłosiła, że transmisja była dowcipem żartownisia. IBA potwierdziła też, że był to pierwszy taki przypadek.
Setki zaniepokojonych widzów zalały Southern Television telefonami w sobotnią noc po tym, jak głos przerwał rutynowy program informacyjny na ponad sześć minut.
Doniesienia o tym wydarzeniu niosły się po całym świecie, a liczne amerykańskie gazety podchwyciły historię z agencji prasowej UPI.
Transmisja stała się przypisem w ufologii, ponieważ niektórzy zdecydowali się przyjąć rzekomą transmisję "obcych" za wartość nominalną, kwestionując wyjaśnienie przechwycenia nadajnika. W ciągu dwóch dni od opublikowania informacji o incydencie w "The Times", w liście do redakcji opublikowanym 30 listopada 1977 roku zapytano: "[Jak] IBA - lub ktokolwiek inny - mogą być pewni, że transmisja była jedynie żartem?". Redakcja jednej z amerykańskich gazet regionalnych - Eugene Register-Guard - skomentowała: "Nikt nie wydawał się brać pod uwagę, że 'Asteron' mógł być prawdziwy." Ponadto w 1985 r. historia ta weszła do miejskiego folkloru, z sugestiami, że nigdy nie było żadnego konkretnego wyjaśnienia tej transmisji.
W 1999 roku odcinek serialu telewizyjnego dla dzieci "It's a Mystery" opisał to wydarzenie, a wyprodukował go jeden z następców Southern - Meridian Television. W epizodzie odtworzono incydent z fałszywych raportów informacyjnych i widzowie mogli go przeżyć na nowo.
Wykorzystanie w kulturze popularnej
Nelson Algren zawarł wariację tego komunikatu w swojej książce pt. "The Devil's Stocking" (1983), będącej fikcyjną relacją z procesu Rubina Cartera, prawdziwego łowcy nagród, który został uznany za winnego podwójnego morderstwa. W książce, gdy rozpoczyna się okres buntów w więzieniu, postać 'Kenyatty' wygłasza przemówienie, które jest dokładnym odzwierciedleniem transkrypcji z przerwania programu Southern Television:
"Jestem upoważnionym przedstawicielem Misji Międzygalaktycznej" - Kenyatta w końcu ujawnił swoje referencje. "Mam wiadomość dla planety Ziemia. Zaczynamy wkraczać w okres Wodnika. Wiele korekt musi zostać dokonanych przez Ziemian. Cała wasza broń zła musi zostać zniszczona. Macie tylko krótki czas by nauczyć się żyć razem w pokoju. Musicie żyć w pokoju" - tu zrobił pauzę, aby przyciągnąć uwagę wszystkich - "musicie żyć w pokoju albo opuścicie galaktykę na zawsze!"
Na swoim albumie z 2020 roku o nazwie "Common Sense Dancing", muzyk Duncan Parsons zamieścił utwór A Breakthrough In Sound, który opisuje przerwanie transmisji z fikcyjnego punktu widzenia osoby będącej świadkiem tego wydarzenia, oglądającej telewizję w trakcie jego trwania. Podkład wykorzystuje w dużej mierze dźwięki Melotronu.
Źródło: Wikipedia
Kiedy śpimy w nieznanym otoczeniu, zaledwie połowa mózgu wypoczywa porządnie.
- Lewa strona wydaje się bardziej czuwać niż prawa - mówi Yuka Sasaki, profesor nadzwyczajny nauk poznawczych, lingwistycznych i psychologicznych na Uniwersytecie Browna.
Odkrycie to, opublikowane w czasopiśmie Current Biology, pomaga wyjaśnić, dlaczego ludzie czują się zmęczeni po spaniu w nowym miejscu. Sugeruje też, że ludzie mają coś wspólnego z ptakami i ssakami morskimi, które często "usypiają" połowę mózgu, podczas gdy druga pozostaje na straży.
Naukowcy zajmujący się snem odkryli "efekt pierwszej nocy" dziesiątki lat temu, kiedy zaczęli badać ludzi w laboratoriach snu. Pierwszej nocy w laboratorium sen danej osoby jest zazwyczaj tak zły, że badacze po prostu wyrzucają wszystkie zebrane wtedy dane.
Sasaki chciała jednak wiedzieć, co dzieje się w mózgu podczas tej pierwszej nocy. Wraz z zespołem naukowców zbadała więc wzorce fal mózgowych u 35 studentów Uniwersytetu Browna.
