Uwaga – poniższy tekst jest tłumaczeniem artykułu z 2017 roku!
Mamy rok 2017. Gdy Donald Trump zostanie prezydentem USA, wielu sięgnie po drinka. Waszyngton zatętni od huczących przyjęć, gal i balów.
Możliwe, że celebryci to wydarzenie zignorują, lecz stolica USA i tak będzie pulsować w rytmie brzęczących kieliszków i strzelających korków. Po całym kraju entuzjastyczni zwolennicy Trumpa będą wznosić toast za jego inaugurację, podczas gdy inni będą próbować zagłuszyć swoje zaniepokojenie alkoholem.
Na całym świecie alkohol stanie się towarzyszem tej historycznej zmiany. Na przykład, w północnym Londynie, pub Old Queens Head zaplanował tematyczną imprezę „Armageddon”, by uczcić początek prezydentury Trumpa.
Sam Trump nie włączy alkoholu w pierwsze godziny swojej kadencji jako najpotężniejszy polityk globu. W rzeczywistości nie tknie go w piątkowy wieczór, ani w żaden inny dzień swojej prezydentury.
– Nigdy nie piłem alkoholu – deklarował Donald Trump w rozmowie z Fox News po zwycięstwie w listopadowych wyborach w 2016 roku. W przeciwieństwie do George’a W. Busha, który przestał pić po osiągnięciu 40. roku życia i pozostawał abstynentem podczas urzędowania, Trump unikał alkoholu przez całe życie, co czyni go wyjątkowym w gronie współczesnych prezydentów USA.
Powodem dla trzeźwości Trumpa jest tragiczny los jego starszego brata Freddiego, który zmarł na chorobę alkoholową w wieku zaledwie 42 lat. Jak twierdzi, była to dla niego bolesna nauczka, która utwierdziła go w przekonaniu, że nigdy nie powinien sięgać po alkohol.
– Jeśli nie zaczniesz, nigdy nie będziesz miał problemu. Jeśli jednak zaczniesz, możesz się z nim zmierzyć. A jest to problem trudny do rozwiązania – mówił Trump w wywiadzie dla Fox News.
Czy abstynencja wpływa na styl prezydentury? George W. Bush po latach nadużywania alkoholu zamienił go na pasję do fitnessu Jego polityka zagraniczna, szczególnie inwazja na Irak, może nie świadczyć najlepiej o prezydenturze abstynenta.
Podobnie jest z idealistyczną, ale skomplikowaną polityką zagraniczną Jimmy’ego Cartera, innego prezydenta-abstynenta. Jego kadencja w Białym Domu wydawała się być nieco ponura i stresująca dla gości o bardziej towarzyskim usposobieniu.
Senator Ted Kennedy wspominał wieczory pełne poważnych rozmów: „Przychodziłeś około 18:00 lub 18:30, a jednym z pierwszych przypomnień było to, że on i Rosalynn pozbyli się wszelkiego alkoholu z Białego Domu. Podczas prezydentury Cartera nigdy nie podawano trunków. Nie życzył sobie luksusów ani żadnych przejawów światowego życia” – odnotował Kennedy.
Tymczasem umiarkowane picie wydaje się korzystniejsze. Franklin D. Roosevelt, często umieszczany na czele list najwybitniejszych amerykańskich prezydentów, który poprowadził kraj przez Wielki Kryzys i II wojnę światową, zawsze miał pod ręką martini. Cenił sobie rytuał godziny koktajlowej, kiedy to sam przygotowywał mocne drinki dla przyjaciół, co niewątpliwie pomagało mu się zrelaksować i na chwilę odciążyć od ciężaru spraw państwowych.
John F. Kennedy czasem delektował się daiquiri, ale bardziej niż wino preferował towarzystwo kobiet, zachowując przy tym trzeźwy umysł w czasie kubańskiego kryzysu rakietowego. Inni prezydenci byli jednak nieco bardziej lekkomyślni w swych alkoholowych przyzwyczajeniach.
Lyndon Johnson, znany w Waszyngtonie z upodobania do whisky Cutty Sark i napojów gazowanych, już jako lider większości demokratycznej w Senacie, przeniósł ten nawyk do Białego Domu. Johnson, który po ataku serca wyznał swojemu lekarzowi, że życie ceni najbardziej za „whisky, słońce i seks”, z radością przyjmował gości na swoim ranczu w Teksasie, gdzie alkohol lał się strumieniami.
Jego specjalny asystent, Joseph A. Califano, wspominał przejażdżki po ranczu: „Podczas jazdy za nami podążał samochód z agentami Secret Service. Prezydent pił Cutty Sark z sodą z dużego, białego, plastikowego kubka.
„Od czasu do czasu Johnson zwalniał, wyciągał lewą rękę na zewnątrz samochodu, machając kubkiem. Agent Secret Service podchodził do auta, przejmował kubek i wracał do kombi, gdzie inny agent napełniał go na nowo, podczas gdy ten pierwszy biegł za pojazdem”
Najbardziej niepokojący obraz picia prezydenta przedstawia jednak Richard Nixon, człowiek odpowiedzialny za prowadzenie nuklearnego arsenału, który mógł w każdej chwili wywołać zagładę świata.
Według jego sekretarza stanu, Henry’ego Kissingera, problem Nixona polegał na tym, że niewielka ilość alkoholu mogła go pobudzić, a nocne groźby podjęcia działań wojskowych miały miejsce, gdy prezydent był w gorszym stanie.
Kiedy Korea Północna zestrzeliła amerykański samolot szpiegowski w kwietniu 1969 roku, rozwścieczony Nixon rzekomo nakazał taktyczne uderzenie nuklearne i polecił szefom połączonych sztabów zarekomendowanie celów. Według historyka Anthony’ego Summersa, powołującego się na ówczesnego najlepszego specjalistę CIA ds. Wietnamu, George’a Carvera, Henry Kissinger rozmawiał z dowódcami wojskowymi przez telefon i zgodził się nie robić nic, dopóki Nixon nie wytrzeźwieje do rana.
Na początku lat siedemdziesiątych afera Watergate zaczęła dławić prezydenturę Nixona, a polityk coraz częściej sięgał po alkohol i tabletki nasenne, aby poradzić sobie z presją. Wieczorem 11 października 1973 roku nie był w stanie rozmawiać przez telefon z brytyjskim premierem Edwardem Heathem.
Heath chciał omówić najnowsze wydarzenia wojny arabsko-izraelskiej, ale zapis rozmowy między Henrym Kissingerem a jego asystentem Brentem Scowcroftem ujawnił, że prezydent był zbyt pijany, by rozmawiać z premierem.
Richard Nixon był ostrzeżeniem dla przyszłych prezydentów przed niebezpieczeństwem łączenia pychy z piciem. Przypomina również o niesamowitej władzy wykonawczej, jaką ma prezydent USA, jeśli chodzi o prowadzenie spraw zagranicznych.
Źródło: BBC UK