Zespół zmierzył coś, co nazywa się aktywnością wolnofalową, która pojawia się podczas głębokiego snu. I odkryli, że podczas pierwszej nocy w laboratorium, aktywność fal wolnych była większa w pewnych obszarach prawej półkuli niż w odpowiadających im obszarach lewej półkuli.
Jednak po pierwszej nocy różnica ta zniknęła.
Aby potwierdzić, że lewa strona mózgu naprawdę była bardziej czujna, zespół przeprowadził dwa inne eksperymenty. Po pierwsze, kazali śpiącym studentom słuchać powtarzającego się standardowego tonu, po którym następował pojedynczy ton o innej wysokości.
Kiedy ktoś jest obudzony lub śpi lekko, mózg reaguje na ten "dewiacyjny ton". Mózg studentów zareagował - ale tylko po lewej stronie.
Następnie badacze odtworzyli dźwięk na tyle głośny, by obudzić osobę, która lekko spała. Okazało się, że studenci budzili się szybciej, gdy dźwięk był odtwarzany do prawego ucha, które jest połączone z lewą półkulą mózgu.
- Zdolność do odpoczynku tylko jednej strony mózgu nigdy wcześniej nie została wykazana u ludzi - mówi Niels Rattenborg, lider grupy zajmującej się snem ptaków w Instytucie Ornitologii Maxa Plancka w Seewiesen w Niemczech. Dodaje jednak, że jest to sztuczka, którą potrafi wykonać wiele zwierząt.
- Wiedzieliśmy od dłuższego czasu, że niektóre ssaki morskie, takie jak delfiny i niektóre foki, a także wiele ptaków może spać z jedną połową mózgu czujną w tym samym czasie - wyjaśnia.
Kilka lat temu Rattenborg przeprowadził eksperyment z kaczkami, który sugeruje przynajmniej jeden sposób, w jaki sen z połową mózgu zapewniał przewagę ewolucyjną. Eksperyment polegał na ustawieniu kaczek w rzędzie i obserwowaniu ich snu.
Rattenborg odkrył, że kaczki z towarzyszem po obu stronach kładły cały mózg do snu i trzymały oczy zamknięte. - Jednak kaczki na końcu rzędu spały z czujną jedną połową mózgu - mówi. - A kiedy to robiły, kierowały otwarte oko z dala od innych ptaków, tak jakby szukały zbliżających się drapieżników.
- Drapieżniki nie są wielkim problemem dla ludzi w dzisiejszych czasach. Jednak ludzki mózg został ukształtowany w czasie, gdy noce były ciemne i pełne grozy - wyjaśnia Rattenborg.
- Kiedy śpimy w nowym środowisku i nie wiemy, ile drapieżników jest w pobliżu to miałoby sens, aby utrzymać połowę mózgu bardziej czujną i wrażliwą na wstrząsy w nocy - dodaje.
Sasaki mówi, że reakcja mózgu jest mimowolna i nie ma nic, co ludzie mogą zrobić, aby temu zapobiec, nawet jeśli właśnie przylecieli na dużą prezentację odbywającą się następnego ranka. Ratunkiem pozostaje więc spora ilość kawy o poranku.
Źródło: NPR.org
W samych Stanach Zjednoczonych "ulatuje" 3,5 procent zużywanej energii - marnowanej z powodu stosowania nieefektywnych szyb w zimie i w lecie. Teraz naukowcy znaleźli sposób na wykorzystanie produktów z drzew jako zamiennika dla drogiego szkła.
Junyong Zhu, badacz z Laboratorium Produktów Leśnych USDA, we współpracy z kolegami z Uniwersytetu Maryland i Uniwersytetu Kolorado, opracował przezroczysty materiał drzewny, który wygląda jak okno jutra.
Udowodnili oni, że przezroczyste drewno może przewyższać szklane okna niemal pod każdym względem, co czyni je jednym z najbardziej obiecujących materiałów przyszłości.
Szkło jest najczęściej stosowanym materiałem w konstrukcji okien, ale ma ono kosztowną cenę - zarówno ekonomiczną, jak i ekologiczną.
Ciepło łatwo przez nie przenika, zwłaszcza przez pojedynczą szybę, co nieuchronnie prowadzi do odbierania wyższych rachunków, gdy ucieka podczas zimnej pogody i wlewa się do środka, gdy jest ciepło. Przezroczyste drewno jest około pięć razy bardziej efektywne termicznie niż szkło, co znacznie obniża koszty energii.
Produkcja szkła wykorzystywanego w budownictwie również wiąże się z dużym obciążeniem dla środowiska. Sama emisja przy produkcji szkła wynosi około 25 tys. ton metrycznych rocznie, nie uwzględniając przy tym ciężkiego śladu, jaki pozostawia też transport szkła.
Naukowcy użyli drewna z szybko rosnącego drzewa balsa o niskiej gęstości. Jest ono poddawane działaniu kąpieli utleniającej w temperaturze pokojowej, która wybiela je z prawie całej widoczności. Następnie drewno jest penetrowane przez syntetyczny polimer o nazwie alkohol poliwinylowy (PVA), tworząc produkt, który jest niemal przezroczysty.
Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie Journal of Advanced Functional Materials w pracy zatytułowanej "Przejrzyste, mocne i izolowane termicznie przezroczyste drewno dla energooszczędnych okien".
Naturalna celuloza w strukturze drewna i pochłaniający energię wypełniacz polimerowy oznaczają, że jest ono o 3 rzędy wielkości bardziej wytrzymałe niż szkło, a także znacznie lżejsze. Może wytrzymać znacznie silniejsze uderzenia i, w przeciwieństwie do szkła, wygina się lub odpryskuje, zamiast się roztrzaskać.
Dodatkowo, przezroczyste drewno jest materiałem zrównoważonym, o niskiej emisji dwutlenku węgla i zdolności do biodegradacji znacznie szybciej niż plastik.
Jest ono wytwarzane z odnawialnych zasobów, które są również kompatybilne z istniejącymi urządzeniami do przetwarzania przemysłowego, co sprawia, że przejście do masowej produkcji nie będzie szczególnie trudne.
Biorąc pod uwagę wszystkie te potencjalne korzyści dla konsumentów, produkcji i środowiska, argumenty przemawiające za przezroczystym drewnem nie mogłyby być... bardziej transparentne.
Źródło: Good News Network
Niewiele osób wie, że istnieje przezroczysta ceramika wykonana z aluminium, która jest mocniejsza niż szkło kuloodporne i ma wyższą temperaturę topnienia niż stal nierdzewna. Nazywa się ALON i jest używana do produkcji okien pancernych.
Tlenoazotek glinu (sprzedawany pod nazwą ALON - od liter ALuminium OxyNitride - przez Surmet Corporation) jest przezroczystym materiałem ceramicznym składającym się z aluminium, tlenu i azotu. ALON jest optycznie przezroczysty (≥ 80%) w zakresie bliskiego ultrafioletu, światła widzialnego i średniej fali podczerwieni widma elektromagnetycznego. Jest czterokrotnie twardszy niż szkło krzemionkowe, 85% twardszy niż szafir i prawie 115% twardszy niż spinel glinianu magnezu. Ponieważ ALON ma strukturę spinelu sześciennego, może być wytwarzany jako przezroczyste okna, płyty, kopuły, pręty, rury i inne formy przy użyciu konwencjonalnych technik przetwarzania proszków ceramicznych.
ALON jest najtwardszą polikrystaliczną przezroczystą ceramiką dostępną komercyjnie. Połączenie właściwości optycznych i mechanicznych czyni ten materiał wiodącym kandydatem do lekkich, wysokowydajnych zastosowań w pancerzach przezroczystych, takich jak kuloodporne i odporne na wybuchy okna oraz w wielu wojskowych urządzeniach optoelektronicznych na podczerwień. Wykazano, że pancerz na bazie ALON zatrzymuje wiele pocisków przeciwpancernych o kalibrze do .50 BMG.
Jest on komercyjnie dostępny w rozmiarach tak dużych, jak monolityczne okna o wymiarach 18 na 35 cali (460 mm × 890 mm).
ALON wydaje się być również odporny na promieniowanie i uszkodzenia spowodowane przez różne kwasy, zasady i wodę.
Zastosowania
Oprócz zastosowania jako przezroczysty materiał pancerny, ALON jest używany jako okno podczerwono-optyczne. Używa się go również jako komponent czujnika, specjalistyczne kopuły IR, okna do komunikacji laserowej, a także w niektórych zastosowaniach związanych z półprzewodnikami.
Jako przezroczysty materiał pancerny, ALON zapewnia kuloodporny produkt o znacznie mniejszej wadze i grubości niż tradycyjne szkło kuloodporne. Został on nazwany przezroczystym aluminium w nawiązaniu do serii Star Trek. Pancerz ALON o grubości 1,6 cala (41 mm) jest w stanie zatrzymać pociski przeciwpancerne .50 BMG, które mogą przebić 3,7 cala (94 mm) tradycyjnego laminatu szklanego.
W 2005 roku Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych rozpoczęły testy ALON "w celu osłony żołnierzy".
Produkcja
ALON może być wykorzystywany do produkcji okien, płytek, kopuł, prętów, rur i innych form przy użyciu konwencjonalnych technik przetwarzania proszków ceramicznych. Jego skład może się nieznacznie różnić: zawartość aluminium od ok. 30% do 36%, co według doniesień wpływa na moduł objętościowy i ścinania tylko o 1-2%. Wyprodukowana ceramika jest poddawana obróbce cieplnej (zagęszczaniu) w podwyższonych temperaturach, a następnie szlifowana i polerowana do przejrzystości. Może wytrzymać temperaturę około 2100 °C w atmosferze obojętnej. Szlifowanie i polerowanie znacznie poprawia odporność na uderzenia i inne właściwości mechaniczne.
Źródło: Wikipedia
Historyk Jack Weatherford w pojedynkę przeprowadził ocieplanie wizerunku Czyngis-chana. W swojej wcześniejszej książce prześledził wpływ zdobywcy na historię świata: jedna z największych i najlepiej zorganizowanych stref wolnego handlu, jaką kiedykolwiek widział glob, całkowita tolerancja religijna w imperium mongolskim - nawet koncepcja immunitetu dyplomatycznego pochodzi właśnie od Czyngis-chana.
W swojej nowej publikacji Weatherford dowodzi, że to jego córki, a nie synowie, sprawiły, że imperium Czyngis-chana odniosło sukces. I kiedy synowie zrujnowali imperium, to właśnie kobieta stworzyła Mongolię na nowo pod koniec XV wieku.
Temudżyn, młody człowiek, który został później Czyngis-chanem, dorastał w mało znaczącym klanie w mało znaczącym narodzie. Inne pasterskie narody rozkwitały na stepach na północ od Chin w XII wieku. Najeżdżały i handlowały z Chinami, walczyły o kontrolę nad Jedwabnym Szlakiem. Tymczasem Mongołowie byli mało ważnymi graczami na światowej arenie.
Wychowywany przez matkę, Temudżyn nauczył się mongolskiej duchowości - równowagi między mężczyzną i kobietą, Matką Ziemią i Ojcem Niebem. Potężniejsi władcy mongolscy nie szanowali żeńskich aspektów świata.
Gdy Temudżyn został Wielkim Chanem Mongołów w 1206 roku, miał 40 lat i liczną rodzinę, w tym "czterech samolubnych synów, którzy okazali się dobrzy w piciu, mierni w walce i kiepscy we wszystkim innym".
Ale miał też siedem lub osiem córek, których imiona i życie są znacznie mniej znane. Weatherford musiał "poskładać" ich historie na nowo z różnych źródeł. Były to z pewnością niezwykłe młode kobiety.
Małżeństwo jako misja wojskowa
Czyngis-chan prowadził politykę strategicznych małżeństw. Wydawał córkę za mąż za króla sprzymierzonego narodu. Pozostałe żony króla były usuwane. Następnie przeznaczał swojego nowego zięcia do służby wojskowej w wojnach mongolskich, podczas gdy córka przejmowała rządy w królestwie. Większość zięciów rzecz jasna ginęła w walce.
W ten sposób Czyngis-chan zbudował tarczę ochronną wokół ojczyzny Mongołów, jednocześnie rozszerzając podlegające mu terytorium. W swoich instrukcjach małżeńskich dla córki Alaqai "nie pozostawił żadnych wątpliwości, że jest to ważne zadanie wojskowe. Nie miała ona jedynie zarządzać, ale rządzić - tym samym rozpoczynając ekspansję Mongołów z narodu plemiennego w globalne imperium."
Do czasu śmierci Czyngis-chana, jego córki rządziły od Morza Żółtego do Kaspijskiego. Prawdopodobnie nigdy wcześniej, ani później, kobiety nie miały tak wielkiej władzy nad tak rozległym regionem.
Synowie zaczęli ograniczać tę władzę, gdy tylko ich ojciec umarł. Każdy z nich otrzymał w spadku terytorium, a najłatwiejszym sposobem na jego powiększenie było odebranie go siostrom.
Gdy córki starzały się i umierały, synowie (i wnuki) przejmowali ich królestwa. Władzę zdobyło nowe pokolenie kobiet: synowe Czyngis-chana, które przejęły władzę, podczas gdy ich mężowie zapili się na śmierć.
Zniszczenie dziedzictwa Czyngis-chana
Imperium mongolskie zaczęło się rozpadać na skłócone prowincje, ale władcy zawsze musieli pochodzić z rodu Borijinów Czyngis-chana. Często były to zwykłe dzieci, instalowane przez miejscowego potężnego watażkę, a następnie zabijane, gdy dorastały na tyle, by stanowić zagrożenie.
W 1464 roku Wielki Chan Manduul wziął sobie nastoletnią narzeczoną o imieniu Manduhai. Pomimo swojego tytułu, był on więźniem lokalnych watażków, a Manduhai była osobą bez większego znaczenia. Ale gdy miała 23 lata, Wielki Chan już nie żył, podobnie jak jego następca prawny, a ostatni Borijin był pięcioletnim chłopcem w niepewnym stanie zdrowia.
Małżeństwo z wdową po Wielkim Chanie było bezpośrednią drogą do tronu (niezależnie od tego, ile była warta). Ale Manduhai odrzuciła najbardziej prawdopodobnego kandydata. Następnie poślubiła pięcioletniego Batu Mongke i ogłosiła go Dayan Khanem.
- W anarchicznym społeczeństwie, w którym więzi rodzinne były wszystkim, "oboje byli zupełnie sami na tym świecie" - opisuje Weatherford. - Nie mieli rodziców, rodzeństwa, ciotek, wujków, siostrzenic, bratanków ani nawet kuzynów. Nie można było oczekiwać, że sierota i wdowa przeżyją sami, ale w rzeczywistości nie byli samotni. Mieli siebie nawzajem.
Wojownicza królowa
Wychowując swojego męża, Manduhai wyruszyła na wojnę. Musiała zjednoczyć swój lud, kontrolować strategiczne tereny trawiaste i złamać władzę lokalnych watażków - a także trzymać dynastię Ming na dystans. Ruszyła do boju wraz ze swoimi żołnierzami i systematycznie zwyciężała.
W międzyczasie dawała swojemu chłopcu-mężowi dobrą edukację, jak być skutecznym władcą. Weatherford zauważa, że "niedociągnięcia Czyngis-chana jako ojca w końcu przyczyniły się do upadku jego imperium, a tym samym zniweczyły dorobek całego życia. Miała tylko jednego chłopca i była zdeterminowana, by uczynić z niego przywódcę w czasie wojny i pokoju".
Udało jej się to nadzwyczaj dobrze. Zajęło to 30 lat wojny i dyplomacji, ale Manduhai zjednoczyła Mongolię bez walki z Chinami (Mingowie woleli zamiast tego zbudować Wielki Mur).
Miała też ośmioro dzieci z Dayan Khanem, w tym trzy pary bliźniąt - sukcesja była zapewniona. Jej potomkowie rządzili Mongolią aż do przybycia Sowietów w latach dwudziestych XX wieku.
Weatherford, antropolog, jasno wyjaśnia złożoność mongolskiej kultury i polityki, pokazując, jak wpływały one na wszystko, od życia rodzinnego po prowadzenie wojny. Ta kultura szanowała kobiety - osobisty szacunek Czyngis-chana do nich pozwolił mu osiągnąć znacznie więcej, niż mógłby osiągnąć, mając do dyspozycji tylko mężczyzn.
Choć Manduhai Mądra zawsze była dla Mongołów bohaterką ludową, niewiele zachowało się o niej zapisków. Weatherford musiał poskładać jej historię z wielu źródeł. A jest to historia niezwykła - imperium zbudowane przez brutalnego geniusza, który szanował swoje żony i córki, utracone przez jego marnotrawnych synów, a odzyskane dwa wieki później przez odważną młodą kobietę i ostatniego potomka starego chana.
Źródło: The Tyee